poniedziałek, 14 kwietnia 2014

#7 Powrót

Kolejny raz przepraszam. Jeżeli ktoś tu jeszcze został to musi się zrozumieć, że notki będą pojawiały się bardzo nieregularnie. Tak po prostu będzie.
Dziękuję za przekroczenie pięknych 10.000 wyświetleń!
Ten rozdział jest... inny. Zerknęłam na wcześniejsze rozdziały i ich długość nie zachwycała. Ten jest nieco dłuższy i niezbyt ważny, ale trochę wprowadzający w wątek. Sądzę, że stylem także się różni, opisuje on uczucia i myśli bohaterów. Początek był pisany w nocy, a pozostała część w różnych porach.
Mam nadzieję, że się spodoba.
Miło mi będzie ujrzeć komentarze, chociaż ich nie wymagam.
Tyle. Przepraszam raz jeszcze!

&&&

Patrzył na jej bladą twarz, na kosmyki blond włosów przyklejających jej się do twarzy przez pot powstały w wyniku kolejnego napadu. Nikt nie wiedział co się z nią dzieje, magomedycy odkryli, że chroni ją bardzo potężne zaklęcie, którego nie znają i nie umieją rozszyfrować. Draco czuwał przy jej łóżku, ze względu na jego przyjaciół, którzy nie mogli sprawdzić jej stanu, spędzał doby na szpitalnym krześle w sali chwilowo należącej do nieznajomej- bo jak inaczej mógł ją nazwać? Znał jedynie jej imię i nazwisko, a także posiadał informację, że mają wspólnych przyjaciół, którzy ją ukrywali. Mimo to, czuł, że kogoś mu przypomina. Nie tylko Biankę, ale jeszcze kogoś. Gdy umysł był bliski rozwiązania zagadki zawsze coś mu przeszkadzało, czasami niewidzialna bariera odpychała go od wspomnień, a innym razem myśli zbaczały na zupełnie inny temat lub po prostu świat zewnętrzny dawał o sobie znać.
                Tego dnia miał zaplanowane ważne spotkanie. Był umówiony z dziedzicem czarodzieja, który wynalazł zmieniacz czasu- jedno z najpotężniejszych urządzeń jakie kiedykolwiek powstało. Miał on mu przekazać ważną pamiątkę rodzinną, która miała pomóc w Departamencie Tajemnic. Przez to wpadł do niej tylko na chwilę, aby porozmawiać z lekarzem prowadzącym oraz samemu ocenić stan Leny. Kiedy wszedł do pokoju, w którym spędził ostatnie dwa miesiące, miał przeczucie, że tego dnia coś się zmieni. A przeczucia Malfoy’ow zawsze się sprawdzają. Stojąc w drzwiach jak zwykle patrzył na jej twarz i starał sobie przypomnieć skąd zna tą delikatną cerę z setkami drobniuteńkich piegów. Wtedy mięśnie Leny delikatnie drgnęły, Smok był pewny, że zbliża się kolejny atak, którego przyczyny nikt nie znał. Tym razem się pomylił. Powieki okalane długimi czarnymi rzęsami ukazały światu oczy w odcieniu mlecznej czekolady, a następnie kilkakrotnie zamrugały. Rozglądały się leniwie po pomieszczeniu, aby wreszcie spocząć na arystokracie.
-MALFOY?! Co ty tu robisz? Gdzie ja jestem? Coś ty mi zrobił? –malinowe usta wykrzykiwały ku niemu pytania z zawrotną szybkością, a delikatne dłonie podciągnęły pod szyję kołdrę ukrywając piękne ciało odziane jedynie w szpitalną piżamę.
-Lena, spokojnie…
-Jaka Lena? Nie rób sobie jaj, Malfoy. Domyślam się, że jestem w szpitalu, więc co robisz w odwiedzinach u ‘Naczelnej Szlamy Hogwartu- Hermiony Granger’?!
W tym momencie go zamurowało, a wspomnienia przelatywały przez jego głowę. Zastanawiał się jak mógł jej nie poznać, nie skojarzyć faktów. Skołowany spojrzał na zegarek, a gdy zobaczył, że za 10 minut zaczyna spotkanie, odwrócił się i rzucił przez jedynie rzucił przez ramię krótkie słowa pożegnania.

&&&

                Dryfowała na granicy dwóch światów. Jednym była rzeczywistość, w której nic się nie działo. Czarno jak przy zamknięciu oczu, czasami jedynie jakieś zniekształcone głosy, czy czyjś dotyk, który czuła kiedy, a to zdarzało się znacznie częściej, przebywała w tym drugim świecie, w swoim umyśle. Był on przepełniony wiedzą, a także wspomnieniami. Jedne były wyraźne, bo szczególne, a inne zamazane, nieważne. Istniały też takie, przez które bolała ją głowa, a także serce. Nie były one jakoś ze sobą związane, tylko po kilka krótkich urywek, najczęściej z głośnych, hucznych balów, chociaż czasami były to śmiechy dzieci. Nie wiedziała, skąd posiada takie wspomnienia, ani co to za dzieciaki. Kiedy te sprawiające ból wspomnienia ją dopadały, czuła jak pot oblewa jej ciało, a ona cala się trzęsie, nie umiała tego powstrzymać, a krzywdziło ją to tak bardzo...
                Ostatnimi czasy miewała tylko smutne urywki z jej życia. Obelgi rzucane w jej kierunku, mniej lub bardziej ważne sprawy, przez które płakała długo lub krócej. Najczęściej natrafiała w nich na błękitne oczy patrzące na nią z pogardą lub rude włosy, które swoim kolorem wręcz wykrzykiwały jej wszystkie winy. Próbowała krzyczeć, miotała się próbując uciec od tego co powinno być zapomniane, rwała sobie włosy z głowy, zatykała uszy chroniąc je od obraźliwych słów, ale to na nic- wszystko to robiła jedynie w swoim umyśle. Nagle wszystko gwałtownie ucichło, obrazy zniknęły, a pojawiło się białe światło palące jej powieki w rzeczywistym świecie. Kilkakrotnie zamrugała próbując przyzwyczaić się do światła panującego w pomieszczeniu, a gdy jej wzrok zaczął dostrzegać wyraźniejsze kształty ujrzała salę szpitalną, a w jej drzwiach lekarza, który przyglądał się jej z zainteresowaniem. Poznawała go, a umysł Hermiony, pracujący w ciągu ostatnich tygodni bardzo intensywnie, od razu rozpoznał, jak jej się z początku wydawało, magomedyka. Naskoczyła na Dracona, nie rozumiejąc co się właściwie dzieje, a on, nieco zdziwiony, po prostu wyszedł wypowiadając tylko:
-Do zobaczenia, Granger.
                Zaraz po jego wyjściu do Sali wszedł lekarz, który przywitał ją cieplej od jej starego znajomego. Przeprowadził na niej liczne badania, po czym stwierdził, że jej stan jest stabilny, lecz zapomniała kilka miesięcy swojego życia. Poinformował ją, że zostanie jeszcze 3 dni na stałej obserwacji szpitalnej, a później pozwoli mężowi zabrać ją do domu. Malfoy nie pojawił się ani następnego dnia, ani kolejnego i gdy była pewna, że już go więcej nie zobaczy, przyszedł do Hermiony z samego rana w dniu, w którym miała zostać wypisana.
-Pakuj się, Granger. Nie zadawaj pytań, udawaj moją dziewczynę, zaprowadzę cię do Potter’a, który wszystko ci wytłumaczy.
-Skąd mam wiedzieć czy mówisz prawdę, Malfoy? Mam przecież tyle powodów, by ci ufać- zironizowała.
-Miałem rację, wisi mi 10 galeonów –uśmiechnął się do siebie i wręczył jej kartkę złożoną na pół, uprzednio wyciągając ją z wewnętrznej kieszeni marynarki.
Mówi prawdę.
Czekamy na ciebie.
Harry.
PS. Przypomnij mu, że zakładaliśmy się o 5 galeonów, nie o 10.
-To było 5 galeonów, Malfoy.
-Coo…? Skąd? Potter, nie dasz się już przechytrzyć! No, Granger, na co czekasz? Pakuj się szybko i grzecznie udawaj, że się nie nienawidzimy.
Przynajmniej magomedycy sądzą, że ona mnie po prostu zapomniała. Nie musimy udawać wielce zakochanych, pomyślał Draco.

&&&

                Zaraz po wyjściu z Munga teleportowali się w miejsce, które Hermiona kojarzyła, ale nie wiedziała dokładnie gdzie się znajduje, ani skąd zna to miejsce. Draco natomiast podszedł do recepcji, gdzie otrzymał pocztę swoją, jak i Gryfonki. Chwilę później dziewczyna tonęła w uściskach przyjaciół.
-Parkinson, nie zbliżaj się do mnie!- krzyknęła Miona, gdy ujrzała brunetkę.
-Granger, uspokój się. Potter i reszta ci wszystko wytłumaczą- po tych słowach Malfoy usiadł na fotelu i zabrał się za przeglądanie listów i kilku paczek.
-Zapomniałaś kilka miesięcy swojego życia. Bardzo.. hmm… istotnych miesięcy… -Harry tłumaczył wszystko dokładnie, co jakiś czas reszta przyjaciół uzupełniała wspominane wydarzenia o kilka faktów.- Podsumowując, twoje życie zmieniło się diametralnie i jesteś teraz Leną Caremichele.
Tysiące myśli przelatywały przez umysł Hermiony, a wspomnienia z ostatnich miesięcy stawały się coraz wyraźniejsze. A kiedy wszystko się uspokoiło, znowu wpadła w ten stan ze szpitala. Bogate przyjęcia, zarysy pięknych sukni i eleganckich smokingów, dwaj chłopcy i dwie dziewczynki bawiące się w ogrodzie, zamazane twarze i ona jako dziecko pośród tych wszystkich sytuacji. Jakby stanęła na środku ulicy w zatłoczonym Nowym Jorku, wszyscy mijali by ją i potrącali, a Miona nie pamiętała twarzy tych osób. Czuła, że ona to przeżyła, nie wiedziała kiedy, ale sądziła, była pewna, że to są właśnie jej wspomnienia, zakopane gdzieś głęboko.
W pewnym momencie jej wzrok stał się nieobecny, a jej ciało zaczęło drżeć przeżywając kolejny atak. Nikt nie wiedział co należało zrobić. Uwagę Dracona przykuła nagła cisza, wystarczyło jedno spojrzenie, żeby zorientował się co się działo. Szybko wstał z wygodnego fotela i uklęknął przy bezwładnym ciałem Gryfonki, którym wstrząsały drgawki.
-Odsuńcie się wszyscy!- zarządził.- Granger, wiem, że mnie słyszysz. Obudź się, zapadłaś w ten swój cholerny trans, którego nikt nie potrafił rozpoznać! Granger do cholery! Wstawaj!
-Mionka, otrząśnij się! Proszę cię!- wykrzyknęła Gin podbiegając do ciała przyjaciółki.
-Granger, zrobimy tak jak mówił magomedyk. Ja pomogę ci usiąść, a ty się wtedy obudzisz. Na trzy! Raz… Dwa… Trzy!- były Ślizgon podciągnął ciało dziewczyny, a ta otworzyła oczy i zaczęła gwałtownie oddychać.
-Misia… Czy aby na pewno nie powinnaś jeszcze zostać na obserwację?
-Nie, nie… Wszystko dobrze, lekarz mówił, że będę miewała jeszcze ataki.
-Co to w ogóle było? Co ci się stało?
-Ja… Ja nie wiem, nie pamiętam. Coś się działo, ale nie wiem co konkretnie, pamiętam tylko głos Malfoy’a, nic więcej- spojrzała w oczy arystokraty i uśmiechnęła się delikatnie. -Dziękuję.
-Smoku… Czytałeś to?- Diabeł odezwał się zwracając na siebie uwagę zebranych. –Tutaj piszą, ze istnieje groźba zawalenia się twojej podłogi, a sufitu Hermiony.
-Że co?!- wykrzyknęli oboje.
-Szanowny panie Malfoy. Jesteśmy zmuszeni pana poinformować, że mieszkanie, które pan zajmuje, jest niestabilne budowlanie. Istnieje duże prawdopodobieństwo zawalenia się pańskiej podłogi znajdującej się na terenie salonu. Informujemy, że musi pan wyprowadzić się z mieszkania jak najszybciej. Przepraszamy, Zarząd Wieżowca Mieszkalnego.
-Miona ma taki sam! –powiedziała Luna pokazując drugi list, tym razem zaadresowany do Granger.
-Nie mam zamiaru się stąd wyprowadzać! Musi istnieć inny sposób na rozwiązanie tej sprawy! –oburzyła się była Prefekt Naczelna.
Cała dziewiątka intensywnie myślała nad rozwiązaniem sprawy. Nev chodził w kółko drapiąc się po brodzie, Pans leżała głową w dół na sofie przełączając kanały w telewizji, Luna bawiła się włosami stojąc oparta o framugę, Diabeł wiercił się na krześle zmieniając ciągle pozycje, Gin  stukała nerwowo o blat biurka, Harry czytał listy próbując znaleźć w nich olśnienie, Padma siedziała po turecku na podłodze i mruczała coś pod nosem, Draco pił łapczywie wodę, szklanka za szklanką, a Miona stała na środku salonu przegryzając wargę i patrzyła na swoje ręce.
-Mam!- wykrzyknęła Patil.- Jeżeli zawalić się ma tylko salon, to pozwólmy mu się zawalić!
-I co? Będę mieszkał z wielką dziurą w salonie?
-Nie, skądże! Zniszczymy salony, a większość z mieszkań pozostanie nienaruszona! Po prostu połączymy mieszkanie Hermiony i Smoka! Usuniemy połączenie windowe na ostatnie piętro i wstawimy schody, a zamiast podłogi lub sufitu, które mogą zawalić się w każdej chwili będzie tutaj jeden otwarty salon z wysokim sufitem, a pokoje na górze będą zdolne do użytku!
-Genialne!- przyznał Neville.
-Tylko jest mały problem… A co jeżeli ja nie chcę z nią mieszkać? –zapytał Draco niepewny reakcji Granger.
-Malfoy, Malfoy, Malfoy… Jesteś jej potrzebny! Sam widziałeś, że tylko ty możesz jej pomóc, kiedy będzie miała atak. Kiedy Gin próbowała, a Hermiona nie reagowała, nawet jej nie słyszała!
-Poradzę sobie sama- żachnęła się blondynka.
-No chyba, że chcecie się stąd wyprowadzić… Po tym jak zainwestowaliście w te mieszkania spore sumki, o ile się nie mylę? –Pansy uśmiechnęła się przebiegle.
-Dobra. Trzeba napisać do Zarządu.
-Mogę się tym zająć, wy zaplanujcie przebieg remontu i nowy plan apartamentu –zaoferował się Blaise.

&&&

                -No weź, Malfoy! Zabawmy się i pomalujmy mieszkanie sami! Proszę! –Granger od dziesięciu minut próbowała przekonać Smoka do swojego pomysłu. –Jak pomalujemy po mugolsku, sami to będziesz mógł wybrać meble do salonu.
-I do kuchni? –zaproponował Draco.
-I do kuchni… -westchnęła dziewczyna.
-Zgoda. Malujemy sami, pędzlami i wałkami całe mieszkanie. Ja wybieram meble do salonu i do kuchni.
-Na-naprawdę? Zgadzasz się? Super! Dzięki –uśmiechnęła się do niego i rzuciła się mu na szyję, a on, będąc w szoku, objął ją w pasie.
                Następnego dnia, kiedy była Gryfonka przyszła do mieszkania ujrzała miednice zapełnione kolorowymi balonami z farbami oraz pistolety na wodę również wypełnione barwnymi płynami, a obok nich zwykły wałek i pędzel.
-Malfoy!
-Cześć Granger. Zakładaj ochronne gogle i kombinezon- podał jej przeźroczyste okulary i wskazał na biały materiał.
-O co w tym chodzi?- zapytała zakładając przedmioty.
-Mamy do pomalowania trzy pokoje, pomyślałem, że możemy umilić sobie ten czas i każdy z nich ozdobić w inny sposób.
-To nie jest zły pomysł- dziewczyna uśmiechnęła się przebiegle pod maską i niezauważalnie wzięła jeden z balonów do ręki.
-A więc.. wybieraj, którym sposobem pomalujemy… -przerwał swoją wypowiedź przez lecący ku niemu balonik, a dzięki refleksowi szukającego zdążył przed nim  odskoczyć.
Dzięki temu, że oboje byli wysportowani większość farb lądowała, według zamierzenia, na ścianach salonu, ale oboje mieli też dobrego cela, więc oni sami byli też dosyć kolorowi i brudni. Kiedy skończyła się amunicja i większa część sił usiedli na podłodze podziwiając swoje dzieło. Mnóstwo barwnych plam na niegdyś białych ścianach, rozdarte kawałki gumy na podłodze, które opadały, gdy balony rozbiły się o ścianę. Uśmiechnięci współlokatorzy leżący na folii zabezpieczającej podłogę.
-Przepraszam- cichy szept arystokraty przerwał ciszę panującą w mieszkaniu.
-C-co?- wydukała nie rozumiejąc.
-Przepraszam za te wszystkie lata. Obelgi, wyzwiska, za każde z osobna. Proszę zapomnijmy o tym.
-Tego nie da się od tak zapomnieć, ale wybaczam ci. Nie miałam i nie mam wpływu na to jak zostałeś wychowany, sądziłeś, że to konieczność. Nie mam ci tego za złe, Malfoy.
-Może nie pamiętasz, ale z Leną umówiłem się, że będziemy się do siebie zwracać po imieniu –zaśmiał się Smok.
-To zacznijmy od nowa. Jestem Hermiona Granger, znajomi i przyjaciele mówią mi Miona lub Misia.
-Jestem Draco Malfoy, dla znajomych Smok. I mam teraz wielką ochotę powiedzieć ‘Cześć Hermiona, rozumiem cię, wspieram cię’- Miona wybuchnęła śmiechem i uścisnęła mu dłoń i zostawiając starą znajomość i stereotypy za sobą.
- Jestem niezdarna, niezdecydowana i dużo mówię. Przez parę lat miałam inne nazwisko, ale wracam do starego zmieniając swoje życie. A ty?
-Nie wiem jaki jestem- wzruszył ramionami, na co Granger nieco się zmieszała.
-Chodź pomalować inny pokój, bo tego nigdy nie skończymy- zaproponowała biorąc do ręki wałek i pędzel.
-Czemu twierdzisz, że jesteś niezdarna?
-Taka jest prawda, ciągle się potykam, często przejęzyczam i zawsze plotę głupstwa.
-Gdzie się podziała ta przemądrzała i dumna Panna-Wiem-To-Wszystko?
-Nie mam pojęcia, pewnie uciekła razem z włosami- zaśmiała się przypominając sobie brązową szopę na jej głowie. –A co się stało ze Ślizgońskim Dupkiem?
-Widzisz… Kiedy ojciec przejrzał na oczy matka wreszcie przestała się bać i przywróciła mi wspomnienia szczęśliwego dzieciństwa. Teraz starają się wynagrodzić mi te wszystkie lata udręki i żyją spokojnie odkupując winy przez datki charytatywne ze starych skrytek w Gringocie, sprzedaliśmy Malfoy Mannor, po zburzeniu powstanie tam park. Ja przeprowadziłem się tutaj, a rodzice w okolice Londynu, z dala od tego miejskiego zgiełku.
-A dlaczego uważasz, że nie wiesz jaki jesteś?
-Bo nie wiem. Jeszcze kilka lat temu powiedziałbym ci, że jestem chamski, cyniczny i zimny. Tyle, że zmieniłem się i czuję w głębi siebie, że te cechy zostały, ale nie w pełni. Nie da się w pełni zagoić starych ran, bo zawsze zostają blizny.
-Ale blizny też mogą zniknąć, jeśli tylko się do tego przyłożysz i będziesz pragnął tego całym sercem. Bo to jaki jesteś nie jest pokazane przez twój wygląd, tylko jest schowane w sercu, widocznie u ciebie bardzo głęboko. I jako twoja nowa współlokatorka pomogę ci wyciągnąć to na wierzch, żeby zauważył to cały świat. Pamiętaj, że pierwszy krok jest najtrudniejszy. To mieszkanie ze sobą może nam wyjść na dobre, ja pomogę tobie i nie będę czuła się winna temu, że ty musisz pomagać mi.
-Pomagałbym, żeby odpłacić ci za to wszystko co było. Mimo, że mi wybaczyłaś to czuję się winny. To musiało być dla ciebie naprawdę trudne.
-Z początku, później, kiedy już nauczyłam się ci odpowiadać, było to swego rodzaju zabawą, potyczką słowną. Nie czuj się winny, nie masz czego.
                Rozmawiając nie zauważyli nawet, że skończyli malować pokój i przenieśli się na podłogę. Kiedy zorientowali się, że od jakiegoś czasu nic nie robią, Draco wstał i jak na dżentelmena przystało podał Hermionie ramię.
-Panno Granger, czy ma pani ochotę na walkę na śmierć i życie pistoletami z farbą?
-Z chęcią, paniczu Malfoy.
-Oto broń panienki. Życzę powodzenia –mówiąc to nacisnął spust w jej pistolecie i strumień zielonej farby wystrzelił ku twarzy byłej Gryfonki.
-To nie było fair! –krzyknęła strzelając do stojącego tyłem blondyna.
-To też!- Smok odwrócił się i podbiegł do dziewczyny po czym zakrył jej oczy i zaczął nią kręcić.
-Malfoy! Głupku przestań! –Hermiona śmiała się, nieudolnie próbując trafić arystokratę.
Chwilę później przewróciła się, a Draco zaczął w nią strzelać kolorowymi strużkami farby.
-Ej! Kopiącego się nie leży! –krzyknęła oburzona, a gdy zorientowała się co właściwie powiedziała zaczęła się śmiać razem z byłym Ślizgonem.- Znaczy leżącego się nie kopie. Mówiłam, że jestem niezdarna i, że się przejęzyczam!

-Zapowiada się ciekawie, Granger.