poniedziałek, 24 lutego 2014

#6 Wypadki chodzą po ludziach

Tak, tak.. Miał być koniec stycznia/początek lutego. A jest koniec lutego...
Nie miałam czasu, a jak był czas to z kolei chęci czy komputera nie było.
Przepraszam. Nie wiem, czy moje przeprosiny po tych wszystkich razach coś jeszcze znaczą, ale cóż więcej mogę teraz zrobić?
Taka moja natura- nieprzewidywalna i buntownicza.
Jest jeden plus, nareszcie jest to rozdział, a nie miniaturka!
Mam nadzieję, że mnie nie zabijecie za tak długą nieobecność. :)
&&&
-Pansy, spóźniłaś się -przywitała się Lena.
-Nie marudź, tylko ubieraj! Śpieszy nam się- stwierdziła modelka ponownie wręczając dyrektorce ubrania ze sklepu Luny.
-I jak? -zapytała okręcając się wokół własnej osi brązowooka.
Była przyzwyczajona, że Ślizgonka wybiera dla niej cichy. Może to ona pracowała jako projektantka, ale w kwestii ubrań dla siebie samej nie jest już tak dobra, poza tym projekty wykonywane przez Lenę to stroje wyjściowe.
-Super! -powiedziała pani Zabinii śmiejąc się- Mam gust.
Gryfonka parsknęła śmiechem wystawiając język przyjaciółce. Zachowywały się jak dzieci, bo mimo, ze ich przyjaźń trwała od niedawna to czuły jakby znały się od dziecka.
-Ale wytłumacz mi, dlaczego w takim wystrzałowym stroju idziemy na zakupy?
-Bo nie idziemy na zakupy! Trzeba się jakoś rozerwać, co nie?- śmiała się Pansy.
Widząc zdziwioną przyjaciółkę, pociągnęła ją w stronę windy.
-Szybciej, bo czekają!
-Zaraz, zaraz... Kto czeka?- w tym momencie drzwi windy rozsunęły się i nawet głuchy usłyszałby krzyk trzech dziewczyn.
-NIESPODZIANKA!
-Ojeju! Pansy, dziewczyny dzięki! Kocham was, jesteście wspaniałe. Prawie się przez was popłakałam- przytuliła przyjaciółki Lena.
-Dobra, koniec tego gadania. Impreza bez nas to nie impreza! -Luna wyciągnęła rękę do teleportacji łącznej, a już po chwili w mieszkaniu słychać było trzask i młode kobiety zniknęły. Aportowały się do hall'u najlepszego czarodziejskiego klubu w Londynie. W pomieszczeniu było tłoczno, a wszyscy stali w krętej i długiej kolejce. Jak zawsze na pokój rzucono zaklęcie zmniejszająco-zwiększające, ale mimo to czuć było obecność tylu czarodziei. Przyjaciółki podeszły dumnym krokiem do bramkarza, który ze szczerym uśmiechem przywitał się z każdą z osobna.
-Na ile dzisiaj, dziewczynki? -zapytał.
-Paul, na ile się da! -wesoło odrzekła Padma.
-Luke jest dzisiaj barmanem to sobie z nim pogadacie, bo te tutaj chyba wybuchną jak ich za chwilę nie wpuszczę- powiedział konspiracyjnym szeptem, dyskretnie wskazując na Cho Chang z przyjaciółkami wymalowanymi tak, że powinno to być zabronione.
Mężczyzna otworzył im bramkę i drzwi, przy okazji eksponując swoje mięśnie, na co damska część kolejki gwałtownie wzięła wdech oraz zabijała wzrokiem piątkę absolwentek Hogwartu.
-Hej Luke, co tam u ciebie?- zapytała Lena mężczyznę koło 25 lat.
Wyglądał na obcokrajowca, ze względu na jego wyjątkowy typ urody. Ciemny kolor skóry kontrastował z niebieskimi oczami. Lekko postawione na żelu brązowe włosy wpadały w odcień czerni. Kilkudniowy zarost podkreślał jego idealne kości policzkowe. Biała koszula odrobinę opinała jego umięśnione ciało, a czerwony krawat był luźno zawiązany.
-A leci, leci. Dawno was tu nie widziałem, mogę wiedzieć czemu?- uśmiechnął się rozbrajająco przy okazji ukazując śnieżnobiałe zęby.
-Ja byłam w Hogwarcie. Ciągle musiałam zastępować profesor McWiecznąDziewicę, bo ona wciąż załatwiała coś dla Ministerstwa. Denerwuje mnie to, zwłaszcza, że zbliżają się egzaminy i trzeba mocno motywować nauczycieli i uczniów- mimowolnie wszyscy zaśmiali się na wspomnienie o nauczycielce Transmutacji przez Padmę.
-Mnie nie było nawet w Anglii ani Europie. Ba! Byłam na innej półkuli!- zaśmiała się Ruda
-Czyli gdzie byłaś?- zainteresował się barman.
-W Sydney, w Australii- powiedziała Lena.
-A ty jak zawsze wszystko wiesz!- Pansy udawała obrażoną.
-Nie dasz się innym wykazać- prychnęła cicho Lena tonem, którego pozazdrościłoby niejedno obrażone dziecko.
-Ojj, Blondi, dramatyzujesz. Powiedz lepiej, gdzie ty mi zniknęłaś?- mulat podał kobietom drinki nawet nie pytając o zamówienie.
-Ja nie dramatyzuje! Ja tylko ukazuje światu przykrą rzeczywistość- odparła blondynka śmiertelnie poważnym tonem.
-Dziewczyno! Musisz mi zapisać te teksty!- śmiała się Pansy.- A my byłyśmy w Portugalii i w Hiszpanii, we Włoszech oraz we Francji. Tydzień mody- wzruszyła lekceważąco ramionami.
-Miona? Twoja kolej- przypomniał szatyn.
-Lucasie, czy z łaski swojej mógłbyś przestać mówić do mnie moim starym imieniem?- zapytała Caremichele, a jej oczy ciskały piorunami. -Moja kolej? No dobrze. Ja siedziałam w domu i patrzyłam jak pada, trochę projektowałam i dużo tańczyłam, po czym przychodzę dzisiaj do pracy w Ministerstwie... No co się tak patrzycie? Nudzić mi się już zaczynało!- wytłumaczyła projektantka, widząc spojrzenia spode łba znajomych.- w każdym razie przychodzę sobie do tej pracy, a tam Malfoy! I chyba mnie nie poznał, ale to dobrze. Zaczęliśmy szukać pomieszczenia na gabinet i się rozdzieliliśmy się, aż w końcu trafiłam na taki okropny pokój, jakiś metr na metr i dwa i pół metra wysokości. Ale nie to było najgorsze! Normalnie to wyszłabym stamtąd od razu. Gdy już znalazłam się w środku to drzwi zaczęły się pojawiać i znikać na każdej ścianie. Mówię wam, strasznie się bałam. Nie pamiętam jak, ale udało mi się wyjść. Cała się trzęsłam, bo moja klaustrofobia osiągnęła wtedy punkt kulminacyjny. Potem wpadłam na tego dupka, wybacz Pansy, wiem, że to twój przyjaciel, ale musiałam go tak nazwać. Pokazał mi pomieszczenie idealne na nasz gabinet. Chwilę rozmawialiśmy, ale potem zasnęłam. Wyobraźcie sobie, że obudziłam się u siebie, tak przynajmniej myślałam. W każdym razie zrobiłam sobie śniadanie, a tam kto? Malfoy. Zaczęłam się na niego wydzierać, a okazało się, że to było jego mieszkanie i, co gorsza, że mieszka nade mną! Jak tak teraz o tym myśleę to miałam rację mówiąc, że mój sąsiad z góry to pajac, jak nie udało mi się kupić tamtego mieszkania. Przekupił właściciela, mówię wam! Bezczelność! Nie ważne Gdy już doszłam do siebie to zaczęłam delektować się Ognistą i mugolskim alkoholem i poszłam tańczyć, po drodze dzwoniąc do Pan. Przyjechała, przeteleportowala się, w sumie nie wiem, bo nie widziałam. Pogadałyśmy i Czarna stwierdziła, że pójdziemy na zakupy, na które w końcu nie poszłyśmy, bo się spóźniła. Potem otwieram windę, a tu dziewczyny! Później gadałyśmy trochę z Paul'em i oto jestem. Co to za drink, tak w ogóle? Jakiś nowy? Dobry. Czemu nie dałeś mi mojego? A nie to był drink Gin. Przepraszam kochanie! Luke nalej jej jeszcze. Który jest mój? A oni tutaj czego?! Tak, jasne, że zatańczę! -monolog hogwarckiej Panny-Ja-Wiem-Wszystko przerwał wyskoki szatyn podchodząc do niej z prośbą o taniec.
Gdy tylko blondynka wstała cała piątka odetchnęła z ulgą, a po chwili zaczęła luźną rozmowę. Jakiś czas później inne dziewczyny zaczęły wołać barmana, toteż musiał opuścić piękne panie na rzecz tych z ogromnym makijażem i oszczędnymi w materiał ubraniami. Przyjaciółki postanowiły znaleźć sobie stolik, co dla nich było banalnie proste. Część przeznaczona dla VIP'ów była pusta. Usadowiły się już z Leną w ich ulubionym stoliku, z którego był widok na cały klub, a on sam był ukryty w cieniu.
-A co oni tu do cholery robią?!
-Lena, kto?! Już drugi raz powtarzasz to 'oni'! Kim są ci 'oni?!- zdenerwowała się Padma.
-Zgadnij.
Lena wskazała na czwórkę mężczyzn witających się właśnie z bramkarzem i ochroniarzami VIP'owskiej strefy.
-A znamy ich?- zapytała głupio Ginny, w końcu wejście znajdowało się w cieniu i to dość daleko, więc widoczne były tylko sylwetki.
-Hmm... Pomyślmy... Ruda spędziła pół życia na kochaniu jednego z nich, Czarna ma tam męża, w Lunie jeden się skrycie kochał, a jest jeszcze dupek nad dupkami. Drogie panie oto Draco Malfoy z przyjaciółmi blondynka z gestykulacją przypominającą zawodową hostessę przedstawiła gości idących w stronę ich stolika, a dziewczyny skwitowały to brawami, skandowaniem 'Smok! Smok! Smok!' i głośnym, rytmicznym tupaniem.
-Dziewczyny... Spokojnie, bo się Mr Malfoy speszy- uciszył piski przyjaciółek Diabeł.
-Dziękuję w imieniu mojego klienta za tak ciepłe słowa powitania ze strony Leny Caremichele- powiedział Harry głosem naśladując prezentera telewizyjnego, a przyjaciółki, gdy tylko usłyszały słowo ciepłe prawie spadły z foteli zanosząc się śmiechem.
-Tylko dlaczego nie wiwatowałaś wraz z tłumem?- Neville ścisnął dłoń w pięść i udawał dziennikarza ruszając ręką jak mikrofonem.
-Wiesz co, Zabini?- odezwał się Draco.
-Słuchanie ciebie to moja praca, więc mów.
-Jesteś beznadziejnym ochroniarzem. Dołącz do Pottera i Longbottoma podczas spaceru wstydu, ponieważ was zwalniam- Malfoy wykonał ręką ruch, którym odsyła się służbę. Dziewczyny już prawie dusiły się ze śmiechu, nawet Lena się uśmiechnęła.
-Witam piękne panie!- Diabeł usiadł z miną zbitego psa.- Która mnie pocieszy? Właśnie straciłem robotę...
-Blaise... ale żeby było jasne, ja cię za moje pieniądze utrzymywać nie będę!- zaśmiała się Pansy.
-Zabini, nie martw się. Ja cię przygarnę, ale...
-Ale?-jęknął czarnoskóry.
-Ale będziesz skazany na spanie w Pokoju Wspólnym Ravenclaw'u- Padma uśmiechnęła się ironicznie.
-Zaraz wracam. chcecie coś do picia?- Lena wstała i popatrzyła po wszystkich, a gdy nikt się nie odezwał ruszyła w stronę barku.
Po chwili przez salę przeszedl kobiecy krzyk, a muzyka gwałtownie ucichła. Dziewczyny gwałtownie wstały i szybkim krokiem ruszyły w stronę tłumu przepychając się łokciami. Chcąc nie chcąc chłopaki poszli ich śladem, co było słuszne ze względu na późniejsze omdlenie Luny. W małej kałuży krwi leżała Lena, a nad nią pochylał się Lucas, nieudolnie próbując coś zrobić. Draco popatrzył na sytuację: dziewczyny zalane płaczem, Blaise uspokajający Pansy, Neville szukający chusteczek w torebce Padmy oraz Harry i Ginny pochylający się nad omdlałą Luną. Chwilę później słychać było trzask i Malfoy'a wraz z Caremichele nie było.
-Witam w Klinice Magicznych Chorób i Urazów Świętego Munga. W czym mogę panu pomóc?- recepcjonistka zalotnie zatrzepotała sztucznymi rzęsami pochylając się w stronę mikrofonu tym samym ukazując niemały biust marnie wyeksponowany w oszczędnej w materiał bluzeczce.
-Zemdlała, chyba od uderzenia w głowę- odpowiedział Smok patrząc na byłą Gryfonkę, recepcjonistka dopiero teraz zauważyła nieprzytomną dziewczynę z raną na głowie leżącą w ramionach arystokraty.
-Imię i nazwisko poszkodowanej?- powiedziała dziewczyna obojętnym głosem.
-Lena Caremichele.
-Pan jest kimś z rodziny? Jeśli nie, proszę odejść. Przepisy nie pozwalają na odwiedzanie i udzielanie informacji o pacjentach osobą spoza rodziny- powiedziała recepcjonistka piłując paznokcie.
-Ja jestem... je chłopakiem- palnął świadomy jak zachowywałby się Potter, gdyby nie wiedział co się dzieje z jego przyjaciółką.
-A więc proszę za mną- jak znikąd pojawił się uzdrowiciel i za pomocą zaklęcia zrobił wstępne badanie, po czym przeniósł Lenę na lewitujące obok niego nosze. -Niech pan usiądzie i zaczeka- powiedział, zanim zniknął w sali, do której doszli.
Malfoy wysłał patronusa do znajomych, którzy zostali w klubie i czekał na jakieś informacje, aby miał co przekazać Złotemu Chłopcu, który nie miał dostępu do tego korytarza. Draco był tego świadomy po tym jak w drodze do sali przechodził przez szklane drzwi z napisem Odział zamknięty- utrata pamięci. Wstęp dla rodzin pacjentów oraz lekarzy. Jeszcze nie wiedział dokładnie co dolega Lenie, ale mól się domyślać i czekać. Mógł czekać.