piątek, 7 listopada 2014

#10 Czas nie leczy ran, on je goi

Tak wiem, jetem okropna. Przepraszam i tym rozdziałem błagam o wybaczenie. Mam nadzieję, że się spodoba :)
&&&
                       Późnym wieczorem Draco wysłał list do rodziców mówiący o całej sytuacji, która wyszła na jaw w ostatnim czasie. Niedługo po podaniu zwiniętego kawałka pergaminu i wypuszczeniu czarnego puchacza, otrzymał odpowiedź.
                               Kochany Draco!
                Cieszymy się z ojcem, że znalazłeś chwilę czasu, by do nas napisać. Nawet nie wiesz jak bardzo za Tobą tęsknimy! I swoją drogą, Synku, mógłbyś mu wreszcie wybaczyć. Dobrze wiesz, że był pod wpływem Imperiusa przez te wszystkie lata!
                W każdym razie, jesteśmy szczęśliwi, że Lenka nareszcie się odnalazła i nie mogę sobie wybaczyć, że pozwoliłam na to wszystko co ją spotkało ze strony Śmierciorzerców. Najbardziej żałuję, że nie mogłam jej pomóc, gdy byliśmy w Malfoy Manor… Całe szczęście, że z ojcem pozbyliśmy się tego domu zaraz po wojnie. Nie możemy uwierzyć, że przez tyle lat była tak blisko, a my nic nie zauważyliśmy! Zapraszamy was na obiad w sobotę o 14, mam nadzieję, że przyjdziecie spróbować posiłku robionego własną różdżką! Będą wszyscy, a przynajmniej mam taką nadzieję! Harry, Neville, Blaise, Pansy, Bianka, Alex, Amanda i Raphael, nawet Luna, Padma i Ginny powiedziały, że się postarają, gdy usłyszałam, że przyjaźnią się z Pansy od razu wysłałam do nich sowę z zaproszeniem! Bardzo cię proszę, przekonaj Lenę, czy też Hermionę, nie mam pojęcia którego imienia używa, żeby się pojawiła, koniecznie z Hope! Pragnę, żeby poznała nas od tej prawdziwej strony na nowo.
                Pamiętaj, widzimy się w sobotę o 14 w naszym domu pod Londynem!
Pozdrawiamy,
Mama i Tata
                Kiedy skończył czytać list mimowolnie na jego usta wpłynął szczery uśmiech spowodowany nieskładnością  i gdzieniegdzie rozmazanym atramentem na pergaminie. Był pewny, że jego matka pisała list pośpiesznie i nie zdziwiłby się, gdyby pominęła kilka osób, jakie będą obecne na obiedzie. Nie zaskoczyło go, że Narcyza kolejny raz namawiała Draco do wybaczenia Lucjuszowi. Rozumiał, że od tego ataku, kiedy zniknęła Lena, ojciec żył pod wpływem zaklęcia, ale zawsze wtedy wspominał te okropne chwile. Kiedy widział bitą matkę, kiedy ojciec bił i jego, torturował dla pokazania, że jest panem w tym domu, za każde słowa sprzeciwu jego ciało doznawało niewyobrażalnego bólu, a za słowa sprzeciwu mamy, umysł młodego Malfoy’a przeżywał katusze. Doskonale pamiętał jak ojciec zareagował w wakacje po pierwszej klasie na informację, że nie wyzywał nikogo od szlam. Nienawidził siebie za to jedno słowo, dwie sylaby, pięć liter, skierowane w stronę kasztanowowłosej Gryfonki, za każdym razem kiedy obrażał ją lub kogokolwiek innego nie spal pół nocy przeżywając katusze i natłok myśli, które sprowadzały się do jednego sformowania, że jest złym człowiekiem, że jest jak ojciec. Czasami nawet czuł się kontrolowany i nie wiedział, że to było możliwe, ale osoba działająca pod wpływem Imperiusa kontrolowała jego myśli i zachowanie. Kiedy dowiedział się prawdy, część jego umysłu odetchnęła z ulgą, ale pozostała część wciąż żyła w strachu, że ten Lucjusz odżyje i kolejny raz sprowadzi na rodzinę tylko ból i cierpienie.
                Nawet nie zorientował się, że siedzi pod ścianą w małym salonie na górze apartamentu, a z jego oczu płyną łzy. Nie chciał wspominać przeszłości, przez którą przeżywał katusze i stracił szacunek tylu ludzi. Przez te przemyślenia otwarły się mosiężne drzwi skryte w najdalszym zakątku jego umysłu, za którymi znajdowały się te wszystkie momenty, kiedy był bezsilny mimo, że mógłby zrobić tak wiele. Chwycił się za głowę rozpaczliwie próbując odgonić od siebie natłok myśli, przed którymi uciekał przez tyle lat. Właśnie w takim stanie znalazła go Hermiona. W całkowitym rozbiciu, żeglującego po skrajnych uczuciach. Przypatrywała mu się intensywnie, ale przestraszyła się, gdy zaczął się histerycznie śmiać. Potrząsając go za ramię i wykrzykując jego imię starała się wyrwać go z tego dziwnego transu. Kiedy wreszcie na nią spojrzał, w jego oczach ujrzała błaganie o pomoc. W tamtym momencie nie wiedziała czy zamieszkali razem ze względu na jej stopniowo zanikające już ataki, czy też ze względu na Ślizgona, który w każdej chwili mógłby znaleźć się takiej sytuacji, tylko że bez możliwości pomocy. Nie wiedząc co powinna zrobić przytuliła go mocno, a on wtulił się w nią jak sześciolatek w matkę zaraz po przebudzeniu się z koszmaru. Starając się nie zwracać uwagi na ciepłe krople wsiąkające w jej koszulkę, gładziła go po plecach szepcząc słowa na uspokojenie, które częściowo koiły jego zbolałą duszę.
-Przepraszam, Hermiono… Tak bardzo cię przepraszam…- gorączkowo szeptał do ucha dziewczyny otulając je ciepłym oddechem.
W czasie, gdy Ślizgon uspokajał swój oddech i myśli, ze swojego pokoju cichutko wyszła Hope, a kiedy znalazła mamę i ujrzała w jakim stanie jest jej nowy wujek popędziła do nich potykając się o swoje krótkie nóżki. Miona zauważyła jej Aniołka dopiero, gdy dziewczynka pogładziła swoją delikatną dłonią policzek arystokraty i otarła resztki łez.
-Przeszłość zawsze będzie z nami, musisz pozwolić sobie pomóc, wujku Smoczusiu- Angel uśmiechnęła się delikatnie i przekrzywiła głowę delikatnie w bok, a z jej całego ciała bila niewyobrażalna siła i mądrość.
Malfoy nie miał pojęcia skąd ta mała istotka wiedziała czym się zadręczał, ale przez jej dotyk poczuł niewyobrażalna ulgę. Słyszał kiedyś o tym, że dzieci i zwierzęta mają o jeden zmysł więcej. W tamtym momencie poczuł, że nie bez powodu mała Hope jest nazywana Aniołkiem, bo stała się dla niego Aniołem Stróżem. Trzylatka spojrzała na niego i przytuliła się mocno.
-Hope, coś się stało? Dlaczego wstałaś?- zapytała Miona kiedy wszyscy usiedli popijając herbatę lub, w przypadku byłej Gryfonki, kakao.
-Nie wiem. Przebudziłam się i wyszłam cię poszukać, żebyś mi coś poczytała.
-Wypij herbatę i spróbuj sama zasnąć, przyjdę do ciebie później- podeszła do córki i pocałowała ją w czoło.
-Opowiesz mi, co się stało?- zapytała z przejęciem, kiedy Hope opuściła pomieszczenie.
-Moja mama przysłała mi list, zaprasza naszą trójkę na obiad w sobotę. Podobno mają być wszyscy- odpowiedział cicho.
-Draco… Dobrze wiesz o co mi chodzi- popatrzyła na niego wyczekująco, na co on westchnął.
-No… dobrze. Tylko proszę cię, nie przerywaj mi- spojrzał na nią niepewnie i wciągnął szybko powietrze, żeby po chwili wolno je wypuścić.- Słyszałaś o tym, że mój ojciec został uniewinniony? Odkryto, że przez prawie piętnaście lat żył pod wpływem Imperiusa. Przez te wszystkie lata był kontrolowany, prawdopodobnie przez samego Voldemorta. Zdarzało się, że kontrolował i mnie. Z początku była to kontrola psychiczna, kazał mi patrzeć na cierpienie matki, później doszło do fizycznej, kiedy on sam mnie bił i torturował, a z czasem zmieniło się to w kontrolę bezpośrednią, czyli przestał się bawić i władał moim umysłem oraz zachowaniami. Mimo, że wiem kto był za to bezpośrednio odpowiedzialny, w głębi duszy ciągle żyję w strachu, że pewnego dnia ten terror powróci. Z jednej strony chcę mu wybaczyć, kiedy widzę jak bardzo mamie na tym zależy, czuję się jakbym sprawiał jej ból przez sam fakt, że nie potrafię zapomnieć, ale z drugiej strony podświadomie chowam do niego urazę, wiem, że jest odpowiedzialny za te wszystkie rzeczy, które sprawiły, że jestem złym człowiekiem…
-Darco, Syriusz powiedział kiedyś Harry’emu, że nie jest złym człowiekiem, jest dobrym człowiekiem, któremu przytrafiło się wiele złych rzeczy. To zdanie było skierowane do Potter’a, ale najwyraźniej jesteś do niego podobny pod względem złych przeżyć. I błagam cię, nie zadręczaj się, a złe wspomnienia zastąp nowymi, dobrymi. Masz przyjaciół, Diabełka, Wybrańca, Neville’a, Pans, mnie, Hope. Nie musisz się już niczego bać, jesteśmy z tobą i zawsze będziemy.
-Jesteś pierwszą osobą, której o tym powiedziałem…
-Nie martw się, uważam że kiedy będziesz na tyle silny, żeby zdradzić im co czujesz to zrobisz to. Takich rzeczy nie powinno się dowiadywać przez osoby trzecie. Skoro ty mi coś wyznałeś, to teraz moja kolej.
-Nie! Nie musisz tego robić! Ja… nie wymagam tego od ciebie…
-Wiem, Draco. Ale chcę to zrobić. Ty pokazałeś, że mi ufasz, ja chcę to samo pokazać tobie- uśmiechnęła się delikatnie.- Przy porodzie Hope były problemy… Przez to wszystko kilka dni po wyjściu ze szpitala dowiedziałam się, że sztylet, którym torturowała mnie Belatrix miał w sobie truciznę. Ona powinna powodować u mnie bezpłodność. Lekarze nie wiedzieli jakim cudem udało mi się zajść w ciążę. Ja w głębi duszy czułam, że została mi ona zesłana, właśnie wtedy zaczęłam nazywać ją moim Aniołkiem, bo była moją szansą na odwrócenie losu, który dotychczas tylko mnie ranił. Po porodzie dowiedziałam się, że na powrót stałam się bezpłodna. Hope jest i będzie moim jedynym dzieckiem- po policzku Miony spłynęła pojedyncza łza- dlatego tak bardzo ją kocham. Nie sądziłam, że będę gotowa powiedzieć to komukolwiek, ale czuję, że tobie mogę zaufać, zwłaszcza, że Hope tak szybko się do ciebie przywiązała… Jeszcze z nikim nie znalazła wspólnego języka tak szybko. Łączy was wyjątkowa więź…
                Sytuacja sprzed kilkudziesięciu minut odwróciła się i teraz to Draco pocieszał Hermionę, która zrozpaczona chlipała mu cichutko w ramię. Świadomość, że nie będzie miała dziecka poczętego z miłości dobijała ją, ale bardziej bała się, że nie ofiaruje Hope odpowiednio dużo uczucia ze względu na sytuację w jakiej została poczęta, a także ze względu na ojca dziewczynki, o którym przypominała sobie gdy tylko spojrzała na piękne rude loki córeczki. Przez tyle lat krzywdził ją nawet bardziej niż Malfoy, bo sam fakt, że był jej przyjacielem i sprawiał jej ból potęgował jej cierpienie.
                Dwójka współlokatorów usnęła wtulona w siebie, oboje ze śladami łez na policzkach i z okropnymi przeżyciami w sercach. Dla osoby, która nie wiedziała co spotkało każde z nich, wyglądali jak siedem nieszczęść. Zewnętrznie byli zupełnie inni, ale ich serca biły jednym rytmem, tylko musieli jeszcze to odkryć. Późno w nocy mała ruda istotka przykryła ich kocem i z uśmiechem na ustach zniknęła za drzwiami swojego pokoju.
&&&
                Przez większość życia towarzyszyło jej uczucie pustki, zawsze czegoś jej brakowało. Pamiętała o Lenie, ale strach o jej życie siostry sprawiał, że zamykała się w sobie. Wiedziała, że ma obok siebie Alex, a nieco później znalazła nowych przyjaciół, lecz mimo to brak bliźniaczki i informacji o niej sprawiały, że ciężar na sercu z każdego dnia się powiększał. Kiedy wreszcie ją zobaczyła, była w szoku, ale odczuła ulgę dopiero, gdy uświadomiła sobie, że to nie jedno z jej wyśnionych marzeń, ale rzeczywistość.
                Kiedy razem z rodzicami i Alex znaleźli się we Francji wprowadzili się do dużego domu jednorodzinnego, który był równie przytulny co zwyczajny. Niedługo potem dziewczynki zaprzyjaźniły się z mugolami z sąsiedztwa, a także z niektórymi czarodziejskimi dziećmi. Wraz z pierwszą wycieczką do Beauxbatons Bianka poznała Simona Reul’a- mugolaka o czarnych jak słoma włosach i wiecznie uśmiechniętej twarzy. Rok później do Akademii zawitała Alex, która zapoznała się z bratem Simona- Nikolasem. Bracia różnili się kolorem oczu i strukturą czarnych włosów, Simon miał piękne piwne oczy i proste, zwykle w nieładzie włosy, a włosy Nikolas’a o czarnych oczach były kręcone, przez co układały się w urocze loczki. Obaj byli wysocy i szczupli, a przyjaciółki wyglądały przy nich jak dwa małe skrzaty. Dwaj czarodzieje od razu załapali wspólny język z dziewczynami, dzięki czemu cała czwórka zaprzyjaźniła się, a Reul’owie w jakiś sposób zastąpili arystokratkom braci.
                Bianka nie mogła się doczekać soboty, ponieważ na obiedzie u Narcyzy mieli się pojawić również jej francuscy przyjaciele. Przyjechali oni po części w odwiedziny, ale w większości służbowo. Wysłali ich do Departamentu Tajemnic, gdzie mieli dostarczyć ważne wspomnienia, a także zapoznać się z jego funkcjonowaniem w Wielkiej Brytanii. Przyjaciółki były podekscytowane, że bracia poznają ich rodziny i znajomych. Marzyły o tym, by najważniejsze dla nich osoby się dogadały.
&&&
                Piątek okazał się dla dwójki współlokatorów dniem niespodzianek. Pierwszą był fakt, że obudzili się razem na podłodze przykryci kocem. Drugą był fakt, że byli spóźnieni do pracy. A to był dopiero początek…
                Kiedy uporali się z obudzeniem, przygotowaniem do wyjścia i odwiezieniem Hope do Pansy, szybko teleportowali się do Ministerstwa, gdzie zaatakowała ich następczyni Rity Skeeter, kolejna wścibska dziennikarka plotkarskiego magazynu Miracle. Zadawała pytania z prędkością światła i sama na nie odpowiadała, tak, że samopiszące pióro nie nadążało. Hermiona nie odzywała się, tak samo Draco, a odchodząc wskazała różdżką na prawie zapełnioną rolkę pergaminu, a chwilę potem był już tylko kupką popiołu i straconego czasu. Po tym incydencie udali się wprost do Departamentu Tajemnic, lecz przed drzwiami prowadzącymi do niego ujrzeli dwójkę młodych czarodziei, którzy na pewno nie pracowali w Ministerstwie.
-Dzień dobry! Mogę w czymś pomóc?- zapytała uprzejmie Miona.
-Dzień dobry. Właściwie to tak. Byliśmy umówieni z dyrektorami tego Departamentu na godzinę 10.30. Niestety, nie możemy się dostać do środka.
-Nie dziwię się panom, na drzwi zostały rzucone potężne zaklęcia zakazujące wstępu. Rozumieją panowie, środki bezpieczeństwa. Przepraszamy za spóźnienie, ale już jesteśmy. Zapraszamy- wytłumaczył Malfoy i nacisnął klamkę, a potężne drzwi ustąpiły.- Draco Malfoy, jeden z dyrektorów Departamentu Tajemnic, a to jest…
-Hermiona Zabini, proszę, zwracajmy się do siebie po imieniu- powiedziała otwierając kolejne drzwi, które prowadziły do hallu gabinetów.
W korytarzu przy biurkach siedziały dwie sekretarki, które rozmawiały przez telefony, ale przywitały się gestami z szefostwem. Była Gryfonka poprosiła je o przygotowanie czterech kaw i zaprosiła gości do swojego gabinetu. Draco już odsunął dzielące dwa pomieszczenia drzwi, więc także znalazł się w pomieszczeniu.
-Nazywam się Simon Reul, a to mój brat Nikolas. Przysyła nas francuskie Ministerstwo Magii. Mamy zapoznać się z pracą tutejszego Departamentu Tajemnic, jedynego na świecie zresztą.
-Oraz przyjechaliśmy przekazać wam to, od samej pani Miniter- młodszy z braci położył na stole paczkę z pieczęcią Ministerstw Francji.
-Tak więc, co chcecie wiedzieć o naszej pracy?- zapytał Malfoy rozsiadając się w fotelu.
-Nowa część Departamentu, jak to działa?- Nikolas przysiadł się do arystokraty, a za nim Simon i Hermiona.
-No cóż… My sami do końca nie wiemy, ale jest to coś na zasadzie odnajdywania przeszłości. Zbieramy wspomnienia z całego świata i wlewamy je do Myślosiewni, która w jakiś pokręcony sposób sprawia, że jeżeli splamisz ją kroplą krwi, odnajdzie wspomnienie o tobie lub o członkach twojej rodziny i ukaże ci je.
-Naszym zadaniem jest zbierać wspomnienia i umieszczać je w Myślosiewni, a także pilnować, by nikt niepowołany nie dostał się do nich. To jest teraz nasze główne zadanie.
-Rozejrzymy się tu przez kilka dni, pooglądamy waszą pracę, zgoda?
-Jasne, nie ma sprawy. Chcecie coś jeszcze wiedzieć?
-Mam pytanie, nie do raportu, tylko do was. Co jest najgorsze w tej pracy?
-Zdecydowanie wspomnienia od zmarłych. Możesz nie wierzyć, ale czarodziejski mózg zachowuje wspomnienia na 10 dni po stwierdzeniu zgonu. Odkryli to niedawno magomedycy, przez co łatwo można teraz odkryć kim był morderca. Ale sposób na wyciąganie tych informacji- ohyda!- wzdrygnęła się z obrzydzeniem kobieta.
-Już nie bądź taka delikatna, po prostu musimy rzucać zaklęcia na trupa, tyle w temacie.
-Jesteś okropny, jak może cię to nie ruszać! Naruszamy czyjąś prywatność grzebiąc po jego głowie!
-Prywatność im się już do niczego nie przyda- stwierdził z uśmiechem na ustach Draco.
-Jesteś nieczuły. Nie wmówisz mi, że cię to nie rusza…
-Dobra, przestańcie, bo zaraz dojdzie do rękoczynów- przerwał Simon próbując rozładować atmosferę.
-Jak wy ze sobą wytrzymujecie w pracy?- zdziwił się Nikolas.
-Przyzwyczajenie- odparli równocześnie, po czym spojrzeli na siebie spod byka.
&&&
                W sobotę po południu w apartamencie na ostatnich dwóch piętrach rozpoczęła się prawdziwa gonitwa. Domowniczki zwlekły się z  łóżek dopiero po dwunastej nieświadome czekającego je spotkania. Kiedy zobaczył je Draco spojrzał na nie zdumiony i postanowił powiadomić o zbliżającym się obiedzie u Malfoy’ów.
-Angel, czemu wy jeszcze nie gotowe?
-Na co mamy być gotowe, wujaszku?- zapytała ziewając uroczo.
-Za mniej niż dwie godziny jesteśmy umówieni na obiad z moją mamą- poinformował jakby to było oczywiste.
-I mówisz mi o tym teraz?!- wściekła się Hermiona.
-A nie powiedziałem ci o tym wczoraj? Musiałem zapomnieć.
-Malfoy! Zejdź mi z oczu, bo przysięgam, że zabiję!- zagroziła z uśmiechem na ustach była Gryfonka.
-Groźby są karalne, skarbie- Draco oparł się o framugę drzwi, ale gdy w jego stronę poleciała ścierka podniósł ręce w geście kapitulacji.- Dobrze, dobrze już sobie idę! Ale zostało wam tylko półtorej godziny!
                Hermiona przygotowała sobie i córce lekkie śniadanie- płatki zbożowe z mlekiem, a potem zjadły razem rozmawiając. Hope poszła się umyć, a w tym czasie jej mama wybierała dla niej ubrania. Przez dłuższy czas zastanawiała się w co powinna ubrać dziewczynkę i w takim stanie zastał ją Draco.
-Weź to, w czym będzie jej wygodnie. Mama nie napisała w zaproszeniu nic o oficjalnych strojach- odezwał się po jakiś czasie, w którym się jej przyglądał.
-Łatwo ci mówić, nie mam pojęcia jak twoja matka zareaguje na naszą obecność.
-To ona was zaprosiła, nie ja. Ubierz Angel spodnie i jakąś ładną bluzeczkę i będzie, nie ma co się stroić. Swoją drogą mała nieźle fałszuje pod prysznicem, zapewne jak mamusia- zaczepił Mionę.
-A odczep się, Malofy- uderzyła go lekko, ale mimo to uśmiechnęła się.
Pół godziny później aportowali się pod nowy dom Malfoy’ów, drzwi otworzyła im Alex, która nie zapomniała zażartować o ich spóźnieniu.
-Wiem, że macie swoje sprawy w waszym mieszkaniu, ale żeby się spóźnić dwadzieścia minut?- dołączył się Blaise.
-Czy mi się wydaje, czy nasze Dramione już przyszło?- usłyszeli stłumione wołanie Pansy.
-Świetnie, Malfoy, jakbyś mi powiedział o tym spotkaniu wczoraj to na pewno byśmy się wyrobili!
-Nie wydaje mi się, te dwie tutaj to straszne guzdrały- teatralnie wyszeptał wskazując na Mionę i Hope.

środa, 20 sierpnia 2014

Miniaturka #5 Zmiany cz. 2

Bardzo przepraszam, że trwało to tak długo, ale są wakacje, a moje zawsze są nieprzewidywalne. Wyjechałam do przyjaciółki i naprawdę nie miałam czasu.
Oto część druga, na którą czekały przynajmniej te 13 osób, które zagłosowały na 'tak' w ankiecie.
Przepraszam, że jest taka krótka, ale nie planowałam drugiej części i więcej nie mogłam wymyślić, chociaż od dłuższego czasu się starałam.
Bardzo się cieszę z tego, że w ciągu ostatniego miesiąca przybyło tutaj ponad 2000 wyświetleń i
Dziękuję Wam za to ogromnie!
Miśki, komentujcie proszę ♥

&&&

Część II.
                Szli ruchliwą ulicą Londynu z zadowoleniem podjadając popcorn kupiony na jakimś stoisku obok mugolskiego banku.
-Czyli krótko mówiąc, jesteśmy bogaci?- zapytał Draco.
-No nie do końca. Jeden galeon to w mugolskim świecie pięć funtów. Czyli za, na przykład piwo płacisz jakiegoś galeona. Wychodzi nam to drożej, ale mimo wszystko jesteśmy zabezpieczeni finansowo. Zarówno moje, jak i twoje oszczędności nie mieściły się w jednej skrytce. Chociaż uważam, że i tak powinniśmy zacząć szukać pracy.
-Granger, a istnieje możliwość kupienia taksówki?
-Malfoy, taksówki nie, ale samochodu owszem. Mam w mieszkaniu komputer to pokażę ci zdjęcia, może akurat sobie cos wybierzesz- uśmiechnęła się.
-Okej, jak uważasz- chwycił ją za rękę.
-Ale najpierw kupimy ci komórkę, oj nie patrz tak na mnie, przecież wiesz, że już ci wytłumaczę! Pamiętasz jak zamawialiśmy pizzę? To był telefon stacjonarny, tak zwany domowy, ale istnieją również takie, które można nosić ze sobą, instalować różne aplikacje, robić zdjęcia, i tu cię zaskoczę, ruszające się zdjęcia w mugolskim świecie nie istnieją. Jeżeli już to jedynie filmy, takie jakie oglądałeś w telewizji. Teoretycznie to filmy składają się właśnie ze zdjęć, których jest po prostu tak dużo i są przesuwane tak szybko, że…- Hermiona nie zdołała dokończyć zdania, ponieważ pewien Ślizgon przerwał jej w dość przyjemny sposób.
&&&
Wieczorem Draco ugotował wyśmienitą kolację podaną przy świecach i wytrawnym winie. Nie spodziewał się jednak, że Hermiona ma aż tak słabą głowę i po trzech kieliszkach była już pijana.
-Wiesz co ci powiem, Draco? Od zawsze mi się podobałeś- szepnęła mu do ucha przegryzając je lekko, gdy leżeli wtuleni w siebie na kanapie.
-Granger, jesteś pijana. Gadasz bzdury.
-Ależ skąd! Nigdy w życiu nie byłam tak trzeźwa jak teraz- oburzyła się i popatrzyła na niego zamglonym wzrokiem.
-Misia, chodź, idziemy spać- Smok wziął ją na ręce i zaniósł do sypialni.
Kiedy zauważył, że spała, położył ją delikatnie na łóżku, przykrył kocem i pocałował w czoło, gdy chciał odejść poczuł jak Hermiona chwyciła go za przedramię.
-Zostań ze mną… -szepnęła.
&&&
                Kilka tygodni później czarodzieje z całego świata zaprzestali używania magii na dobre. Dwójka współlokatorów znalazła idealne rozwiązanie ich problemów zarobkowych. Otworzyli restaurację pod nazwą Szkoła Magii, która była zniewalająco podobna do Hogwartu. Każdy gość przed posiłkiem zakładał Tiarę Przydziału, która komputerowo przydzielała gości do jednego z czterech domów. Gryffindor, Slytherin, Ravenclaw i Hufflepuff. Po przydziale kelnerzy wręczali gościom odpowiednie plakietki bądź inne dodatki w kolorze odpowiedniego domu i otwierali im drzwi do Pokojów Wspólnych, z których mogli się udać na lekcje połączone z innymi domami. Sale lekcyjne były przystrojone w odpowiedni sposób i każda z nich serwowała odmienne potrawy, jedynie w Sali do Eliksirów znajdował się tylko barek z kolorowymi płynami oraz parkiet.  Sala bankietowa wzorowana była na Wielkiej Sali, a ogród z tyłu restauracji był niesamowicie podobny do hogwarckich błoni. PO odkryciu swojego kulinarnego talentu Draco szefował w kuchni, a Hermiona kontrolowała wszystko. Ustawiała menu do każdej z sal, by ciekawe nazwy zachwyciły klientów. Mila obsługa reagująca na przycisk Accio ubrana była w szkolne mundurki z kolorowymi naszywkami obsługująca jedynie swój dom. Raz po raz nad głowami gości przelatywał hologram ducha śmiejąc się dostojnie. Oboje nie spodziewali się aż tak dużej ilości gości. Często widywali znajome twarze ze szkoły, kiedy wychodzili z zaplecza porozmawiać z gośćmi lub zrobić niespodziankę jakiemuś maluchowi i wręczyć mu czarodziejską różdżkę zrobioną z żelków. Każdy wchodzący do restauracji odczuwał magiczną atmosferę tego miejsca, większość nie miała pojęcia dlaczego, ale nieliczni wiedzieli, że to za sprawą resztki magii Merlina. Po niecałym miesiącu  wieczorne stoliki były zarezerwowane z wyprzedzeniem na prawie pół roku! Każde dziecko mieszkające w Londynie i okolicach chciało przeżyć chociaż chwilę w Szkole magii przez co restauracja zaczęła organizować przyjęcia urodzinowe. Zaskoczeni popularnością restauracji właściciele większość czasu spędzali w Szkole magii, ale zdarzały się dni, kiedy po prostu robili sobie wolny dzień lub wieczór i spędzali razem czas.
                Podczas jednego z takich wolnych wieczorów wyjechali za miasto czarnym porsche Dracona. Hermiona była zaskoczona, że arystokrata tak szybko opanował jazdę samochodem. Kiedy dojechali na miejsce, przed ich oczami rozpościerały się hektary równego terenu, starego lotniska. Współlokatorzy spojrzeli na siebie, sprawdzili czy mają zapięte pasy i puścili muzykę na maksimum głośności. Były Ślizgon docisnął gaz do dechy i śpiewając piosenkę idącą właśnie w radiu pędzili 190km/h, raz po raz zanosząc się śmiechem.  Takie zachowanie stało się ich tradycją, przynajmniej raz na dwa tygodnie przyjeżdżali na pas startowy i wpadali w szaleństwo szybkości. Oboje uwielbiali szybką jazdę i w mieście czuli się osaczeni przez zakazy i nakazy, aczkolwiek zawsze zachowywali nakazane reguły. Na swój sposób szybka jazda pomagała im, oczyszczała myśli i pozwalała im uwierzyć, że dla nich nie istnieją żadne ograniczenia.
                Czasami zabierał ją do drogich restauracji i prowadzili długie rozmowy lub po prostu milczeli napawając się lekkością tej ciszy. Oczywiście, zdarzały im się kłótnie, ale oni wprost uwielbiali się godzić. Zwykle w tym samym czasie przychodzili do siebie i przepraszali za głupie zachowanie. Po upływie kilku miesięcy zamieszkiwania apartamentu Hermiony, Draco przyszedł po pracy później niż zwykle, a na jego twarzy gościł szeroki uśmiech. Tego dnia przeprowadzili się do domku jednorodzinnego położonego dwadzieścia minut piechotą od restauracji, a mimo to domek był w spokojnej okolicy.
&&&
                Prawie rok po otwarciu Szkoły magii Malfoy zabrał ją na jedną z ich tajemniczych kolacji. Polegały one na tym, że jedno z nich miało oczy przewiązane wstążką, a drugie prowadziło do miejsca posiłku. Czasami były to drogie restauracje z całego świata, innym razem romantyczna kolacja na szczycie wierzy Eiffela, a czasami hot-dogi z budki z nowojorskiego Central Parku.
                Tego dnia Hermiona była podekscytowana, ponieważ ostatnio ona zabierała go w przeróżne miejsca, zżerała ją ciekawość n co tym razem postawił nieprzewidywalny blondyn. Kiedy pozwolił jej ściągnąć wstążkę zaparło jej dech. Ku jej zdziwieniu znajdowali się w ich restauracji, w Sali Astronomicznej, która podobno miała być w remoncie jeszcze przez dwa tygodnie. Tymczasem ona siedziała przy stoliku ozdobionym delikatną srebrną lampką, która połyskiwała lekko. Sufit został całkowicie usunięty i nad ich głowami migotały wesoło miliony gwiazd, a rogalik księżyca zdawał się uśmiechać olśniewając swym blaskiem. Dekoracje niczym wyjęte z Wieży Astronomicznej zaskakiwały swą prostotą jednocześnie urzekając mądrością, jak z nich biła. Oprócz lampki na stoliku, który swoją drogą był jedynym w Sali, pomieszczenie oświetlały jedynie gwiazdy i księżyc. Zanim zdążyła skomentować niespodziankę kelner, wyjątkowo ubrany dzisiaj w białą koszule i czarny krawat, przyniósł im przystawki pod nazwą Kropla gwieździstego nieba, co okazało się być lekką zupą-kremem.
-Szczęśliwego Dnia Spadających Gwiazd, Hermiono. Pomyśl życzenie- szepnął, gdy brunetka zachwyciła się meteorami zostawiającymi świetlne pasy.
Zjedli Nową Konstelację, której tajemniczość polegała na zjedzeniu jej z przepaską na oczach umilając sobie kolację rozmową. Na deser podano im Gwiezdny Pył, były to lody ze srebrną posypką, która wnikała w lody przez co wyglądały one niepowtarzalnie.
                Draco jednak najlepsze zostawił na koniec. Cicha muzyka, która towarzyszyła im podczas kolacji  lekko się pogłośniła, a szarooki zaprosił Mionkę do tańca. Po kilku piosenkach muzyka jakby przycichła, a Malfoy odsunął się nieznacznie od byłej Gryfonki, która przystanęła i zdziwiona przypatrywała się gwiazdą. Wydawało jej się, że zaczęły się poruszać układając się w krótki napis. Zdezorientowana dziewczyna wyszeptała to zdanie w przestrzeń, ale zaraz usłyszała je nieco głośniej, wypowiedziane z ust Draco.
-Hermiono, wyjdziesz za mnie?- dopiero, kiedy na niego spojrzała zorientowała się, że przykląkł on na jedno kolano i wyciągnął w jej stronę aksamitne pudełeczko z pierścionkiem z białego złota.
Nadal będąc w szoku, spojrzała na niebo, ale tam wciąż widniały słowa, które każda kobieta chce usłyszeć w swoim życiu.
-Tak, oczywiście, że tak, Draco!- wyszeptała bojąc się zepsuć tej magicznej atmosfery, po czym rzuciła mu się na szyję.
Chłopak objął ją i delikatnie wsunął na jej palec serdeczny pierścionek zaręczynowy po czym szepnął jej do ucha:
-Kocham cię, najbardziej na świecie.
-Też cię kocham. Dziękuję, że jesteś- przytuliła się do niego mocno.
&&&
                               Czterdzieści lat później…
-Dziadku, a jak ty zrobiłeś, że gwiazdy kiedy się ruszały oświadczałeś się babci, skoro magia przestała wtedy istnieć?- zapytała szesnastolatka na rodzinnym obiedzie.
-No właśnie, Draco, jak ty to zrobiłeś?- zwróciła się do swojego męża siwa kobieta siedząca naprzeciw nastolatki.- Tyle lat minęło, a ja nawet nie wiem…
-Znalazłem tego dnia moją różdżkę, która wtedy nie zniknęła i rzuciłem nią to jedno, ostatnie zaklęcie po czym rozpłynęła mi się w dłoni. Ale istnieje też inna wersja. To po prostu za sprawą magii miłości- i uśmiechnął się szeroko, a wszyscy obecni odpowiedzieli mu tym samym.
                Hermiona popatrzyła po zebranych i uśmiechnęła się jeszcze szerzej. Miała cudowną rodzinę, której znakiem rozpoznawczym były piękne tlenione loki lub raz na jakiś czas proste jak struna kasztanowe włosy. Jej najstarszy syn z żoną i dwójką nastoletnich dzieci, siedział tuż obok młodszego brata, którego narzeczona była w ósmym miesiącu ciąży. Najmłodszy z synów zawzięcie rozmawiał ze swoimi bratanicami i bratankami, a jego dziewczyna śmiała się wraz z jedyną córką Hermiony i Draco, która jak do tej pory podążała szkolnymi śladami ojca i nie zamierzała się szybko ustatkować.

                Nikt nie spodziewał się, że świat bez magii okaże się zupełnie inny niż do tej pory.

Jeszcze raz, bardzo proszę o komentarze!Lubię nawet kropki :)



poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Ocena Wybitna #2

Zostałam nominowana do Libster Award przez Never.
Dziękuję raz bardzo <3

1.Czy kiedykolwiek podałabyś swoje szczegółowe dane osobie poznanej przez internet?
Jeżeli byłaby to osoba zaufana, z którą widziałam się np. na Skype to może i tak. Ale raczej nie podaję bardziej szczegółowych danych niż imię, nazwisko i data urodzenia. c:

2. Ile lat miałaś, gdy zaczęłaś blogowanie?
12, zaczynałam z autorską opowieścią. Rzuciłam się na głębokie wody, hehe xd Ostatnio jak ją czytałam to aż mi się śmiać chciało :D

3. Jakie jest twoje życiowe motto?
Szczerze? Nie mam jakiegoś motta czy złotej myśli, którą kieruję się w życiu. Ja po prostu sobie cichutko żyję i staram się nikomu nie przeszkadzać :)

4. Czy interesuje cię polityka?
Nie. Zupełnie się na tym nie znam i przeraża mnie fakt, że w tym roku będę się uczyć WOS-u.

5. Doświadczyłaś kiedykolwiek nudy w wakacje?
Własnie jej doświadczam :c Staram się jednak zagospodarować jakoś mój czas, żeby nie spędzać całych dni przed komputerem.

6. Lubisz horrory? Jakiś tytuł konkretny?
Z horrorami ja mam tak, że się mega boję, ale jak już oglądam (co się zdarza naprawdę rzadko) to nie zasłonię sobie oczu, bo po co... W Oszukać przeznaczenie, jeśli się zalicza do horrorów, to śmieszą mnie sceny śmierci, co jest irracjonalne, ale ja zwykle się tak zachowuję ^^

7. Jak wiele zrobisz dla osoby, którą prawdziwie kochasz?
Wydaje mi się, że zrobiłabym naprawdę dużo, ale to też zależałoby od danej sytuacji bądź osoby.

8. Czy mogłabyś w przyszłości zostać typową panią domu?
Nie sądzę. Jest mnóstwo argumentów przeciw, a niewiele albo nawet wcale argumentów za. Jestem straszną niezdarą i leniem, ale kto wie- może z wiekiem mi przejdzie :)

9. Uważasz siebie za osobą raczej twardo stąpającą po ziemi, czy wręcz odwrotnie?
Wręcz odwrotnie. Chodzę z głową w chmurach i czasami naprawdę trudno jest mi się skupić. Jestem osobą kreatywną i wyobrażam sobie bardzo dużo sytuacji, najczęściej na nich bazuję tę historię.

10. Masz jakieś sekretne miejsce, do którego się udajesz w chwilach słabości?
Niestety nie, ale od zawsze mi się marzy takie miejsce. Wyobrażałam sobie ich aż tyle! Wydaje mi się, że moja wyobraźnia jest w jakimś stopniu takim miejscem, jeżeli można ją zaliczyć.

Moje pytania:
1. Czy nałogowo oglądasz jakiś serial?
2. Co sądzisz o reinkarnacji?
3. Jak sądzisz, dlaczego ludzie kłamią?
4. Czy, gdybyś mogła/mógł cofnąć czas, zrobiłabyś/zrobiłbyś to?
5. Co Cię uspokaja?
6. Jak zachowujesz się pod wpływem skrajnych emocji?
7. Dlaczego, Twoim zdaniem, inność jest wyśmiewana przez społeczeństwo?
8. Masz jakieś znaki szczególne? Jakie?
9. Co najczęściej robisz podczas nudy?
10. Jak reagujesz na stres?

Nominuję każdego kto przeczyta ten post.
Jeśli chcesz możesz zrobić osobną notkę, ale odpowiedzi w komentarzach z miłą chęcią poczytam :)

sobota, 19 lipca 2014

#9 Aniołek

Nie jestem zadowolona z tego rozdziału. Wiem, że jest krótki, ale tak dużo się w nim dzieje, że od godziny zastanawiam się co mogłabym jeszcze dopisać, ale nic mi się nie klei...
Kilka osób pytało mnie o następną część miniaturki, chociaż ja jej nie przewidywałam xD
Głosujcie w ankiecie czy mam pisać kolejną część czy nie :)
Bardzo proszę o komentarze!
&&&
                Cofnijmy się 4 lata wstecz…
-Nie Ron, to koniec. Nie kocham cię, ten związek byłby bez sensu!
-Ale… miłość przyjdzie z czasem!
-Ronaldzie, skończyłam!- Hermiona odeszła szybko od rudzielca i teleportowała się do domu rodziców.
                Kilka tygodni później wracała samotnie z imprezy, gdy poczuła wielką dłoń na ustach, a następnie została zaciągnięta w ciemny zaułek. Po chwili została popchnięta na ziemię, a napastnik w kapturze, który zasłaniał jego twarz, zaczął rozpinać pasek. Kiedy próbowała wstać została uderzona w twarz, przez co znowu leżała na ziemi. Nie mogła podejść do torebki, aby wyciągnąć różdżkę, nie dawała rady się wyrwać. Jej brudna sukienka leżała rozerwana kilka metrów od niej, a napastnik przycisnął ją do ściany. Po twarzy Hermiony ciekły łzy, ale udało jej się zauważyć pełne żądzy spojrzenie. Bielizna została z niej zerwana i chwilę później poczuła rozdzierający ból, lecz gdy krzyknęła kolejny raz została uderzona w twarz i usłyszała syk przy uchu Zamknij się, szlamo., następnie była już tylko ciemność.
Nie wiedziała jak, ale udało jej się resztkami sił dotrzeć do domu. Spędziła pod prysznicem półtorej godziny, ale mimo to i tak czuła się brudna. Psychicznie. Ciągle myślała nad tożsamością jej napastnika. Była wręcz pewna, że go zna. Te oczy… W tym stanie nie mogła ich dopasować do żadnej ze znanych jej twarzy, więc postanowiła się przespać.
Po paru dniach nadal czuła się cała obolała, a do tego coraz częściej miała nudności. Zaniepokoiła się dopiero, gdy okres spóźnił jej się o dwa tygodnie. Szybko teleportowała się do Munga, gdzie przebadał ją magomedyk. Gratuluję, jest pani w ciąży. Nie wiedziała, że to zdanie wywoła w niej aż taki szok. Osiem miesięcy później urodziła córeczkę, Hope. Jej nadzieję, że wreszcie coś w jej życiu się zmieni i ten ogromny pech, jaki prześladował ją od zawsze, minie. Kiedy zobaczyła rude włoski dziewczynki, jej umysł zalały obrazy z takimi samymi oczami jak napastnika. Ronald Weasley. Chcąc temu zaprzeczyć wykonała w tajemnicy badania na ojcostwo. Postanowiła powiedzieć o tym jedynie przyjaciołom, którzy wiedzieli o Hope. Harry, Neville i Blaise obiecali wychować ją jakby to była córka każdego z nich, a dziewczyny pomóc przy wszystkim. Ron dla nikogo już nie istniał.
Powrót do regularnego czasu opowiadania.
Po wyjściu Bianki i Alex, małżeństwo Zabinich zostało, aby jeszcze trochę porozmawiać, a Draco udał się szukać dobrego wina na kolejną pogawędkę.
-Mionka, może odwiedzisz rodziców? Mama na pewno się ucieszy!- wyszczerzył się Blaise.
-I tak miałam za niedługo do nich jechać odebrać Hope.
-Hope? –zapytał Draco wchodząc do pomieszczenia.
-Misia… Musisz mu powiedzieć, Hope nie będzie przesiadywała u waszych rodziców cały czas, żeby tylko Smok się nie dowiedział- powiedziała Pansy patrząc wymownie na Granger, za niedługo znowu Zabinii.
-Masz rację. Malfoy, lepiej usiądź- opowiedziała mu całą historię.- Teraz Hope ma trzy latka i podczas remontu przesiadywała u rodziców Diabełka…
-Ejej, Mała, błagam cię nie płacz. Cieszę się, że ktoś zamieszka w tym twoim tajnym pokoju, do którego zabraniałaś mi wejść- Draco przytulił byłą Gryfonkę i otarł jej łzy, które nagle zaczęły wypływać z oczu kobiety.
-To… To wszystko… Mnie przerasta… Całe moje życie to wzloty i upadki… Dzieciństwo miałam wspaniałe, była tam Bianka, Alex, Blaise i ty… A potem wszystko się zmieniło, nie pamiętałam was… Później dostałam list ze szkoły -Pans i Blaise cicho wyszli z mieszkania nie chcąc przeszkadzać w tej rozmowie.- W Hogwarcie zawsze kiedy było dobrze, coś się psuło, wojna, wygrana… Zerwanie z Ronem, potem ten gwałt, wyjazd z dziewczynami… Hope, i teraz to wszystko… Pomóż mi, Draco…
-J-ja? –zawahał się- W czym mam ci pomóc?
-W uporządkowaniu tego bałaganu…
- Pamiętasz jak byliśmy mali i moja mama kazała mi sprzątać pokój, a ty zawsze pomagałaś? Teraz moja kolej, żeby ci pomóc, Mała- uśmiechnął się i spojrzał jej w oczy, po czym przytulił ją do siebie i szepnął jej do ucha.- Dasz radę, wierzę w ciebie…
-A jak ja w ciebie wierzę to już nikt więcej nie musi, bo moja wiara zastąpi cały świat- dokończyła z nim wycierając resztki słonych kropli z twarzy.- Przypomniałeś sobie?
-Nigdy nie zapomniałem, ten głos odzywał się zawsze, kiedy już miałem zwątpić w siebie.
&&&
                Mimo obecności całej piątki przyjaciół z dzieciństwa, stojąc przed domem państwa Zabinich, Hermiona cała się trzęsła ze strachu.
-Misia, czego ty się boisz? Przecież Hope regularnie odwiedza ciocię i wujka, więc ty ją przyprowadzałaś, tak?
-No tak, ale to zupełnie inna sytuacja. Teraz mają się dowiedzieć, że jestem ich córką, a Hope to ich wnuczka.
-Przecież oni już od urodzenia ją tak traktują!- uśmiechnął się pokrzepiająco Blaise.
-Wchodzimy?- zapytała cicho Alex.
-Tak- odpowiedziała pewnie Miona, ale po zrobieniu kilku kroków obróciła się i cofnęła.- Nie, nie idę tam.
-Długo jeszcze zamierzacie tak stać czy wreszcie wejdziecie do środka?- usłyszeli głos Amandy, która pojawiła się w oknie.
-Mama!- zawołała malutka rudowłosa dziewczynka, po czym rzuciła się na szyję Hermionie.
-Hej, Aniołku- uśmiechnęła się i pocałowała ją w głowę.
-Cześć wujku Diable! –Hope podeszła do Blaise’a i wystawiła mu rękę do przybicia piątki, a gdy on się zamachnął odsunęła ją i wyszczerzyła do niego.
-Mówisz Aniołek, Misia? -spojrzał na najmłodszą siostrę z powątpieniem.
-A was nie znam- dziewczynka spojrzała podejrzliwie na resztę młodych dorosłych.
-Hope! To niegrzeczne!- upomniała ją Hermiona.
-Hej, jestem Draco, ale przyjaciele mówią mi Smok- ukucnął przed nią i wyciągnął przed siebie dłoń, którą rudowłosa uścisnęła i potrząsała zawzięcie.
-Masz fajne włosy, lubię cię.
-Jestem Alex, siostra Draco- blondynka lekko poczochrała włosy Hope, na co ta jeszcze bardziej poszerzyła swój uśmiech.
Zaraz potem przeniosła swój wzrok na Biankę i zamyśliła się.
-Dlaczego ukradłaś wygląd mojej mamusi?
-Jestem Bianka, siostra Blaise’a i… twojej mamy- spojrzała niepewnie na rodziców.
-Słucham?- zapytała Amanda.
-Hermiona to… To Lena- wytłumaczył Diebeł.
-Naprawdę?- Raphael spojrzał na byłą Gryfonkę, która potwierdziła to skinieniem głowy.- Przez tyle lat byłaś tak blisko, a my tego nie zauważyliśmy? Co z nas za rodzice?
-Raph… Spokojnie, wiesz przecież, że za dużo razy rzucaliśmy Oblivate, widocznie takie są tego skutki. Nie mogę uwierzyć, że to ty kochanie- przytuliła Hermionę.- Oh, wybacz…
-Nic nie szkodzi… Mamo…- łzy wzruszenia stanęły Amandzie w oczach i ponownie przytuliła kobietę.
-Wujku Smoczusiu, czy to znaczy, że babcia i dziadek są moimi prawdziwymi babcią i dziadkiem?
-Dokładnie tak, Angel- zaśmiał się Draco.
-Angel? Hmm, ładnie. Coraz bardziej cie lubię wujku Smoczusiu!
                Kilka godzin później Malfoy teleportował się do hollu mieszkania z dwoma Grenger’ównymi lub Zabini’ównymi -jak kto woli- ze śpiącą Hope na rękach. Położył ją do łóżka w pokoju, do którego wstęp dotychczas był dal niego zakazany. Ściągnął jej buciki, przykrył kołdrą i pocałował w czółko. Wychodząc stanął w drzwiach, szepnął Dobranoc, Hope, nasza mała nadziejo, nasz Aniołku. i zgasił światło w biało-niebieskim pokoju przypominającym niebo.

piątek, 27 czerwca 2014

Miniaturka #5 Zmiany

Pomysł na tę miniaturkę wpadł mi do głowy już jakiś czas temu. A że chciało mi się miniaturki i, żeby dodać coś przed upływem miesiąca, oto ona! Dzisiaj skromnie, enjoy! :)
&&&

Po wojnie wszystko się zmieniło… Podczas Zwycięskiej Uczty walczący doznali szoku. W Wielkiej Sali pierwszy raz w historii, świece zaczęły się spalać, a topniejący wosk kapał wszystkim na głowy i do jedzenia.
-To coś oznacza! Czytałam o tym, na pewno!- Hermiona wciąż próbowała sobie przypomnieć co zwiastuje to nieszczęście.
Po kilku długich godzinach spędzonych w bibliotece Gryfonka znalazła Historię Hogwartu.
-Mam!- wykrzyknęła pomimo tego, że była sama.
Przyjaciele opuścili dziewczynę w najgorszym momencie. Harry umarł w Skrzydle Szpitalnym po kilkudniowej śpiączce, Ron przyjął na siebie całą sławę i korzyści z pokonania Voldemorta, a Ginny… gnije w Azkabanie. Nikt nie wiedział, że przez cały czas była szpiegiem Czarnego Pana, zaślepiła ją nieodwzajemniona miłość do Blaise’a Zabini’ego. Nikt inny nie zastąpiłby Granger tej trójki. Byli jeszcze dobrzy znajomi czy koledzy tacy jak Neville i Luna, ale oni nigdy nie zdobędą jej całkowitego zaufania.
Szybko kartkowała strony szukając interesującego ją rozdziału. Po krótkiej chwili odnalazła go, a po przeczytaniu jej twarz pobladła, a ręce zaczęły się trząść. Chwyciła książkę po pachę i biegiem ruszyła w stronę drzwi przez co wpadła na kogoś.
-Nic ci się nie stało?
-Wszystko w porządku, dziękuję… Malfoy?- zdziwiła się dziewczyna.
-Granger? Co ty tu…?
-Ja? Nie, nic, nie ważne. Wiem, ze to dziwnie zabrzmi, ale czy mógłbyś mi pomóc?
-To zabrzmi jeszcze dziwniej, ale jasne.
-No to chodź. Zbierz jak najwięcej osób na błonia, najlepiej wszystkich, których spotkasz. To naprawdę ważne. Dziękuję- powiedziała cicho i wróciła do biegu.
Dwadzieścia minut później stała na wielkim kamieniu i czekała, aż zebrani czarodzieje się uciszą.
-Jak już zdążyliście zauważyć świece w Wielkiej Sali zaczęły się spalać, a co za tym idzie gorący wosk kapie nam na głowy. Pamiętałam, że był to zły znak. Nie myliłam się. Proszę posłuchajcie mnie teraz bardzo uważnie! Odczytam fragment Historii Hogwartu.
                Lat temu kilka tysięcy żył czarodziej wspaniały, to on rozprzestrzenił magię na świat cały. Zwał się on Merlin. A jego żywiołem był ogień. Zostawił po sobie dziedzictwo, lecz także i magię. Świec zawsze mu brakowało, więc stworzył on jedną co nigdy nie gaśnie, a po jednej zapragnął więcej ich mieć i tak z jednej powstały setki. Gdy śmierć była blisko ostatnie zaklęcie rzucił na świece, żeby zgasły na lat trochę, a zabłysły dla większego dobra. I tak Czterej Założyciele odnaleźli skrzyń kilka, każda z nich świecami wypełniona, co za dotknięciem się zapalały i ku górze szybowały. Wykorzystali je oni zgodnie z przeznaczeniem- dla większego dobra były płomieniem w sali, w której każde dziecko naukę rozpoczynało. W Wielkiej Sali w Hogwarcie samym, gdzie uczono czarodziei dużych i małych. Istnieje legenda o drugim powołaniu świec. Te słabsze i wykonywane jako ostatnie, opadać będą, aż na ziemię wpadną. Większe zaś spalać się zaczną. Jedna jest świeca wielka, jako pierwsza wyczarowana, kiedy zniknie ona magia się skończy. Żaden czarodziej, czy to arystokratka czy mugolak, zaklęcia już nie wykona, bo magia na wieki rozszczepiona, wtem nie zadziała. Wszystko co z tym związane na całym świecie, budynki i stworzenia rozpłynie się tak jakby nigdy tego nie było. Magia Merlina się skończy, a co za tym idzie każdy czarodziej w mugola się zmieni. Od tego odwrotu nie ma, więc pamiętajcie, gdy tylko świeca zacznie się spalać czym prędzej uciekajcie!
Jak sami słyszeliście musimy uciekać, ale także musimy monitorować najdłuższą świecę. Jeżeli ktoś nie wierzy w te słowa, znalazłam również list zostawiony przez Merlina w jednej ze skrzyń po świecach, jest przypieczętowany oryginalną Pieczęcią Maga. Sądzę, że to daje nam gwarancję o słuszności tych słów. Proszę was o jedną rzecz. Musimy się zjednoczyć! Mugolaki i czarodzieje półkrwi wiedzą jak mają się zachowywać wśród osób niemagicznych, ale arystokracja nie ma o tym pojęcia. Proponuję, aby profesor McGonagall dobrała pary lub grupy osób, w których przynajmniej jedna osoba wie jak zachować się wśród mugoli.
-Jak sami słyszeliście, świat nas nie oszczędza. Panienka Granger ma rację, dla większego, dla naszego dobra musimy się zjednoczyć! W pary dobierzemy się poprzez drogę losowania, niech każdy wpisze swoje imię i nazwisko na kawałku pergaminu. Osoby, które mają pojęcie o świecie mugoli wrzucają swoje karteczki do jednego pudełka, a czarodzieje nie zorientowani proszę wrzucać nazwiska tutaj- wskazała na inny pojemnik.
Po chwili w pojemnikach zostało po jednej karteczce, McGonagall wyciągnęła je i z lekkim strachem wypowiedziała dwa, dobrze znane jej nazwiska.
-Hermiona Granger i Draco Malfoy… Czy wszystkim odpowiadają partnerzy? Czy nikt się nie pozabija?- spojrzała wymownie na wcześniej wymienioną dwójkę.- Skoro nie słyszę sprzeciwów, proszę o zachowanie spokoju i uważam za konieczne, aby każda grupa zamieszkała ze sobą dla praktyki. Jeszcze dzisiaj przenocujmy w Hogwarcie, jutro odjedzie ostatni pociąg o trasie Hogsmade-Londyn. Mam nadzieję, że mimo sytuacji czarodzieje i czarownice z całego świata pozostaną w kontakcie, być może magia kiedyś powróci. A teraz, przepraszam bardzo, muszę powiadomić Ministra.
                -Dobra, Malfoy. Jako, że będziemy razem mieszkać i prawdopodobnie pracować proponuję zakopać topór wojenny.
- To gdzie zamieszkamy?- zapytał Draco.
-Mam duże mieszkanie w centrum Londynu, ale jeśli chcesz możemy wynająć coś innego.
-Mi pasuje, to do zobaczenia jutro!
&&&
-Granger, aportujesz nas wreszcie?
-Muszę cię zasmucić, Draco. Musimy zacząć żyć BEZ MAGII. Zrozumiałeś przekaz?
-To jak zamierzasz się dostać do mieszkania?
-Zamówimy taksówkę.
-Taksówkę?
-To taki samochód na telefon. Dzwonisz, taksówka przyjeżdża, w zależności od długości trasy płacisz więcej lub mniej i jesteś na miejscu. Oczywiście, jeżeli uda ci się ominąć korki.
-Korki?
-Pokażę ci. Znasz płynnie jakiś język obcy?
-Tak.
-Jaki?
-Francuski i hiszpański, a co?
-Udawaj Francuza, bo wezmą cię za głupka.
-Dlaczego?
-Będziesz mnie pewnie pytał o oczywiste rzeczy, a po francusku mniej osób zrozumie co mówisz.
-Okej, jak uważasz.
-Myślę, że dobrym pomysłem byłoby wyciągnięcie naszych oszczędności z Gringotta, no wiesz, zanim wyparują, po zamienieniu na pieniądze mugoli, mogłyby się nam na coś przydać.
-Masz rację, załatwimy to jutro.
&&&
                -Smacznego!- była Gryfonka uśmiechnęła się do Smoka i położyła przed nim talerz z kolacją.
Draco niepewnie spojrzał na potrawę, ale postanowił spróbować, czego później pożałował.
-Granger, nie umiesz gotować.
-Przecież to jest bardzo smaczne!- widząc jego minę, ugryzła kanapkę. –O fu, masz rację to jest okropne.
-Mówiłem- zaśmiał się arystokrata.
-Czyli co, pizza?- zapytała wskazując na telefon.
-Wszystko będzie lepsze od tego! Tylko jak to się je?- wskazał na telefon, a Misia zaczęła się śmiać.
-Malfoy, Malfoy, Malfoy… To jest telefon, telefonem się dzwoni, czyli rozmawia mimo odległości, wybierasz numer, na który chcesz się dodzwonić, a jeśli odbierze to możesz prowadzić konwersację. Pokażę ci- wybrała na komórce Pizza.- Halo? Pizzeria? Dzień dobry, chciałabym zamówić pizzę- podała numer z ulotki i adres, po czym rozłączyła się.-Widzisz? Za pół godziny kolacja.
-To co mam teraz robić?
-Pooglądaj telewizję, poczytaj coś. Och, bo ty nie wiesz. Widzisz ten czarny prostokąt? To telewizor. Taki podłużny przedmiot z przyciskami to pilot. Czerwone kółeczko to włącznik, no naciśnij. To co się pojawiło na ekranie to program, film lub serial. To jest taki domowy teatr. Innymi przyciskami zmieniasz kanały, a tym pogłaśniasz, możesz też puścić muzykę. No, życzę powodzenia.
Draco usiadł na kanapie i patrzył na poruszające się obrazy z zainteresowaniem. Po przyjściu pizzy zjadł ją razem z Hermioną śmiejąc się i żartując. Dziewczyna położyła się wcześniej, a Malfoy wciąż zaintrygowany oglądał telewizję.
Rano dziewczynę obudził piękny zapach i w piżamie udała się do kuchni, gdzie ujrzała Draco całego w mące, zlew zapełniony naczyniami i blat uginający się pod ciężarem jedzenia.
-Dzień dobry, współlokatorko! Zrobiłem śniadanie!
-Ale… jak?
-Program kulinarny w telewizji mi trochę pomógł, zrobienie jaje… jaje…
-Jajecznicy.
-O, jajecznicy zajęło mi godzinę, bo ciągle zatrzymywałem, żeby niczego nie pomylić.
-Malfoy, to wspaniale. Tylko czemu zrobiłeś tego wszystkiego tak dużo? Wystarczyłoby dla całego wojska! Naleśniki, jajecznica, świeże bułeczki, płatki z mlekiem, babeczki, rogaliki. Kto to wszystko zje?
-Nie wiedziałem na co masz ochotę, więc zrobiłem wszystko- zakłopotany podrapał się po głowie.
-To urocze, dziękuję ci- przytuliła go, a gdy zorientowała się co robi szybko się odsunęła.- Wybacz.
-Nic się nie stało, nie gryzę, ale teraz jesteś cała brudna. Ale jak tak bardzo tego chciałaś to może poprawię?- wziął kanapki z dżemem i przyłożył jej do policzków.
-Draco!- krzyknęła oburzona i rzuciła w niego babeczkami.
-Radzę ci uciekać!- powiedział, ale nim Hermiona zrobiła dwa kroki, została przerzucona przez ramię byłego Ślizgona jak worek ziemniaków, więc skorzystała z okazji i rozkruszyła mu płatki kukurydziane we włosach. –Już nie żyjesz, Granger.
Malfoy wziął ciasto i rozsmarował je we włosach i na twarzy Mionki. Ta, w odwecie, rozprowadziła na jego klacie bitą śmietanę. Kiedy oboje byli już zmęczeni i cali, wraz z kuchnią, w śniadaniu dla wojska, Smok przyciągnął do siebie dziewczynę i przytulił, ni to po przyjacielsku, ni to, żeby ją jeszcze bardziej ubrudzić.
-Wiesz co, Hermiona?- spojrzał na nią i wytarł palcem trochę dżemu z jej policzka, po czym go posmakował i uśmiechnął się czarująco.- Jesteś słodka.
-Wiesz co, Draco?- kącik jej ust uniosły się lekko ku górze, a ona sama odważyła się na nieco śmielszy krok z jej strony i stanęła na palcach, aby musnąć swoimi ustami jego ust. –Też jesteś słodki.
Były Ślizgon nie pozwolił jej odejść i pogłębił pocałunek. Po chwili była Gryfonka odsunęła się z uroczymi rumieńcami na policzkach ukrytymi pod dżemem truskawkowym.
-Posprzątajmy tu trochę, ogarnijmy się i pojedziemy do Gringotta załatwić sprawę z pieniędzmi- zaproponował.
-Dobry pomysł- odpowiedziała po czym odchrząknęła i wzięła się do pracy i włączyła muzykę.- Co tak sztywno, Malfoy? Rozluźnij się!
Przełożyła na stół ocalałe i w miarę jadalne śniadanie, po czym wzięła do ręki miotełkę i rytmicznie strzepywała porozwalane na blacie jedzenie do worka na śmieci jednocześnie kręcąc biodrami. Draco wziął z niej przykład i w ślad za nią wycierał blat ściereczką uprzednio psikając go płynem. Kiedy Hermiona chwyciła mopa i zaczęła nim szorować podłogę z iście gwiazdorską choreografią (dwa kroki, przerzut mopa niczym statywu i znowu kilka kroków), Draco schował naczynia do zmywarki stukając w nie jak zawodowy perkusista. Na koniec Granger podeszła do Smoka, który chwycił ją w pasie i podtrzymywał, gdy uniosła nogę nad głowę wraz z ostatnimi dźwiękami piosenki.
-Zapraszam do stołu- wyszeptał podtrzymując ją za udo.
-Najpierw musimy się umyć- uśmiechnęła się dziewczyna.
-Jeżeli chcesz zobaczyć mnie nago, to wystarczyło poprosić.
-Miałam na myśli osobno.
-No ja nie wiem co ty sobie wyobrażasz w tej inteligentnej główce.
-Idziesz czy mam iść pierwsza?

-Wiesz co, Granger? Mam maniery i wiem, że kobiety mają pierwszeństwo, więc proszę bardzo- ukłonił się teatralnie pokazując drzwi do łazienki.- Jak będziesz czegoś potrzebować to jestem do dyspozycji, madame.

poniedziałek, 2 czerwca 2014

#8 Wspomnienia

                Kilka tygodni po wyjściu Hermiony ze szpitala dwójkę współlokatorów odwiedzili przyjaciele, aby zobaczyć efekt końcowy remontu.
-No, no ładnie się tu urządziliście- podsumował wycieczkę po mieszkaniu Harry.
-No dobra Smoku, pokaż mi ten ukryty barek, żebym nie musiał się męczyć z szukaniem- Diabeł uśmiechnął się szeroko i  mrugnął porozumiewawczo do Draco.
-A co ja jestem? Dobra Wróżka?- zironizował blondyn.
-Z wróżką to się zgadam, tylko określenie ‘dobra’ mi nie pasuje.
-Blondi nie pozwalaj sobie!- Malfoy pogroził Lunie palcem jednocześnie się uśmiechając.
-Mionka, te wszystkie książki to twoje?- zapytał się Neville zmieniając temat i podchodząc do biblioteczki, o którą opierał się Blaise.
-Większość, część jest Draco. Jeśli chcesz możesz się kilka pożyczyć.
Wszyscy stanęli jak sparaliżowani słysząc imię arystokraty wypowiedziane z ust byłej Gryfonki.
-Mówicie sobie po imieniu?- zdziwiła się Pansy.
-No widzisz, Miona. Chyba będziemy musieli wrócić do nazwisk, żeby nie zaburzać światopoglądów tych tutaj.
-Nie o to chodzi. To jest po prostu takie… takie nienaturalne! Całą szkołę się wyzywaliście, a teraz mieszkacie razem i mówicie sobie po imieniu- wytłumaczyła Padma.
-Czy jest coś jeszcze o czym nie wiemy? –zapytała dla pewności Ruda.
-Draco… Chyba już czas im powiedzieć…
-Skoro tak uważasz…- arystokrata podszedł do Hermiony i objął ją, a ta się w niego wtuliła.
-Spotykamy się i jesteśmy zaręczeni- dziewczyna pokazała znajomym pierścionek.
-A także spodziewamy się małego Malfoy’a!- Smok czule pogłaskał płaski brzuch Granger.
-To dopiero trzeci tydzień, więc na razie nic nie widać.
Kiedy współlokatorzy spojrzeli na miny swoich przyjaciół, którzy wyglądali jakby zobaczyli McGonagall w stroju striptizerki, wybuchnęli głośnym śmiechem i wręcz tarzali się po podłodze nie mogąc złapać oddechu. Po chwili uspokoili się, wstali i jeszcze raz popatrzyli na znajomych.
-Naprawdę uwierzyliście?
-Zachowywaliście się tak wiarygodnie, jeszcze ten pierścionek i… gesty!
-W ogóle nie widać po nim, że jest z automatu, prawda?- zaczął się śmiać Draco.- Jedyna prawdziwa rzecz w tym przedstawieniu to fakt, że pierścionek dostała ode mnie. Jak wyszliśmy na lody, po kupieniu mebli, mijaliśmy kiosk, a przy nim takie kolorowe kule z innymi kolorowymi kulkami w środku. Zawsze chciałem się dowiedzieć do czego one służą i…
-I stracił na automatach dla dzieci dwadzieścia funtów. Kupił cztery pierścionki, siedem piłek kauczukowych, osiem gniotków i jednego przylepnego gluta, który przykleił mu się do lustra w windzie i przez dziesięć minut jeździliśmy w górę i w dół, żeby sobie go odkleił.
                Przez chwilę panowała cisza, która została przerwana przez świst powietrza i odgłos upadania czegoś ciężkiego na podłogę. Okazało się, że Neville przez przypadek otworzył barek, a że Zabini opierał się o biblioteczkę, która była jego drzwiami, runął na podłogę, kiedy zabrakło mu oparcia. Jako pierwszy odezwał się Diabeł, który powoli podnosił się z podłogi.
-Jak witać alkohol to tylko na klęczkach- zażartował Diabeł.
&&&
Następnego dnia Draco został obudzony przez srebrzystego nietoperza, który był patronusem Alex Malfoy. Po wysłuchaniu wiadomości szybko zerwał się z łóżka i ruszył w stronę kuchni, by zjeść śniadanie.
-Draco, ubrałbyś się kiedyś- usłyszał na powitanie od współlokatorki.
-Tak, tak… Dzień dobry-odpowiedział rozkojarzony, po czym chwycił kanapkę z talerza Hermiony i ruszył ku windzie.
-Malfoy! Stój!- krzyknęła za nim była Gryfonka, ale ten nie zwrócił na to uwagi i pomachał jej zza zamykających się drzwi windy.
Miona westchnęła i już miała wysłać patronusa do arystokraty, kiedy metalowe wrota otworzyły się ponownie i wypadł z nich zdenerwowany mężczyzna.
-Dlaczego mi nie powiedziałaś?
-Mówiłam, potem próbowałam cię zatrzymać, ale nie reagowałeś.
-Najlepiej wszystko zawal na mnie!
-Draco, nie moja wina, że wszedłeś do windy w samych bokserkach! To ty się za bardzo przyzwyczaiłeś do chodzenia prawie bez ubrań rano!
-Śpieszyłem się, jasne?
-Gdzie ci tak śpieszno bez spodni?
-Idę się ubrać- zignorował jej pytanie i odszedł.
-Malfoy!
-Słucham?!
-Wisisz mi kanapkę!
&&&
                Hermiona cały ranek zastanawiała się, gdzie zniknął Draco, ale przestała się tym przejmować, gdy przypomniała sobie, że tego dnia mieli dostarczyć Myślosiewnię do Departamentu Tajemnic. Wyjrzała przez okno i zobaczywszy słońce oraz bezchmurne niebo, a także temperaturę równą 23°C, ubrała się w czarny kombinezon bez ramiączek z długimi nogawkami wykonany z lekkiego przewiewnego materiału, długi złoty naszyjnik z zawieszką, na nogi założyła rzymianki pod kolor, a wychodząc chwyciła również złote aviatory i torebkę.
                Kiedy pojawiła się w Ministerstwie, jak zwykle, została obdarzona karcącymi spojrzeniami względem jej ubioru. Nie przejmowała się tym i szybko udała się do swojego gabinetu. Tam czekała już na nią Myślosiewnia okryta ciężkim materiałem, który Granger zerwała mocnym pociągnięciem. Ku jej zdziwieniu, magiczny przedmiot był łudząco podobny do zwykłego lustra, ale za dotknięciem palca tarcza lustra falowała jak woda. Dziewczyna obróciła się w poszukiwaniu dokumentów potwierdzających autentyczność maszyny i ruszyła w stronę swojego biurka, lecz zanim zdążyła zrobić kilka kroków potknęła się o coś. Nieszczęśliwie upadła na regał, z którego zleciała szklana figurka aniołka rozbijając się o podłogę. Hermiona chwyciła się za głowę i niezdarnie podniosła, przez co dość głęboko rozcięła sobie dłoń. Kiedy wstała, nieświadomie opierając się krwawiącą ręką o Myślosiewnię, jeszcze trochę kręciło jej się w głowie, a kiedy odzyskała równowagę zorientowała się, że nie jest już w swoim gabinecie. Przez chwilę zastanawiała się co się właściwie stało, kiedy przypomniała sobie, że aby aktywować Myślosiewnię wystarczy kropla krwi, więc pewnie przeniosła się do swoich dalekich i dawno zapomnianych wspomnień.
                Wreszcie rozejrzała się po pomieszczeniu, w którym się znalazła. Pokój był duży, narodku znajdowało się ogromne łoże, a przy ścianie stały trzy kołyski. Szczególnie jej uwagę zwróciła największa, w kolorze zielonym, która stała pomiędzy mniejszym- różową i białą. Z zielonego łóżeczka dobiegał płacz, więc Hremiona podeszła do niego i ujrzała rocznego czarnoskórego chłopczyka z zielonymi oczaim, który siedział nie wiedząc co ma zrobić. W różowej spała kilkutygodniowa dziewczynka z króciutkimi blond włoskami. Na koniec była Gryfonka podeszła do białej kołyski, gdzie ujrzała bardzo podobną dziewczynkę jak w różowej, różniły się jedynie tym, że dziewczynka z białej kołyski miała raczej proste włosy nieco ciemniejsze od bliźniaczki oraz faktem, że ona leżała spokojnie i nie spała, a także miała duże czekoladowe oczy, w których Miona rozpoznała swoje. Zdziwiła się nieco, bo nie pamiętała, żeby rodzice kiedykolwiek wspominali jej o jakimś rodzeństwie.
                Wtedy do pomieszczenia przybiegła młoda kobieta, która wypuściła chłopczyka z kołyski, a ten podszedł chwiejnym krokiem do zabawek i usiadł chwytając misia na miotle, który po naciśnięciu przycisku zaczął latać wokół chłopczyka.
-Blaise, ostrożnie!- powiedziała kobieta obserwując czarnoskórego, który chodził za maskotką.- Lena, skarbie, a ty nie śpisz? Pewnie braciszek cię obudził, co? Będzie z niego niezły urwis! A Bianka nadal chrapie, ciekawy z was przypadek bliźniaczek, macie zaledwie 10 tygodni, a już jesteście zupełnie inne, względem charakteru oczywiście, bo tata nadal was nie rozpoznaje! Nie rozumiem tego człowieka, taka cena miłości.
                Obraz rozmazał się przed Granger, a chwilę później znalazła się w ogromnym pomieszczeniu pełnym zabawek i kolorów. Starsze już bliźniaczki siedziały obok siebie, a wokół nich wesoło skakał Blaise. W pewnym momencie z kieszeni wypadła mu jego zabawkowa różdżka i Bianka chwyciła ją szybko. Kiedy machała magicznym patykiem, lekkie iskierki leciały z jego końca.
-Mamo! Mamo! Pianka caruje! Naplawde!- krzyczał chłopiec, a po chwili drzwi obok otworzyły się i weszła przez nie ta sama kobieta co w ostatnim wspomnieniu razem z czarnoskórym mężczyzną.
-Moja córeńka! Brawo skarbie!- uśmiechnął się szeroko mężczyzna.- To może pokażesz wreszcie mamusi jak ładnie chodzisz, co? Bo mi nie wierzy- pomógł wstać dziewczynce i kucnął kawałek dalej.
Bianka niezdarnie stawiała kroki, ale przeszła te kilka metrów.
-Mamo! A kiedy Lena będzie chodzić i carować?- zapytał chłopiec kobiety, która stała z drugą córeczką na rękach i patrzyła z dumą na Biankę.
-Nie wiem, kiedy uzna, że już chce i jest na siłach to wstanie i przejdzie cały pokój, tylko po to żeby chwycić różdżkę i wyczarować coś wspaniałego, ale jeśli tylko będziesz w nią mocno wierzył i wspierał ją z całego serca.
-Tak zrobię, mamo! A telaz wlóć Lenę na ziemię, chce się pobawić!- dwulatek pokazywał dziewczynce swoje zabawki i bawił się z nią, a ta patrzyła na niego swoimi oczami jakby chciała podziękować.
                Wspomnienie kolejny raz się zmieniło, a Miona coraz mniej rozumiała o co w tym wszystkim chodzi. Tym razem znalazła się na jakiejś sali balowej. Blaise był ubrany w elegancki garnitur, ale z pod spodu wystawała mu czerwona piżama, razem z nim szła Lena w uroczej sukieneczce, lecz w jej stroju również coś nie pasowało do sytuacji. Na górę sukienki narzucona była zielona koszulka z gwiazdką, a pod spódnicą ukryte były jeansy i zamiast balerinek ubrane miała ubłocone kalosze, włosy miała rozczochrane, a przekrzywiony diadem trzymał się kilku kosmyków. Tuż za wyróżniającą się dwójką dumnie kroczyła Bianka w balowej sukience jak z bajki, pięknej koronie na ładnie uczesanych włosach i różowych baletkach z kokardkami.
-Mamo! Mamo! Siedziałam dzisiaj w domku na drzewie i zobaczyłam takie ogromne drzewo! Okazało się, że miało nisko gałęzie i na nie weszłam! Jak wróciłam do pokoju to Blaise jeszcze spał i by nie zdążył, ale postanowiliśmy, że jeśli ubierze się tak szybko jak strażak to mu się uda!
-I widzisz, mamo, udało mi się! A Lena mówiła, że nie dam rady! Teraz obiecała mi, że mi pomorze w żarcie, który planuje!
-Tato, tato! Patrz mam nowy diadem! Pasuje mi do tej sukienki, sama wybierałam!- wołała Bianka do ojca.
-Urocze dzieciaki, panie Zabini.
-Nie widać po nich, że to rodzeństwo- mówili goście.
-Dzieci, idźcie się pobawić- powiedziała Amanda Zabini.- Każde z nich jest inne. Blaise jest najstarszy, ciągle by coś psocił, mój mały diabełek. Bianka to różowa księżniczka, jest starsza od Leny o dwie minuty, a mimo to wszystko zaczęła robić pierwsza; chodzić, okazywać zdolności magiczne, mówić… A Lenka żyje w swoim własnym niezdarnym świecie z tysiącami kolorów, mimo to próbuje do niego przeciągnąć Blaise’a, który zawsze w nią wierzył i może właśnie ta wiara sprawiała, że kiedy wreszcie Lena chodziła to od razu wstała i chodziła prosto, nie licząc niezdarnych upadków, ale to chyba po prostu niezdarność, a nie brak umiejętności. Kiedy pierwszy raz pokazała, że ma w sobie magię to nie były byle jakie iskierki tylko pękała wazony i podpalała firanki. Przy niej nie było czekania na bełkoty, tylko prawdziwe pierwsze słowa, które brzmiały jak teraz. Martwi mnie tylko to, że przestała rozbijać wazony i palić firanki, teraz prawie w ogóle nie czaruje. Jej magia strasznie osłabła.
                Kolejne wspomnienie umiejscowione było w ogrodzie, na kolejnym bankiecie. Lena i Blaise poznali się z blondynem o imieniu Draco, który okazał się bardzo fajnym chłopcem. Bianka zaprzyjaźniła się z jego siostrą, Alex. Wieczorem trójka Zabini’ch błagała mamę o kolejne spotkanie z Malfoy’ami.
                Po ponownej zmianie otoczenia była Gryfonka znalazła się w mugolskim świecie. Lena biegła za rękę z Amandą pośród tłumu ludzi. W pewnym momencie mała rączka wyślizgnęła się z uścisku, a bliźniaczka zatrzymała się. Rozglądnęła się nerwowo, ale nigdzie nie widziała swojej mamy. Krzyczała, ale nikt nie zwracał na nią uwagi. Przypomniała sobie o małej fiolce, którą nosiła na złotym medaliku i szybko wyciągnęła ją spod koszulki. Odkorkowała buteleczkę i ostatni raz spojrzała na otaczający ją świat próbując zapamiętać każdy szczegół. Kiedy po eliksirze nie została nawet kropelka, włosy Leny zmieniły kolor na brązowy, wzrok stał się nieobecny, a kiedy odzyskał swój błysk, dziewczynka usiadła na krawężniku i zaczęła płakać. Po chwili podeszła do niej dwójka mugoli, młoda kobieta i nieco starszy mężczyzna.
-Co się stało? Zgubiłaś się?- zapytała delikatnie kobieta.
-Nie wiem.
-Ja jestem Jean Granger, a to mój mąż George. A ty jak się nazywasz?
-Nie wiem- powtórzyła patrząc prosto w oczy kobiecie.
-Gdzie twoja mama?- zapytał mężczyzna na co sześciolatka wzruszyła ramionami.
-Chodź z nami, spróbujemy ci pomóc.
Na policji dowiedzieli się, że nikt nie zgłosił zaginięcia, a po miesiącu państwo Granger zostali opiekunami dziewczynki na stałe. Wyrobili jej nowe dokumenty, a ponieważ nie przypomniała sobie jak się nazywa, nadali jej imię Hermiona, takie samo jakie nosiła ich siedmioletnia córeczka, która zmarła w wyniku nieszczęśliwego wypadku. Prawdziwa córka państwa Granger’ów była podobna do dziewczynki z krawężnika, właśnie dlatego do niej podeszli, pomyśleli, że Bóg daje im drugą szansę na szczęśliwe rodzinne życie. Dziewczynka wyglądała na około siedem lat, więc wpisali taką samą datę urodzenia jaką miała ich córeczka, a z czasem uznali Lenę za swoją prawdziwą córkę i wychowali, aż do otrzymania listu z Hogwartu, kiedy wszystko się zmieniło.
Dyrektorka departamentu ocknęła się z transu i myśli, gdy poczuła piekący ból w prawej dłoni. Przetransmutowała swoje ubranie w koszulkę nad brzuch i szorty, żeby nie pobrudzić swojego ukochanego kombinezonu i teleportowała się do domu.
&&&
                Dziewczyna tamowała krwotok koszulką i zbiegła na dół w poszukiwaniu plastra, wołając na pomoc Draco. Udała się do łazienki, gdzie dobiegł do niej mężczyzna.
-Czego szukasz?- zapytał, nie widząc rany dziewczyny, która stała do niego tyłem.
-Plastra. Nie wiesz, gdzie może być?
-Kuchnia- powiedział i udał się za dziewczyną do wspomnianego pomieszczenia.- Ale tak właściwie to po co ci plaster?
-Zacięłam się- pokazała mu rękę, która była cała czerwona od krwi.
-Czasem się zastanawiam, Granger, czy aby na pewno mówili na ciebie Najmądrzejsza CZAROWNICA od czasów Roweny Ravenclaw- kiedy dziewczyna zorientowała się o co mu chodziło, uderzyła się w czoło, ale zaraz syknęła z bólu.
Smok wyciągnął różdżkę i wypowiedział zaklęcie, a rana Hermiony zniknęła. Dziewczyna podziękowała i wyszła z kuchni, lecz w salonie stanęła jak wryta. Na kanapie siedziała Pansy, Diabeł, jakaś ładna blondynka i dziewczyna podobna do niej samej.
-O mój Boże! Lena?!- wykrzyknął sobowtór Miony.
-Bi, znasz Misię? Od miesiąca znowu jest Granger, nie Caremichele.
-Jakby wam to powiedzieć… Znamy się od urodzenia, przynajmniej ja, bo ona przez 2 minuty nie miała siostry.
-Nie mówcie, że zapomnieliście- zdziwiła się Bi.- To Lena Zabini, moja siostrzyczka bliźniaczka, która zaginęła w wieku sześciu lat. Mama szukała jej przez pół roku, a kiedy wreszcie odkryła miejsce jej pobytu, śmierciożercy mieli swoje powstanie i stwierdziła, że lepiej będzie jeżeli zostanie u tych mugoli, tam będzie bezpieczna.
-I byłam, aż w Hogwarcie nie poznałam Harry’ego Potter’a, z którym przez lata wpadałam w kłopoty tuż pod nosem Voldemorta. Jeszcze wczoraj nic nie pamiętałam, ale dzisiaj dostarczyli do Departamentu Tajemnic Myślosiewnię, którą przez przypadek aktywowałam krwią z mojej rany.
-Jak już mówimy o krwi to masz nią ubrudzoną całą twarz i koszulkę- wtrąciła Pansy.
-Och… Masz rację. Zaraz wracam.
&&&
                Czysta już Hermiona siedziała popijając kawę w salonie i słuchała opowieści o jej życiu od przyjaciół, których jak się okazało znała od małego. Kiedy Bianka przypomniała o zaklęciach zapomnienia jakie rzucali na nich rodzice, żeby wspomnienia o Lenie zniknęły, wszyscy rzucili na siebie Memoria i wspomnienia zalały ich umysły. Starsza bliźniaczka wytłumaczyła wszystkim, że żadne zaklęcia nie chciały zadziałać na jej pamięć i po pewnym czasie zaczęła udawać, że nie wie o swojej siostrze, żeby tylko przestali machać różdżkami przed kilkuletnią dziewczynką.
-Zawsze się kłóciłyśmy, a gdyby nie nasz wygląd to pewnie nikt by nie wierzył w nasze pokrewieństwo. Mimo wszystko zawsze miałam nadzieję, że jeszcze kiedyś się spotkamy.
-Pamiętam, że mówiłaś inaczej niż wszyscy na chłopaków. Dla każdego to był Smok i Diabeł, a dla ciebie…- Alex próbowała sobie coś przypomnieć.
-Diabełek i Smoczek!- wykrzyknął Blaise.- Draco nie znosił jak tak na niego wołałaś.
-Widzisz Malfoy, już wtedy ziałeś na mnie ogniem- uśmiechnęła się szeroko Hermiona.
-Mionka, co chcesz teraz zrobić? Których dokumentów będziesz używać?
-Myślę, że Harry pomoże mi połączyć oba ze sobą i zostanę Hermioną Zabini z datą urodzenia Leny, ale kartoteką Granger, co sądzicie?
-Tak chyba będzie najlepiej- przytaknęli.
-Alex! Musimy się już zbierać! Umówimy się jutro- Bianka wstała z sofy i razem z Alex ruszyły w stronę drzwi.
-Do zobaczenia, Lexi!

-Dobranoc, Bi- Hermiona przytuliła siostrę na pożegnanie i szepnęła jej do ucha- Przepraszam, że cię zapomniałam.



~~~

Zdjęcia wyglądają lepiej, gdy się zmruży oczy. Przepraszam za to, ale pierwszy raz przerabiałam zdjęcie. :)




Bianka Zabini
19 lat.




Młodsza siostra Blaise'a i starsza bliźniaczka Hermiony (Leny). Razem z Alex Malfoy i swoimi rodzicami- Amandą i Raphaelem Zabini- podczas zagrożenia ze strony Śmierciożerców uciekli do Francji zostawiając Blaise'a pod opieką Malfoy'ów z jego woli. Pracuje w Departamencie Współpracy Czarodziejów we Francji, czyli zajmuje się organizowaniem przyjęć i bankietów oraz różnych wyjazdów. Przyjaźni się z Alex, Draco, Blaise'm, Pansy i z osobami z Francji oraz po czasie zaprzyjaźnia się także z Hermioną (Leną) i innymi czarodziejami z Londynu.

poniedziałek, 14 kwietnia 2014

#7 Powrót

Kolejny raz przepraszam. Jeżeli ktoś tu jeszcze został to musi się zrozumieć, że notki będą pojawiały się bardzo nieregularnie. Tak po prostu będzie.
Dziękuję za przekroczenie pięknych 10.000 wyświetleń!
Ten rozdział jest... inny. Zerknęłam na wcześniejsze rozdziały i ich długość nie zachwycała. Ten jest nieco dłuższy i niezbyt ważny, ale trochę wprowadzający w wątek. Sądzę, że stylem także się różni, opisuje on uczucia i myśli bohaterów. Początek był pisany w nocy, a pozostała część w różnych porach.
Mam nadzieję, że się spodoba.
Miło mi będzie ujrzeć komentarze, chociaż ich nie wymagam.
Tyle. Przepraszam raz jeszcze!

&&&

Patrzył na jej bladą twarz, na kosmyki blond włosów przyklejających jej się do twarzy przez pot powstały w wyniku kolejnego napadu. Nikt nie wiedział co się z nią dzieje, magomedycy odkryli, że chroni ją bardzo potężne zaklęcie, którego nie znają i nie umieją rozszyfrować. Draco czuwał przy jej łóżku, ze względu na jego przyjaciół, którzy nie mogli sprawdzić jej stanu, spędzał doby na szpitalnym krześle w sali chwilowo należącej do nieznajomej- bo jak inaczej mógł ją nazwać? Znał jedynie jej imię i nazwisko, a także posiadał informację, że mają wspólnych przyjaciół, którzy ją ukrywali. Mimo to, czuł, że kogoś mu przypomina. Nie tylko Biankę, ale jeszcze kogoś. Gdy umysł był bliski rozwiązania zagadki zawsze coś mu przeszkadzało, czasami niewidzialna bariera odpychała go od wspomnień, a innym razem myśli zbaczały na zupełnie inny temat lub po prostu świat zewnętrzny dawał o sobie znać.
                Tego dnia miał zaplanowane ważne spotkanie. Był umówiony z dziedzicem czarodzieja, który wynalazł zmieniacz czasu- jedno z najpotężniejszych urządzeń jakie kiedykolwiek powstało. Miał on mu przekazać ważną pamiątkę rodzinną, która miała pomóc w Departamencie Tajemnic. Przez to wpadł do niej tylko na chwilę, aby porozmawiać z lekarzem prowadzącym oraz samemu ocenić stan Leny. Kiedy wszedł do pokoju, w którym spędził ostatnie dwa miesiące, miał przeczucie, że tego dnia coś się zmieni. A przeczucia Malfoy’ow zawsze się sprawdzają. Stojąc w drzwiach jak zwykle patrzył na jej twarz i starał sobie przypomnieć skąd zna tą delikatną cerę z setkami drobniuteńkich piegów. Wtedy mięśnie Leny delikatnie drgnęły, Smok był pewny, że zbliża się kolejny atak, którego przyczyny nikt nie znał. Tym razem się pomylił. Powieki okalane długimi czarnymi rzęsami ukazały światu oczy w odcieniu mlecznej czekolady, a następnie kilkakrotnie zamrugały. Rozglądały się leniwie po pomieszczeniu, aby wreszcie spocząć na arystokracie.
-MALFOY?! Co ty tu robisz? Gdzie ja jestem? Coś ty mi zrobił? –malinowe usta wykrzykiwały ku niemu pytania z zawrotną szybkością, a delikatne dłonie podciągnęły pod szyję kołdrę ukrywając piękne ciało odziane jedynie w szpitalną piżamę.
-Lena, spokojnie…
-Jaka Lena? Nie rób sobie jaj, Malfoy. Domyślam się, że jestem w szpitalu, więc co robisz w odwiedzinach u ‘Naczelnej Szlamy Hogwartu- Hermiony Granger’?!
W tym momencie go zamurowało, a wspomnienia przelatywały przez jego głowę. Zastanawiał się jak mógł jej nie poznać, nie skojarzyć faktów. Skołowany spojrzał na zegarek, a gdy zobaczył, że za 10 minut zaczyna spotkanie, odwrócił się i rzucił przez jedynie rzucił przez ramię krótkie słowa pożegnania.

&&&

                Dryfowała na granicy dwóch światów. Jednym była rzeczywistość, w której nic się nie działo. Czarno jak przy zamknięciu oczu, czasami jedynie jakieś zniekształcone głosy, czy czyjś dotyk, który czuła kiedy, a to zdarzało się znacznie częściej, przebywała w tym drugim świecie, w swoim umyśle. Był on przepełniony wiedzą, a także wspomnieniami. Jedne były wyraźne, bo szczególne, a inne zamazane, nieważne. Istniały też takie, przez które bolała ją głowa, a także serce. Nie były one jakoś ze sobą związane, tylko po kilka krótkich urywek, najczęściej z głośnych, hucznych balów, chociaż czasami były to śmiechy dzieci. Nie wiedziała, skąd posiada takie wspomnienia, ani co to za dzieciaki. Kiedy te sprawiające ból wspomnienia ją dopadały, czuła jak pot oblewa jej ciało, a ona cala się trzęsie, nie umiała tego powstrzymać, a krzywdziło ją to tak bardzo...
                Ostatnimi czasy miewała tylko smutne urywki z jej życia. Obelgi rzucane w jej kierunku, mniej lub bardziej ważne sprawy, przez które płakała długo lub krócej. Najczęściej natrafiała w nich na błękitne oczy patrzące na nią z pogardą lub rude włosy, które swoim kolorem wręcz wykrzykiwały jej wszystkie winy. Próbowała krzyczeć, miotała się próbując uciec od tego co powinno być zapomniane, rwała sobie włosy z głowy, zatykała uszy chroniąc je od obraźliwych słów, ale to na nic- wszystko to robiła jedynie w swoim umyśle. Nagle wszystko gwałtownie ucichło, obrazy zniknęły, a pojawiło się białe światło palące jej powieki w rzeczywistym świecie. Kilkakrotnie zamrugała próbując przyzwyczaić się do światła panującego w pomieszczeniu, a gdy jej wzrok zaczął dostrzegać wyraźniejsze kształty ujrzała salę szpitalną, a w jej drzwiach lekarza, który przyglądał się jej z zainteresowaniem. Poznawała go, a umysł Hermiony, pracujący w ciągu ostatnich tygodni bardzo intensywnie, od razu rozpoznał, jak jej się z początku wydawało, magomedyka. Naskoczyła na Dracona, nie rozumiejąc co się właściwie dzieje, a on, nieco zdziwiony, po prostu wyszedł wypowiadając tylko:
-Do zobaczenia, Granger.
                Zaraz po jego wyjściu do Sali wszedł lekarz, który przywitał ją cieplej od jej starego znajomego. Przeprowadził na niej liczne badania, po czym stwierdził, że jej stan jest stabilny, lecz zapomniała kilka miesięcy swojego życia. Poinformował ją, że zostanie jeszcze 3 dni na stałej obserwacji szpitalnej, a później pozwoli mężowi zabrać ją do domu. Malfoy nie pojawił się ani następnego dnia, ani kolejnego i gdy była pewna, że już go więcej nie zobaczy, przyszedł do Hermiony z samego rana w dniu, w którym miała zostać wypisana.
-Pakuj się, Granger. Nie zadawaj pytań, udawaj moją dziewczynę, zaprowadzę cię do Potter’a, który wszystko ci wytłumaczy.
-Skąd mam wiedzieć czy mówisz prawdę, Malfoy? Mam przecież tyle powodów, by ci ufać- zironizowała.
-Miałem rację, wisi mi 10 galeonów –uśmiechnął się do siebie i wręczył jej kartkę złożoną na pół, uprzednio wyciągając ją z wewnętrznej kieszeni marynarki.
Mówi prawdę.
Czekamy na ciebie.
Harry.
PS. Przypomnij mu, że zakładaliśmy się o 5 galeonów, nie o 10.
-To było 5 galeonów, Malfoy.
-Coo…? Skąd? Potter, nie dasz się już przechytrzyć! No, Granger, na co czekasz? Pakuj się szybko i grzecznie udawaj, że się nie nienawidzimy.
Przynajmniej magomedycy sądzą, że ona mnie po prostu zapomniała. Nie musimy udawać wielce zakochanych, pomyślał Draco.

&&&

                Zaraz po wyjściu z Munga teleportowali się w miejsce, które Hermiona kojarzyła, ale nie wiedziała dokładnie gdzie się znajduje, ani skąd zna to miejsce. Draco natomiast podszedł do recepcji, gdzie otrzymał pocztę swoją, jak i Gryfonki. Chwilę później dziewczyna tonęła w uściskach przyjaciół.
-Parkinson, nie zbliżaj się do mnie!- krzyknęła Miona, gdy ujrzała brunetkę.
-Granger, uspokój się. Potter i reszta ci wszystko wytłumaczą- po tych słowach Malfoy usiadł na fotelu i zabrał się za przeglądanie listów i kilku paczek.
-Zapomniałaś kilka miesięcy swojego życia. Bardzo.. hmm… istotnych miesięcy… -Harry tłumaczył wszystko dokładnie, co jakiś czas reszta przyjaciół uzupełniała wspominane wydarzenia o kilka faktów.- Podsumowując, twoje życie zmieniło się diametralnie i jesteś teraz Leną Caremichele.
Tysiące myśli przelatywały przez umysł Hermiony, a wspomnienia z ostatnich miesięcy stawały się coraz wyraźniejsze. A kiedy wszystko się uspokoiło, znowu wpadła w ten stan ze szpitala. Bogate przyjęcia, zarysy pięknych sukni i eleganckich smokingów, dwaj chłopcy i dwie dziewczynki bawiące się w ogrodzie, zamazane twarze i ona jako dziecko pośród tych wszystkich sytuacji. Jakby stanęła na środku ulicy w zatłoczonym Nowym Jorku, wszyscy mijali by ją i potrącali, a Miona nie pamiętała twarzy tych osób. Czuła, że ona to przeżyła, nie wiedziała kiedy, ale sądziła, była pewna, że to są właśnie jej wspomnienia, zakopane gdzieś głęboko.
W pewnym momencie jej wzrok stał się nieobecny, a jej ciało zaczęło drżeć przeżywając kolejny atak. Nikt nie wiedział co należało zrobić. Uwagę Dracona przykuła nagła cisza, wystarczyło jedno spojrzenie, żeby zorientował się co się działo. Szybko wstał z wygodnego fotela i uklęknął przy bezwładnym ciałem Gryfonki, którym wstrząsały drgawki.
-Odsuńcie się wszyscy!- zarządził.- Granger, wiem, że mnie słyszysz. Obudź się, zapadłaś w ten swój cholerny trans, którego nikt nie potrafił rozpoznać! Granger do cholery! Wstawaj!
-Mionka, otrząśnij się! Proszę cię!- wykrzyknęła Gin podbiegając do ciała przyjaciółki.
-Granger, zrobimy tak jak mówił magomedyk. Ja pomogę ci usiąść, a ty się wtedy obudzisz. Na trzy! Raz… Dwa… Trzy!- były Ślizgon podciągnął ciało dziewczyny, a ta otworzyła oczy i zaczęła gwałtownie oddychać.
-Misia… Czy aby na pewno nie powinnaś jeszcze zostać na obserwację?
-Nie, nie… Wszystko dobrze, lekarz mówił, że będę miewała jeszcze ataki.
-Co to w ogóle było? Co ci się stało?
-Ja… Ja nie wiem, nie pamiętam. Coś się działo, ale nie wiem co konkretnie, pamiętam tylko głos Malfoy’a, nic więcej- spojrzała w oczy arystokraty i uśmiechnęła się delikatnie. -Dziękuję.
-Smoku… Czytałeś to?- Diabeł odezwał się zwracając na siebie uwagę zebranych. –Tutaj piszą, ze istnieje groźba zawalenia się twojej podłogi, a sufitu Hermiony.
-Że co?!- wykrzyknęli oboje.
-Szanowny panie Malfoy. Jesteśmy zmuszeni pana poinformować, że mieszkanie, które pan zajmuje, jest niestabilne budowlanie. Istnieje duże prawdopodobieństwo zawalenia się pańskiej podłogi znajdującej się na terenie salonu. Informujemy, że musi pan wyprowadzić się z mieszkania jak najszybciej. Przepraszamy, Zarząd Wieżowca Mieszkalnego.
-Miona ma taki sam! –powiedziała Luna pokazując drugi list, tym razem zaadresowany do Granger.
-Nie mam zamiaru się stąd wyprowadzać! Musi istnieć inny sposób na rozwiązanie tej sprawy! –oburzyła się była Prefekt Naczelna.
Cała dziewiątka intensywnie myślała nad rozwiązaniem sprawy. Nev chodził w kółko drapiąc się po brodzie, Pans leżała głową w dół na sofie przełączając kanały w telewizji, Luna bawiła się włosami stojąc oparta o framugę, Diabeł wiercił się na krześle zmieniając ciągle pozycje, Gin  stukała nerwowo o blat biurka, Harry czytał listy próbując znaleźć w nich olśnienie, Padma siedziała po turecku na podłodze i mruczała coś pod nosem, Draco pił łapczywie wodę, szklanka za szklanką, a Miona stała na środku salonu przegryzając wargę i patrzyła na swoje ręce.
-Mam!- wykrzyknęła Patil.- Jeżeli zawalić się ma tylko salon, to pozwólmy mu się zawalić!
-I co? Będę mieszkał z wielką dziurą w salonie?
-Nie, skądże! Zniszczymy salony, a większość z mieszkań pozostanie nienaruszona! Po prostu połączymy mieszkanie Hermiony i Smoka! Usuniemy połączenie windowe na ostatnie piętro i wstawimy schody, a zamiast podłogi lub sufitu, które mogą zawalić się w każdej chwili będzie tutaj jeden otwarty salon z wysokim sufitem, a pokoje na górze będą zdolne do użytku!
-Genialne!- przyznał Neville.
-Tylko jest mały problem… A co jeżeli ja nie chcę z nią mieszkać? –zapytał Draco niepewny reakcji Granger.
-Malfoy, Malfoy, Malfoy… Jesteś jej potrzebny! Sam widziałeś, że tylko ty możesz jej pomóc, kiedy będzie miała atak. Kiedy Gin próbowała, a Hermiona nie reagowała, nawet jej nie słyszała!
-Poradzę sobie sama- żachnęła się blondynka.
-No chyba, że chcecie się stąd wyprowadzić… Po tym jak zainwestowaliście w te mieszkania spore sumki, o ile się nie mylę? –Pansy uśmiechnęła się przebiegle.
-Dobra. Trzeba napisać do Zarządu.
-Mogę się tym zająć, wy zaplanujcie przebieg remontu i nowy plan apartamentu –zaoferował się Blaise.

&&&

                -No weź, Malfoy! Zabawmy się i pomalujmy mieszkanie sami! Proszę! –Granger od dziesięciu minut próbowała przekonać Smoka do swojego pomysłu. –Jak pomalujemy po mugolsku, sami to będziesz mógł wybrać meble do salonu.
-I do kuchni? –zaproponował Draco.
-I do kuchni… -westchnęła dziewczyna.
-Zgoda. Malujemy sami, pędzlami i wałkami całe mieszkanie. Ja wybieram meble do salonu i do kuchni.
-Na-naprawdę? Zgadzasz się? Super! Dzięki –uśmiechnęła się do niego i rzuciła się mu na szyję, a on, będąc w szoku, objął ją w pasie.
                Następnego dnia, kiedy była Gryfonka przyszła do mieszkania ujrzała miednice zapełnione kolorowymi balonami z farbami oraz pistolety na wodę również wypełnione barwnymi płynami, a obok nich zwykły wałek i pędzel.
-Malfoy!
-Cześć Granger. Zakładaj ochronne gogle i kombinezon- podał jej przeźroczyste okulary i wskazał na biały materiał.
-O co w tym chodzi?- zapytała zakładając przedmioty.
-Mamy do pomalowania trzy pokoje, pomyślałem, że możemy umilić sobie ten czas i każdy z nich ozdobić w inny sposób.
-To nie jest zły pomysł- dziewczyna uśmiechnęła się przebiegle pod maską i niezauważalnie wzięła jeden z balonów do ręki.
-A więc.. wybieraj, którym sposobem pomalujemy… -przerwał swoją wypowiedź przez lecący ku niemu balonik, a dzięki refleksowi szukającego zdążył przed nim  odskoczyć.
Dzięki temu, że oboje byli wysportowani większość farb lądowała, według zamierzenia, na ścianach salonu, ale oboje mieli też dobrego cela, więc oni sami byli też dosyć kolorowi i brudni. Kiedy skończyła się amunicja i większa część sił usiedli na podłodze podziwiając swoje dzieło. Mnóstwo barwnych plam na niegdyś białych ścianach, rozdarte kawałki gumy na podłodze, które opadały, gdy balony rozbiły się o ścianę. Uśmiechnięci współlokatorzy leżący na folii zabezpieczającej podłogę.
-Przepraszam- cichy szept arystokraty przerwał ciszę panującą w mieszkaniu.
-C-co?- wydukała nie rozumiejąc.
-Przepraszam za te wszystkie lata. Obelgi, wyzwiska, za każde z osobna. Proszę zapomnijmy o tym.
-Tego nie da się od tak zapomnieć, ale wybaczam ci. Nie miałam i nie mam wpływu na to jak zostałeś wychowany, sądziłeś, że to konieczność. Nie mam ci tego za złe, Malfoy.
-Może nie pamiętasz, ale z Leną umówiłem się, że będziemy się do siebie zwracać po imieniu –zaśmiał się Smok.
-To zacznijmy od nowa. Jestem Hermiona Granger, znajomi i przyjaciele mówią mi Miona lub Misia.
-Jestem Draco Malfoy, dla znajomych Smok. I mam teraz wielką ochotę powiedzieć ‘Cześć Hermiona, rozumiem cię, wspieram cię’- Miona wybuchnęła śmiechem i uścisnęła mu dłoń i zostawiając starą znajomość i stereotypy za sobą.
- Jestem niezdarna, niezdecydowana i dużo mówię. Przez parę lat miałam inne nazwisko, ale wracam do starego zmieniając swoje życie. A ty?
-Nie wiem jaki jestem- wzruszył ramionami, na co Granger nieco się zmieszała.
-Chodź pomalować inny pokój, bo tego nigdy nie skończymy- zaproponowała biorąc do ręki wałek i pędzel.
-Czemu twierdzisz, że jesteś niezdarna?
-Taka jest prawda, ciągle się potykam, często przejęzyczam i zawsze plotę głupstwa.
-Gdzie się podziała ta przemądrzała i dumna Panna-Wiem-To-Wszystko?
-Nie mam pojęcia, pewnie uciekła razem z włosami- zaśmiała się przypominając sobie brązową szopę na jej głowie. –A co się stało ze Ślizgońskim Dupkiem?
-Widzisz… Kiedy ojciec przejrzał na oczy matka wreszcie przestała się bać i przywróciła mi wspomnienia szczęśliwego dzieciństwa. Teraz starają się wynagrodzić mi te wszystkie lata udręki i żyją spokojnie odkupując winy przez datki charytatywne ze starych skrytek w Gringocie, sprzedaliśmy Malfoy Mannor, po zburzeniu powstanie tam park. Ja przeprowadziłem się tutaj, a rodzice w okolice Londynu, z dala od tego miejskiego zgiełku.
-A dlaczego uważasz, że nie wiesz jaki jesteś?
-Bo nie wiem. Jeszcze kilka lat temu powiedziałbym ci, że jestem chamski, cyniczny i zimny. Tyle, że zmieniłem się i czuję w głębi siebie, że te cechy zostały, ale nie w pełni. Nie da się w pełni zagoić starych ran, bo zawsze zostają blizny.
-Ale blizny też mogą zniknąć, jeśli tylko się do tego przyłożysz i będziesz pragnął tego całym sercem. Bo to jaki jesteś nie jest pokazane przez twój wygląd, tylko jest schowane w sercu, widocznie u ciebie bardzo głęboko. I jako twoja nowa współlokatorka pomogę ci wyciągnąć to na wierzch, żeby zauważył to cały świat. Pamiętaj, że pierwszy krok jest najtrudniejszy. To mieszkanie ze sobą może nam wyjść na dobre, ja pomogę tobie i nie będę czuła się winna temu, że ty musisz pomagać mi.
-Pomagałbym, żeby odpłacić ci za to wszystko co było. Mimo, że mi wybaczyłaś to czuję się winny. To musiało być dla ciebie naprawdę trudne.
-Z początku, później, kiedy już nauczyłam się ci odpowiadać, było to swego rodzaju zabawą, potyczką słowną. Nie czuj się winny, nie masz czego.
                Rozmawiając nie zauważyli nawet, że skończyli malować pokój i przenieśli się na podłogę. Kiedy zorientowali się, że od jakiegoś czasu nic nie robią, Draco wstał i jak na dżentelmena przystało podał Hermionie ramię.
-Panno Granger, czy ma pani ochotę na walkę na śmierć i życie pistoletami z farbą?
-Z chęcią, paniczu Malfoy.
-Oto broń panienki. Życzę powodzenia –mówiąc to nacisnął spust w jej pistolecie i strumień zielonej farby wystrzelił ku twarzy byłej Gryfonki.
-To nie było fair! –krzyknęła strzelając do stojącego tyłem blondyna.
-To też!- Smok odwrócił się i podbiegł do dziewczyny po czym zakrył jej oczy i zaczął nią kręcić.
-Malfoy! Głupku przestań! –Hermiona śmiała się, nieudolnie próbując trafić arystokratę.
Chwilę później przewróciła się, a Draco zaczął w nią strzelać kolorowymi strużkami farby.
-Ej! Kopiącego się nie leży! –krzyknęła oburzona, a gdy zorientowała się co właściwie powiedziała zaczęła się śmiać razem z byłym Ślizgonem.- Znaczy leżącego się nie kopie. Mówiłam, że jestem niezdarna i, że się przejęzyczam!

-Zapowiada się ciekawie, Granger.