Kilka
tygodni po wyjściu Hermiony ze szpitala dwójkę współlokatorów odwiedzili
przyjaciele, aby zobaczyć efekt końcowy remontu.
-No, no ładnie się tu urządziliście- podsumował wycieczkę po
mieszkaniu Harry.
-No dobra Smoku, pokaż mi ten ukryty barek, żebym nie musiał
się męczyć z szukaniem- Diabeł uśmiechnął się szeroko i mrugnął porozumiewawczo do Draco.
-A co ja jestem? Dobra Wróżka?- zironizował blondyn.
-Z wróżką to się zgadam, tylko określenie ‘dobra’ mi nie
pasuje.
-Blondi nie pozwalaj sobie!- Malfoy pogroził Lunie palcem
jednocześnie się uśmiechając.
-Mionka, te wszystkie książki to twoje?- zapytał się Neville
zmieniając temat i podchodząc do biblioteczki, o którą opierał się Blaise.
-Większość, część jest Draco. Jeśli chcesz możesz się kilka
pożyczyć.
Wszyscy stanęli jak sparaliżowani słysząc imię arystokraty
wypowiedziane z ust byłej Gryfonki.
-Mówicie sobie po imieniu?- zdziwiła się Pansy.
-No widzisz, Miona. Chyba
będziemy musieli wrócić do nazwisk, żeby nie zaburzać światopoglądów tych tutaj.
-Nie o to chodzi. To jest po prostu takie… takie
nienaturalne! Całą szkołę się wyzywaliście, a teraz mieszkacie razem i mówicie
sobie po imieniu- wytłumaczyła Padma.
-Czy jest coś jeszcze o czym nie wiemy? –zapytała dla
pewności Ruda.
-Draco… Chyba już czas im powiedzieć…
-Skoro tak uważasz…- arystokrata podszedł do Hermiony i
objął ją, a ta się w niego wtuliła.
-Spotykamy się i jesteśmy zaręczeni- dziewczyna pokazała
znajomym pierścionek.
-A także spodziewamy się małego Malfoy’a!- Smok czule
pogłaskał płaski brzuch Granger.
-To dopiero trzeci tydzień, więc na razie nic nie widać.
Kiedy współlokatorzy spojrzeli na
miny swoich przyjaciół, którzy wyglądali jakby zobaczyli McGonagall w stroju
striptizerki, wybuchnęli głośnym śmiechem i wręcz tarzali się po podłodze nie
mogąc złapać oddechu. Po chwili uspokoili się, wstali i jeszcze raz popatrzyli
na znajomych.
-Naprawdę uwierzyliście?
-Zachowywaliście się tak wiarygodnie, jeszcze ten
pierścionek i… gesty!
-W ogóle nie widać po nim, że jest z automatu, prawda?-
zaczął się śmiać Draco.- Jedyna prawdziwa rzecz w tym przedstawieniu to fakt,
że pierścionek dostała ode mnie. Jak wyszliśmy na lody, po kupieniu mebli,
mijaliśmy kiosk, a przy nim takie kolorowe kule z innymi kolorowymi kulkami w
środku. Zawsze chciałem się dowiedzieć do czego one służą i…
-I stracił na automatach dla dzieci dwadzieścia funtów.
Kupił cztery pierścionki, siedem piłek kauczukowych, osiem gniotków i jednego
przylepnego gluta, który przykleił mu się do lustra w windzie i przez dziesięć
minut jeździliśmy w górę i w dół, żeby sobie go odkleił.
Przez
chwilę panowała cisza, która została przerwana przez świst powietrza i odgłos
upadania czegoś ciężkiego na podłogę. Okazało się, że Neville przez przypadek
otworzył barek, a że Zabini opierał się o biblioteczkę, która była jego
drzwiami, runął na podłogę, kiedy zabrakło mu oparcia. Jako pierwszy odezwał
się Diabeł, który powoli podnosił się z podłogi.
-Jak witać alkohol to tylko na klęczkach- zażartował Diabeł.
&&&
Następnego dnia Draco został
obudzony przez srebrzystego nietoperza, który był patronusem Alex Malfoy. Po
wysłuchaniu wiadomości szybko zerwał się z łóżka i ruszył w stronę kuchni, by
zjeść śniadanie.
-Draco, ubrałbyś się kiedyś- usłyszał na powitanie od
współlokatorki.
-Tak, tak… Dzień dobry-odpowiedział rozkojarzony, po czym
chwycił kanapkę z talerza Hermiony i ruszył ku windzie.
-Malfoy! Stój!- krzyknęła za nim była Gryfonka, ale ten nie
zwrócił na to uwagi i pomachał jej zza zamykających się drzwi windy.
Miona westchnęła i już miała wysłać patronusa do
arystokraty, kiedy metalowe wrota otworzyły się ponownie i wypadł z nich
zdenerwowany mężczyzna.
-Dlaczego mi nie powiedziałaś?
-Mówiłam, potem próbowałam cię zatrzymać, ale nie
reagowałeś.
-Najlepiej wszystko zawal na mnie!
-Draco, nie moja wina, że wszedłeś do windy w samych
bokserkach! To ty się za bardzo przyzwyczaiłeś do chodzenia prawie bez ubrań
rano!
-Śpieszyłem się, jasne?
-Gdzie ci tak śpieszno bez spodni?
-Idę się ubrać- zignorował jej pytanie i odszedł.
-Malfoy!
-Słucham?!
-Wisisz mi kanapkę!
&&&
Hermiona
cały ranek zastanawiała się, gdzie zniknął Draco, ale przestała się tym
przejmować, gdy przypomniała sobie, że tego dnia mieli dostarczyć Myślosiewnię
do Departamentu Tajemnic. Wyjrzała przez okno i zobaczywszy słońce oraz
bezchmurne niebo, a także temperaturę równą 23°C, ubrała się w czarny
kombinezon bez ramiączek z długimi nogawkami wykonany z lekkiego przewiewnego
materiału, długi złoty naszyjnik z zawieszką, na nogi założyła rzymianki pod
kolor, a wychodząc chwyciła również złote aviatory i torebkę.
Kiedy
pojawiła się w Ministerstwie, jak zwykle, została obdarzona karcącymi
spojrzeniami względem jej ubioru. Nie przejmowała się tym i szybko udała się do
swojego gabinetu. Tam czekała już na nią Myślosiewnia okryta ciężkim materiałem,
który Granger zerwała mocnym pociągnięciem. Ku jej zdziwieniu, magiczny
przedmiot był łudząco podobny do zwykłego lustra, ale za dotknięciem palca
tarcza lustra falowała jak woda. Dziewczyna obróciła się w poszukiwaniu
dokumentów potwierdzających autentyczność maszyny i ruszyła w stronę swojego
biurka, lecz zanim zdążyła zrobić kilka kroków potknęła się o coś.
Nieszczęśliwie upadła na regał, z którego zleciała szklana figurka aniołka
rozbijając się o podłogę. Hermiona chwyciła się za głowę i niezdarnie
podniosła, przez co dość głęboko rozcięła sobie dłoń. Kiedy wstała,
nieświadomie opierając się krwawiącą ręką o Myślosiewnię, jeszcze trochę
kręciło jej się w głowie, a kiedy odzyskała równowagę zorientowała się, że nie
jest już w swoim gabinecie. Przez chwilę zastanawiała się co się właściwie
stało, kiedy przypomniała sobie, że aby aktywować Myślosiewnię wystarczy kropla
krwi, więc pewnie przeniosła się do swoich dalekich i dawno zapomnianych
wspomnień.
Wreszcie rozejrzała się po pomieszczeniu, w
którym się znalazła. Pokój był duży, narodku znajdowało się ogromne łoże, a przy
ścianie stały trzy kołyski. Szczególnie jej uwagę zwróciła największa, w
kolorze zielonym, która stała pomiędzy mniejszym- różową i białą. Z zielonego
łóżeczka dobiegał płacz, więc Hremiona podeszła do niego i ujrzała rocznego
czarnoskórego chłopczyka z zielonymi oczaim, który siedział nie wiedząc co ma
zrobić. W różowej spała kilkutygodniowa dziewczynka z króciutkimi blond
włoskami. Na koniec była Gryfonka podeszła do białej kołyski, gdzie ujrzała
bardzo podobną dziewczynkę jak w różowej, różniły się jedynie tym, że
dziewczynka z białej kołyski miała raczej proste włosy nieco ciemniejsze od
bliźniaczki oraz faktem, że ona leżała spokojnie i nie spała, a także miała duże
czekoladowe oczy, w których Miona rozpoznała swoje. Zdziwiła się nieco, bo nie
pamiętała, żeby rodzice kiedykolwiek wspominali jej o jakimś rodzeństwie.
Wtedy do pomieszczenia
przybiegła młoda kobieta, która wypuściła chłopczyka z kołyski, a ten podszedł
chwiejnym krokiem do zabawek i usiadł chwytając misia na miotle, który po
naciśnięciu przycisku zaczął latać wokół chłopczyka.
-Blaise, ostrożnie!-
powiedziała kobieta obserwując czarnoskórego, który chodził za maskotką.- Lena,
skarbie, a ty nie śpisz? Pewnie braciszek cię obudził, co? Będzie z niego
niezły urwis! A Bianka nadal chrapie, ciekawy z was przypadek bliźniaczek,
macie zaledwie 10 tygodni, a już jesteście zupełnie inne, względem charakteru
oczywiście, bo tata nadal was nie rozpoznaje! Nie rozumiem tego człowieka, taka
cena miłości.
Obraz rozmazał się przed
Granger, a chwilę później znalazła się w ogromnym pomieszczeniu pełnym zabawek
i kolorów. Starsze już bliźniaczki siedziały obok siebie, a wokół nich wesoło
skakał Blaise. W pewnym momencie z kieszeni wypadła mu jego zabawkowa różdżka i
Bianka chwyciła ją szybko. Kiedy machała magicznym patykiem, lekkie iskierki
leciały z jego końca.
-Mamo! Mamo! Pianka
caruje! Naplawde!- krzyczał chłopiec, a po chwili drzwi obok otworzyły się i
weszła przez nie ta sama kobieta co w ostatnim wspomnieniu razem z czarnoskórym
mężczyzną.
-Moja córeńka! Brawo
skarbie!- uśmiechnął się szeroko mężczyzna.- To może pokażesz wreszcie mamusi
jak ładnie chodzisz, co? Bo mi nie wierzy- pomógł wstać dziewczynce i kucnął
kawałek dalej.
Bianka niezdarnie
stawiała kroki, ale przeszła te kilka metrów.
-Mamo! A kiedy Lena
będzie chodzić i carować?- zapytał chłopiec kobiety, która stała z drugą
córeczką na rękach i patrzyła z dumą na Biankę.
-Nie wiem, kiedy uzna,
że już chce i jest na siłach to wstanie i przejdzie cały pokój, tylko po to
żeby chwycić różdżkę i wyczarować coś wspaniałego, ale jeśli tylko będziesz w
nią mocno wierzył i wspierał ją z całego serca.
-Tak zrobię, mamo! A
telaz wlóć Lenę na ziemię, chce się pobawić!- dwulatek pokazywał dziewczynce
swoje zabawki i bawił się z nią, a ta patrzyła na niego swoimi oczami jakby
chciała podziękować.
Wspomnienie kolejny raz się
zmieniło, a Miona coraz mniej rozumiała o co w tym wszystkim chodzi. Tym razem
znalazła się na jakiejś sali balowej. Blaise był ubrany w elegancki garnitur,
ale z pod spodu wystawała mu czerwona piżama, razem z nim szła Lena w uroczej
sukieneczce, lecz w jej stroju również coś nie pasowało do sytuacji. Na górę
sukienki narzucona była zielona koszulka z gwiazdką, a pod spódnicą ukryte były
jeansy i zamiast balerinek ubrane miała ubłocone kalosze, włosy miała
rozczochrane, a przekrzywiony diadem trzymał się kilku kosmyków. Tuż za
wyróżniającą się dwójką dumnie kroczyła Bianka w balowej sukience jak z bajki,
pięknej koronie na ładnie uczesanych włosach i różowych baletkach z kokardkami.
-Mamo! Mamo!
Siedziałam dzisiaj w domku na drzewie i zobaczyłam takie ogromne drzewo!
Okazało się, że miało nisko gałęzie i na nie weszłam! Jak wróciłam do pokoju to
Blaise jeszcze spał i by nie zdążył, ale postanowiliśmy, że jeśli ubierze się
tak szybko jak strażak to mu się uda!
-I widzisz, mamo,
udało mi się! A Lena mówiła, że nie dam rady! Teraz obiecała mi, że mi pomorze
w żarcie, który planuje!
-Tato, tato! Patrz mam
nowy diadem! Pasuje mi do tej sukienki, sama wybierałam!- wołała Bianka do
ojca.
-Urocze dzieciaki,
panie Zabini.
-Nie widać po nich, że
to rodzeństwo- mówili goście.
-Dzieci, idźcie się
pobawić- powiedziała Amanda Zabini.- Każde z nich jest inne. Blaise jest
najstarszy, ciągle by coś psocił, mój mały diabełek. Bianka to różowa
księżniczka, jest starsza od Leny o dwie minuty, a mimo to wszystko zaczęła
robić pierwsza; chodzić, okazywać zdolności magiczne, mówić… A Lenka żyje w
swoim własnym niezdarnym świecie z tysiącami kolorów, mimo to próbuje do niego
przeciągnąć Blaise’a, który zawsze w nią wierzył i może właśnie ta wiara
sprawiała, że kiedy wreszcie Lena chodziła to od razu wstała i chodziła prosto,
nie licząc niezdarnych upadków, ale to chyba po prostu niezdarność, a nie brak
umiejętności. Kiedy pierwszy raz pokazała, że ma w sobie magię to nie były byle
jakie iskierki tylko pękała wazony i podpalała firanki. Przy niej nie było
czekania na bełkoty, tylko prawdziwe pierwsze słowa, które brzmiały jak teraz.
Martwi mnie tylko to, że przestała rozbijać wazony i palić firanki, teraz
prawie w ogóle nie czaruje. Jej magia strasznie osłabła.
Kolejne wspomnienie
umiejscowione było w ogrodzie, na kolejnym bankiecie. Lena i Blaise poznali się
z blondynem o imieniu Draco, który okazał się bardzo fajnym chłopcem. Bianka
zaprzyjaźniła się z jego siostrą, Alex. Wieczorem trójka Zabini’ch błagała mamę
o kolejne spotkanie z Malfoy’ami.
Po ponownej zmianie otoczenia
była Gryfonka znalazła się w mugolskim świecie. Lena biegła za rękę z Amandą
pośród tłumu ludzi. W pewnym momencie mała rączka wyślizgnęła się z uścisku, a
bliźniaczka zatrzymała się. Rozglądnęła się nerwowo, ale nigdzie nie widziała
swojej mamy. Krzyczała, ale nikt nie zwracał na nią uwagi. Przypomniała sobie o
małej fiolce, którą nosiła na złotym medaliku i szybko wyciągnęła ją spod
koszulki. Odkorkowała buteleczkę i ostatni raz spojrzała na otaczający ją świat
próbując zapamiętać każdy szczegół. Kiedy po eliksirze nie została nawet
kropelka, włosy Leny zmieniły kolor na brązowy, wzrok stał się nieobecny, a
kiedy odzyskał swój błysk, dziewczynka usiadła na krawężniku i zaczęła płakać.
Po chwili podeszła do niej dwójka mugoli, młoda kobieta i nieco starszy
mężczyzna.
-Co się stało?
Zgubiłaś się?- zapytała delikatnie kobieta.
-Nie wiem.
-Ja jestem Jean
Granger, a to mój mąż George. A ty jak się nazywasz?
-Nie wiem- powtórzyła
patrząc prosto w oczy kobiecie.
-Gdzie twoja mama?-
zapytał mężczyzna na co sześciolatka wzruszyła ramionami.
-Chodź z nami,
spróbujemy ci pomóc.
Na policji dowiedzieli się, że nikt nie zgłosił zaginięcia, a po
miesiącu państwo Granger zostali opiekunami dziewczynki na stałe. Wyrobili jej
nowe dokumenty, a ponieważ nie przypomniała sobie jak się nazywa, nadali jej
imię Hermiona, takie samo jakie nosiła ich siedmioletnia córeczka, która zmarła
w wyniku nieszczęśliwego wypadku. Prawdziwa córka państwa Granger’ów była
podobna do dziewczynki z krawężnika, właśnie dlatego do niej podeszli,
pomyśleli, że Bóg daje im drugą szansę na szczęśliwe rodzinne życie.
Dziewczynka wyglądała na około siedem lat, więc wpisali taką samą datę
urodzenia jaką miała ich córeczka, a z czasem uznali Lenę za swoją prawdziwą
córkę i wychowali, aż do otrzymania listu z Hogwartu, kiedy wszystko się
zmieniło.
Dyrektorka departamentu ocknęła
się z transu i myśli, gdy poczuła piekący ból w prawej dłoni. Przetransmutowała
swoje ubranie w koszulkę nad brzuch i szorty, żeby nie pobrudzić swojego
ukochanego kombinezonu i teleportowała się do domu.
&&&
Dziewczyna
tamowała krwotok koszulką i zbiegła na dół w poszukiwaniu plastra, wołając na
pomoc Draco. Udała się do łazienki, gdzie dobiegł do niej mężczyzna.
-Czego szukasz?- zapytał, nie widząc rany dziewczyny, która
stała do niego tyłem.
-Plastra. Nie wiesz, gdzie może być?
-Kuchnia- powiedział i udał się za dziewczyną do
wspomnianego pomieszczenia.- Ale tak właściwie to po co ci plaster?
-Zacięłam się- pokazała mu rękę, która była cała czerwona od
krwi.
-Czasem się zastanawiam, Granger, czy aby na pewno mówili na
ciebie Najmądrzejsza CZAROWNICA od czasów Roweny Ravenclaw- kiedy dziewczyna
zorientowała się o co mu chodziło, uderzyła się w czoło, ale zaraz syknęła z
bólu.
Smok wyciągnął różdżkę i wypowiedział zaklęcie, a rana
Hermiony zniknęła. Dziewczyna podziękowała i wyszła z kuchni, lecz w salonie
stanęła jak wryta. Na kanapie siedziała Pansy, Diabeł, jakaś ładna blondynka i
dziewczyna podobna do niej samej.
-O mój Boże! Lena?!- wykrzyknął sobowtór Miony.
-Bi, znasz Misię? Od miesiąca znowu jest Granger, nie
Caremichele.
-Jakby wam to powiedzieć… Znamy się od urodzenia,
przynajmniej ja, bo ona przez 2 minuty nie miała siostry.
-Nie mówcie, że zapomnieliście- zdziwiła się Bi.- To Lena
Zabini, moja siostrzyczka bliźniaczka, która zaginęła w wieku sześciu lat. Mama
szukała jej przez pół roku, a kiedy wreszcie odkryła miejsce jej pobytu,
śmierciożercy mieli swoje powstanie i stwierdziła, że lepiej będzie jeżeli
zostanie u tych mugoli, tam będzie bezpieczna.
-I byłam, aż w Hogwarcie nie poznałam Harry’ego Potter’a, z
którym przez lata wpadałam w kłopoty tuż pod nosem Voldemorta. Jeszcze wczoraj
nic nie pamiętałam, ale dzisiaj dostarczyli do Departamentu Tajemnic
Myślosiewnię, którą przez przypadek aktywowałam krwią z mojej rany.
-Jak już mówimy o krwi to masz nią ubrudzoną całą twarz i
koszulkę- wtrąciła Pansy.
-Och… Masz rację. Zaraz wracam.
&&&
Czysta
już Hermiona siedziała popijając kawę w salonie i słuchała opowieści o jej
życiu od przyjaciół, których jak się okazało znała od małego. Kiedy Bianka
przypomniała o zaklęciach zapomnienia jakie rzucali na nich rodzice, żeby
wspomnienia o Lenie zniknęły, wszyscy rzucili na siebie Memoria i wspomnienia zalały ich umysły. Starsza bliźniaczka
wytłumaczyła wszystkim, że żadne zaklęcia nie chciały zadziałać na jej pamięć i
po pewnym czasie zaczęła udawać, że nie wie o swojej siostrze, żeby tylko
przestali machać różdżkami przed kilkuletnią dziewczynką.
-Zawsze się kłóciłyśmy, a gdyby nie nasz wygląd to pewnie
nikt by nie wierzył w nasze pokrewieństwo. Mimo wszystko zawsze miałam
nadzieję, że jeszcze kiedyś się spotkamy.
-Pamiętam, że mówiłaś inaczej niż wszyscy na chłopaków. Dla
każdego to był Smok i Diabeł, a dla ciebie…- Alex próbowała sobie coś
przypomnieć.
-Diabełek i Smoczek!- wykrzyknął Blaise.- Draco nie znosił
jak tak na niego wołałaś.
-Widzisz Malfoy, już wtedy ziałeś na mnie ogniem-
uśmiechnęła się szeroko Hermiona.
-Mionka, co chcesz teraz zrobić? Których dokumentów będziesz
używać?
-Myślę, że Harry pomoże mi połączyć oba ze sobą i zostanę Hermioną
Zabini z datą urodzenia Leny, ale kartoteką Granger, co sądzicie?
-Tak chyba będzie najlepiej- przytaknęli.
-Alex! Musimy się już zbierać! Umówimy się jutro- Bianka
wstała z sofy i razem z Alex ruszyły w stronę drzwi.
-Do zobaczenia, Lexi!
-Dobranoc, Bi- Hermiona przytuliła siostrę na pożegnanie i
szepnęła jej do ucha- Przepraszam, że cię zapomniałam.
~~~
Zdjęcia wyglądają lepiej, gdy się zmruży oczy. Przepraszam za to, ale pierwszy raz przerabiałam zdjęcie. :)
Bianka Zabini
19 lat.
Młodsza siostra Blaise'a i starsza bliźniaczka Hermiony (Leny). Razem z Alex Malfoy i swoimi rodzicami- Amandą i Raphaelem Zabini- podczas zagrożenia ze strony Śmierciożerców uciekli do Francji zostawiając Blaise'a pod opieką Malfoy'ów z jego woli. Pracuje w Departamencie Współpracy Czarodziejów we Francji, czyli zajmuje się organizowaniem przyjęć i bankietów oraz różnych wyjazdów. Przyjaźni się z Alex, Draco, Blaise'm, Pansy i z osobami z Francji oraz po czasie zaprzyjaźnia się także z Hermioną (Leną) i innymi czarodziejami z Londynu.
Właśnie przeglądałam jakieś stare blogi i nagle patrze a ty wróciłaś. Nawet nie wiesz jak się cieszę a rozdział cudny :>
OdpowiedzUsuń