wtorek, 16 lipca 2013

#5 Przyjaciele powinni mieszkać obok siebie

nanananananananananana. TAK, dobrze widzicie- wróciłam! Z NOWYM ROZDZIAŁEM! Ostrzegam, że jest on baaaarzoo długi jak na mnie. 15 zapisanych stron A5, czyli 7 i pół kartek A5. Według mnie ten rozdział jest strasznie chaotyczny i niezbyt dobry. W ogóle wprowadza nas tylko w następny, pewnie o wiele krótszy rozdział. Mówiąc prościej: nie jestem z niego zadowolona, bo rozdział o takiej długości powinien być ciekawy, a ten tu jest po prostu nudny. No nic, ocenę pozostawiam wam! Oczywiście jeśli ktoś to czyta, jeśli tak to prosiłabym o jakiś znak. Wystarczy kropka w komentarzu i odpowiedź w ankiecie. Jeśli komuś się nudzi w równym stopniu jak mi to podaję numer GG. 21206351.
&&&
-Po co Ci kominek o 12 w sobotę?-zdziwili się mężczyźni.
-Muszę dotrzeć do Hogwartu, domu Luny i do Ministerstwa.
-Okej, nie wiem po co, ale tu masz proszek Fiuu, kominek jest w salonie- Draco rzucił jej woreczek i uśmiechnął się przyjaźnie.
-Dziękuję- przeszła do salonu, weszła do środka transportu.- Hogwart, sala wejściowa*!
Dzięki temu, że było sobotnie południe większość uczniów była w Hogsmade, prawdopodobnie u Mini-Weasley'ów. Jest to drugi sklep jednego z bliźniaków, w którym przez rok szkolny funkcjonuje George z małżonką i dwuletnimi trojaczkami- Fred'em, Katie i Lee. Sklep na Pokontnej podczas roku szkolnego świecił pustkami, więc postanowiono wykupić jeden z większych i pierwszych po wejściu do wioski lokali, jednocześnie wygryzając starego Zonka, który od jakiegoś czasu chciał zamknąć sklep, ale było mu szkoda uczniów przytłoczonych ciągłą nauką.Tak, więc Pansy miała o tyle prostsze zadanie, że tylko pierwszo i drugoklasistki obiegły ją ze wszystkich stron prosząc o autografy i zdjęcia. Na szczęście modelka miała znajomości.
-Hej, dziewczynki. Zostawcie ją- usłyszała głos Neville'a.- Kiedy następnym razem przyjadę każda dostanie po cztery autografy. Pansy, Luny, zupełnie niesławnego Harry'ego Potter'a oraz najlepszy- mój.
-Phi. A kto by chciał twój autograf- zażartowała pani Zabinii.
-Ja na przykład- wyszczerzył się biznesmen.- A kto by chciał twój?
-One na przykład, jeszcze reszta dziewczyn z zamku, kilka chłopaków, większość mugoli i mój najwierniejszy fan, którego nie można pominąć!
-Blaise?- nie rozumiał chłopiec z przepowiedni.
-Nie. Zawsze Ci to powtarzam, a ty oczywiście swoje. Ty jesteś najbardziej niepoważnym, najgłupszym i jednym z najlepszych moich fanów, a że jesteś moim przyjacielem to jesteś też najwierniejszym fanem.
-Wiem, tylko tak lubię, kiedy ktoś wylicza moje wspaniałe cechy, zwłaszcza ty- uśmiechnął się, a była Ślizgonka się zarumieniła i włożyła mu łokieć między żebra na co on zaczął ją łaskotać.
Uczniowie przyglądający się tej scenie nie wiedzieli co mają zrobić. No bo co mają robić jedynasto i dwunastoletnie dziewczynki, gdy dwójka dwudziestolatków bije się na łaskotki? Ale ta chwila rozmyślania została im przerwana przez uciekającą modelkę. Biedaczek Longbottom został zrzucony na zimną posadzkę sali wejściowej, lecz szybko się pozbierał i zaczął gonić swojego uciekiniera. Chyba pierwszy raz od pojawienia się w Hogwarcie 9 lat temu mężczyźnie dopisywało szczęście. Nie dość, że w zamku nie było tłoku, to magiczne schody zaprowadziły go idealnie w korytarz przed panią Zabinii, która akurat odwróciła się w momencie pojawienia się Neville'a, więc wykorzystał sytuację. Stanął naprzeciw niej, złapał ją za nadgarstki i z miną szaleńca powiedział wesołym tonem:
-Mam Cię!
Oboje zaczęli się się śmiać, a po 5 minutach biznesmen wziął się w garść.
-Dobra. Po co tu przyjechałaś?- zapytał.
-Tajemnica. Idę do McGonagall, tyle możesz wiedzieć.
-A to Cię odprowadzę. I przy okazji wyciągnę od Ciebie tą sprawę.
-Nie masz szans!- wystawiła mu język.
Szli sprzeczając się co do sekretu skrywanego przez Pansy. Pod gabinetem wymienili ostatnie zdania.
-Ale Pan! Powiedz, proszę!- po raz kolejny zrobił słodkie oczka.
-Nie! To będzie moja słodka tajemnica!- na ostatnie słowa gargulec skinął uprzejmie głową i odsunął się ukazując schody.
-Co jest?- zdezorientowała się mężatka.
-W Miodowym Królestwie stworzyli taką czekoladę. Jest wszystkich smaków, ale tylko słodkich. Coś w stylu Fasolek Wszystkich Smaków, trochę lepsze, ale ma dosłownie wszystkie smaki, więc nie wiesz na co trafisz w każdej kostce. Właśnie miałem iść do Miodowego Królestw, kupić Ci jedną tabliczkę?
-Jasne! Dzięki Neville!- pocałowała go szybko w policzek.- Paa!
-Do zobaczenia!- powiedział i ruszył w stronę Hogsmade.
-Dzień dobry pani profesor!- powiedziała po wejściu do gabinetu.
-Witaj Pansy! Dla Ciebie nie jestem żadną panią profesor, już nie- uśmiechnęła się pogodnie staruszka.
-Mam do pani sprawę.
-Słucham.
-Czy... -pani Zabinii wzięła wdech i dokończyła szybko- Czy mogłabym porwać Padmę na weekend?
-A czy moje zdanie ma coś do Twoich planów?
-Noo... Nie?- nie zdążyła dokończyć, bo profesorka jej przerwała.
-To co tu jeszcze robisz Pansy?- zapytała retorycznie jedna z ulubionych nauczycielka modelki. Teraźniejsza dyrektorka również darzyła ją sympatią, w końcu była najlepsza z transmutacji, minimalnie przewyższając poziom panny Granger.
Był ciepły czerwiec, dzień po egzaminach praktycznych. Niedawno odbył się pogrzeb Dumbledore'a. Minerva McGonagall oglądała właśnie pracę roczną Hermiony Granger. <pochyła czcionka to wspomnienie, a pochyła podkreślona to wspomnienie w wspomnieniu. dop. autorki.>
Jak na najlepszą uczennicę przystało była skupiona, lecz jej oczy wyrażały stres i strach. Podczas rzucania zaklęcia jej ręka lekko zadrżała, co przyczyniło się do przemknięcia zaklęcia tuż obok pnia.
-Przepraszam, panno Granger?- przerwała jej profesorka.
-Tak?- zdezorientowała się Gryfonka.
-Wiem, że ostatnie wydarzenia wstrząsnęły Tobą jak i innymi uczniami, ale mam taki pomysł. Na lekcjach radzisz sobie świetnie, więc Hermiono, wyobraź sobie, że to zwykła lekcja transmutacji, jedna z tych pierwszych.
-Dobrze, dziękuję za radę pani profesor- uśmiechnęła się blado dziewczyna.
Wzięła głęboki oddech i transmutowała pień w zając i z powrotem. Dzięki radzie pani profesor nie był to dla niej żaden wysiłek.
Minerva wyciągnęła wspomnienie z Myśloodsiewni i sięgnęła po inne- egzamin panny Parkinson.
-Dobrze, Pansy Parkinson- zawołała kolejnego ucznia.- Proszę zamienić dowolny z trzech pni w żywą istotę, najlepiej zwierzę.
-Oczywiście, pani profesor- nie wypowiedziała, lecz pomyślała zaklęcie na największy pień i po chwili zamiast bezużytecznego kawałka drewna na ziemi leniła się średniej wielkości panda. Ślizgonka podeszła do niej, a leżący obok patyk transmutowała w bambus i podarowała go zwierzątku. Gdy biało-czarna istota skończyła jeść Pansy dezaktywowała zaklęcia, ponownie niewerbalnie. Nauczycielkę najbardziej zdziwił spokój uczennicy, nawet nie czułość w stosunku do zwierzęcia.
Profesorka powróciła do balkonu w swoim gabinecie i zgodnie z wymogami wpisała oceny. Na samej górze widniały dwa podkreślone nazwiska, oznaczało to prymusa. Były to dwie uczennice, różne jak ogień i lód, pochodziły z wrogich domów, a jednak obie zostały prymuskami z transmutacji na 6 roku pod okiem Minervy McGonagall.
Pansy Prakinson, WYBITNY
Hermiona Granger, WYBITNY
Dostały taką samą ocenę, a jednak Minerva przez cały dzień zastanawiała się i myślała o slizgonce i jej umiejętnościach.
-Co tu jeszcze robisz dziewczyno? Leć po Padmę, bo jeszcze zacznie sprawdzać zadanie i nie pozwoli sobie na przerywanie- powiedziała uprzejmie staruszka przerywając swoje krótkie rozmyślania.
-Co? Ahh... Dobrze, dziękuję! Do widzenia!- krzyknęła juz obok gargulca.
-Do zobaczenia, Pansy. Do zobaczenia...- odpowiedziała dyrektorka wzdychając.- Pansy! Proszek powrotny!- nie usłyszała odpowiedzi, więc wypowiedziała zaklęcie Voler**Pansy Parkinson i sakiewka z fioletowym proszkiem poleciała na swoich zyskanych skrzydełkach.
Modelka doskonale wiedziała, że gabinet i sypialnia wraz z pomieszczeniem służącym za salon Padmy, znajdują się tuż obok kuchni. Gdy mijała obraz ze znaną jej z lat szkolnych gruszką drogę zagrodziła jej wysłana przed chwilą sakiewka. Brunetka uśmiechnęła się przelotnie, zawsze czegoś zapominała, gdy była przejęta. Chowając woreczek do kieszeni doszła do drzwi. Niby zapukała, ale i tak od razu weszła do środka. Przyjaciółki nie było w pierwszym pomieszczeniu, dopiero po chwili wyłoniła się z oblepionych rysunkami, zdjęciami i czym tylko się da drzwiami, które nie wyróżniały się ze względu na znacznie większą ilość obrazków na ścianach gabinetu w kształcie litery L. Pansy uwielbiała tu przychodzić. Zaczarowana posadzka malowała się tęczowymi kleksami, gdy tylko wyczuła na sobie ruch. Biurko całe oblepione różnokolorowymi karteczkami z zapisem czegoś ważnego, sprytnie było ukryte najdalej od wejścia, w zgięciu pomieszczenia. Ale najlepsze była lampa. Kula białego światła delikatnie latająca po pokoju. Jedno co wiedziała na pewno, to to, że gabinet Padmy Patil był bardziej magiczny od Ministerstwa czy 'Magicznych Dowcipów Weasley'ów'.
-Pan! Co ty tu robisz?- zapytała zdziwiona nauczycielka.
-Jak CI powiem to się obrazisz...
-Niee... Wejdziesz?
-Jak zawsze gościnna, ale zostanę tu tylko minutkę... zostaniemy- poprawiła się.
Szybko wyciągnęła sakiewkę od McGonagall, posypała proszkiem siebie i Padmę, chwyciła ją za przedramię i sekundę później znalazły się u Draco. Pansy trafiła na sofę, a panna Patil wprost na Zabini'ego Profesorka i dziennikarz zszokowani leżeli na podłodze, żeby zaraz wybuchnąć niekontrolowanym śmiechem, po chwili dołączyli do nich przyjaciele. Jako pierwsza opanowała się Pans:
-No dobra, koniec, bo się udusimy, Chłopaczki wy moje kochane...- jej własny mąż jej przerwał.
-Draco! Uważaj, ona czegoś chce!- stwierdził.
-Kurde, przegryzłeś mnie. A więc Dracusiuuuuu! I mój kochany Diable! Popilnujecie mi tutaj Padmy?- zapytała na jednym tchu- Dzięki!- znikła nie czekając na odpowiedź.
-Pff... Co my mamy z tą moją żoną, prawda?- zaśmiał się Blaise, a reszta mu zawtórowała.
&
Pansy wylądowała w centrum Londynu. Przeciskając się pomiędzy mugolami dotarła do drzwi wejściowych LoveGood***. Gdy weszła do środka sklepu wokoło niej znalazło się 20 pracownic, które chciały pomóc, ale modelka odmówiła. Ciekawskie oczy klientów skierowały się na źródło zamieszania. Przygotowana pani Zabini zostawiła 20 centymetrowy wieżowiec złożony tylko i wyłącznie z jej zdjęć i autografów. Wykorzystując zamieszanie spowodowane jej osobą była Ślizgonka weszła na zaplecze, gdzie za wieloma zakrętami znajdowały się schody. Tylko te kilka stopni dzieliło ją od mieszkania zdecydowanie jej najlepszej przyjaciółki, Luny Lovegood, Lu, Loony, Blondi, Dobrej, Lovi, różnie się do niej mówi.
-Luna!- wrzasnęła pukając.
-Idę!- rozległ sie stłumiony głos z wnętrza mieszkania.- Pans! Co ty tu robisz?- blondi rzuciła się brunetce na szyję.
-Musisz mi pomóc. Znaczy musimy pomóc Lenie- poważny wyraz twarzy i ton głosu pani
Zabini sprawił, że panienka Lovegood natychmiast spoważniała.
-Mów.
-Nasza Hermiona pracuje z Malfoy'em. Idziemy na zakupy i na imprezę. Padma jest u Draco, potrzeba jeszcze Rudej.
-Harry w Ministerstwie?- mężatka kiwnęła głową.
-Idź do Leny, pewnie i tak już jesteś spóźniona. Ja przy pomocy Pottera teleportuje się do Gin, wrócimy do Malfoy'a i czekamy z Pad w windzie, okej?
-Wezmę nam ciuchy z dołu- Loony się teleportowała, a Pansy wróciła do sklepu. Wzięła ubrania, dodatki i buty, wszystkie w jednym rozmiarze. Potem ponownie tego dnia znalazła się w mieszkaniu Smoka.
-Padma, przebieramy się- Pansy rzuciła ubrania na pannę Patil.
-Co? Czemu? Jak? Gdzie?- jak zawsze była zdezorientowana.
-I ty jesteś nauczycielką?- teatralnie przewróciła oczami modelka.- Nie ważne. Chodź.- pociągnęła ją za rękę zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć.
Znalazły się w pokoju z dużym łóżkiem i lekko przyciemnionym sufitem. Pansy, która była animagiem przemieniającym się w czarnego jak smoła szczeniaka labradora od razu wyczuła inny, ale znajomy zapach. Postanowiła nie zwracań nań uwagi i przebrać się. Musiała jeszcze czekać na Padmę, więc dokładnie zidentyfikowała zapach i wściekła wbiegła do salonu.
-Daconie Lucjuszu Malfoy masz mi natychmiast wytłumaczyć dlaczego do jasnej cholery u Ciebie w sypialni czuć zapach Mio.. Leny?!- szybko się poprawiła podczas swojego wybuchu.
-Ładnie wyglądasz- stwierdził Draco nie zwracając uwagi na pytanie pani Zabinii. Na te słowa wyraz jej twarzy zmienił się na kilka sekund, lecz zaraz powróciła kolejna fala wściekłości.- DRACO! MÓW!
Zapadła grobowa cisza, każdy bał się odezwać. Blaise i Padma, bo ta kłótnia nie dotyczyła ich, a oni sami również rozmyślali nad tym co powiedziała żona Diabła, Draco- bo myślał czy skłamać, czy nie i Pansy- w której wciąż kipiała złość. Po chwili się nieco uspokoiła.
-Nie ważne, później powiesz. Teraz już i tak jestem spóźniona do Leny. Pad, tu są rzeczy dla Rudej i Blondi- była Ślizgonka mówiła szybko i chaotycznie z powodu zamykających się drzwi windy.
-Więcej was matka nie miała?!- udawał zdenerwowanie Smok.
&Ministerstwo&
Luna biegała i jeździła po całym Ministerstwie w czasie drogi do gabinetu pana ministra. Minęła cicho i bez słowa sekretarkę rozmawiającą jednocześnie przez trzy telefony, zaraz potem materializując się w gabinecie Potter'a. Wybraniec spał.
-Harry!- wrzasnęła do ucha Chłopcu-Który-Przeżył-Żeby-Spać.
-Już wychodzę ciociu Petunio! Czy Dudley mógłby przestać skakać na schodach?- mamrotał pół śpiąc.
-O mój Boże! Czy to nie Weasley?!- Luna podjęła najcięższe kroki.
-Zabiję gnoja!- obudził się Złoty Chłopiec.
-Spokojnie, bo Ci okulary spadną!- zaśmiała się Dobra.
-Hej Lovie! Co tam u Ciebie?
-A dobrze, dzięki, że pytasz. A skoro o pytaniach mowa to czy mógłbyś dać mi kominek do Australii bez kolejki na teraz? Muszę jechać po Rudą- zarumieniła się.
-Spoko.
-Dzięki, dzięki, dzięki!- rzuciła mu się na szyję.
Harry już rozmawiał z sekretarką, która wykonała pośpieszny telefon i około 10 sekund później Lovegood już brała proszek Fiuu do ręki.
-Symil Street, Sydney, Australia- blondynka poczuła nieprzyjemne wiercenie w brzuchu i blisko 5-10 minut później znalazła się tuż przed nosem Wiewióry.
-Hej.
-Heeeeej- odpowiedziała zdziwiona Ginerva przeciągając samogłoskę.
-Lecimy pomóc Mionie- tym razem przynajmniej ktoś towarzyszył blondynce w krótkiej, aczkolwiek wyczerpującej dla niej wycieczce siecią Fiuu.
 &
W mieszkaniu Draco znajdowały się teraz trzy atrakcyjne kobiety, ponieważ przebrana już Pansy właśnie wychodziła z windy piętro wyżej. Jej przyjaciółki również przebrały się w kreacje odpowiednie na imprezę, bo na zakupy nie było już czasu. Sama pani Zabini wzięła zestaw dla Leny i zaraz po otwarciu drzwi windy wcisnęła go dyrektorce Departamentu Tajemnic.

******

*W Hogwarcie znajduje się kominek jednostronny, tzn. można się tam dostać tylko z zewnątrz, a wydostać tylko z fioletowym proszkiem chwilowo dezaktywującym zaklęcia blokujące teleportację oraz pozwalającym na powrót kominkiem. Proszek ten posiada tylko profesor McGonagall.
** fr. Leć
*** Magiczny sklep z ubraniami. Pan i Lu najczęściej go reklamują. Działa także dla mugolów. Założyła go matka Luny.