piątek, 27 czerwca 2014

Miniaturka #5 Zmiany

Pomysł na tę miniaturkę wpadł mi do głowy już jakiś czas temu. A że chciało mi się miniaturki i, żeby dodać coś przed upływem miesiąca, oto ona! Dzisiaj skromnie, enjoy! :)
&&&

Po wojnie wszystko się zmieniło… Podczas Zwycięskiej Uczty walczący doznali szoku. W Wielkiej Sali pierwszy raz w historii, świece zaczęły się spalać, a topniejący wosk kapał wszystkim na głowy i do jedzenia.
-To coś oznacza! Czytałam o tym, na pewno!- Hermiona wciąż próbowała sobie przypomnieć co zwiastuje to nieszczęście.
Po kilku długich godzinach spędzonych w bibliotece Gryfonka znalazła Historię Hogwartu.
-Mam!- wykrzyknęła pomimo tego, że była sama.
Przyjaciele opuścili dziewczynę w najgorszym momencie. Harry umarł w Skrzydle Szpitalnym po kilkudniowej śpiączce, Ron przyjął na siebie całą sławę i korzyści z pokonania Voldemorta, a Ginny… gnije w Azkabanie. Nikt nie wiedział, że przez cały czas była szpiegiem Czarnego Pana, zaślepiła ją nieodwzajemniona miłość do Blaise’a Zabini’ego. Nikt inny nie zastąpiłby Granger tej trójki. Byli jeszcze dobrzy znajomi czy koledzy tacy jak Neville i Luna, ale oni nigdy nie zdobędą jej całkowitego zaufania.
Szybko kartkowała strony szukając interesującego ją rozdziału. Po krótkiej chwili odnalazła go, a po przeczytaniu jej twarz pobladła, a ręce zaczęły się trząść. Chwyciła książkę po pachę i biegiem ruszyła w stronę drzwi przez co wpadła na kogoś.
-Nic ci się nie stało?
-Wszystko w porządku, dziękuję… Malfoy?- zdziwiła się dziewczyna.
-Granger? Co ty tu…?
-Ja? Nie, nic, nie ważne. Wiem, ze to dziwnie zabrzmi, ale czy mógłbyś mi pomóc?
-To zabrzmi jeszcze dziwniej, ale jasne.
-No to chodź. Zbierz jak najwięcej osób na błonia, najlepiej wszystkich, których spotkasz. To naprawdę ważne. Dziękuję- powiedziała cicho i wróciła do biegu.
Dwadzieścia minut później stała na wielkim kamieniu i czekała, aż zebrani czarodzieje się uciszą.
-Jak już zdążyliście zauważyć świece w Wielkiej Sali zaczęły się spalać, a co za tym idzie gorący wosk kapie nam na głowy. Pamiętałam, że był to zły znak. Nie myliłam się. Proszę posłuchajcie mnie teraz bardzo uważnie! Odczytam fragment Historii Hogwartu.
                Lat temu kilka tysięcy żył czarodziej wspaniały, to on rozprzestrzenił magię na świat cały. Zwał się on Merlin. A jego żywiołem był ogień. Zostawił po sobie dziedzictwo, lecz także i magię. Świec zawsze mu brakowało, więc stworzył on jedną co nigdy nie gaśnie, a po jednej zapragnął więcej ich mieć i tak z jednej powstały setki. Gdy śmierć była blisko ostatnie zaklęcie rzucił na świece, żeby zgasły na lat trochę, a zabłysły dla większego dobra. I tak Czterej Założyciele odnaleźli skrzyń kilka, każda z nich świecami wypełniona, co za dotknięciem się zapalały i ku górze szybowały. Wykorzystali je oni zgodnie z przeznaczeniem- dla większego dobra były płomieniem w sali, w której każde dziecko naukę rozpoczynało. W Wielkiej Sali w Hogwarcie samym, gdzie uczono czarodziei dużych i małych. Istnieje legenda o drugim powołaniu świec. Te słabsze i wykonywane jako ostatnie, opadać będą, aż na ziemię wpadną. Większe zaś spalać się zaczną. Jedna jest świeca wielka, jako pierwsza wyczarowana, kiedy zniknie ona magia się skończy. Żaden czarodziej, czy to arystokratka czy mugolak, zaklęcia już nie wykona, bo magia na wieki rozszczepiona, wtem nie zadziała. Wszystko co z tym związane na całym świecie, budynki i stworzenia rozpłynie się tak jakby nigdy tego nie było. Magia Merlina się skończy, a co za tym idzie każdy czarodziej w mugola się zmieni. Od tego odwrotu nie ma, więc pamiętajcie, gdy tylko świeca zacznie się spalać czym prędzej uciekajcie!
Jak sami słyszeliście musimy uciekać, ale także musimy monitorować najdłuższą świecę. Jeżeli ktoś nie wierzy w te słowa, znalazłam również list zostawiony przez Merlina w jednej ze skrzyń po świecach, jest przypieczętowany oryginalną Pieczęcią Maga. Sądzę, że to daje nam gwarancję o słuszności tych słów. Proszę was o jedną rzecz. Musimy się zjednoczyć! Mugolaki i czarodzieje półkrwi wiedzą jak mają się zachowywać wśród osób niemagicznych, ale arystokracja nie ma o tym pojęcia. Proponuję, aby profesor McGonagall dobrała pary lub grupy osób, w których przynajmniej jedna osoba wie jak zachować się wśród mugoli.
-Jak sami słyszeliście, świat nas nie oszczędza. Panienka Granger ma rację, dla większego, dla naszego dobra musimy się zjednoczyć! W pary dobierzemy się poprzez drogę losowania, niech każdy wpisze swoje imię i nazwisko na kawałku pergaminu. Osoby, które mają pojęcie o świecie mugoli wrzucają swoje karteczki do jednego pudełka, a czarodzieje nie zorientowani proszę wrzucać nazwiska tutaj- wskazała na inny pojemnik.
Po chwili w pojemnikach zostało po jednej karteczce, McGonagall wyciągnęła je i z lekkim strachem wypowiedziała dwa, dobrze znane jej nazwiska.
-Hermiona Granger i Draco Malfoy… Czy wszystkim odpowiadają partnerzy? Czy nikt się nie pozabija?- spojrzała wymownie na wcześniej wymienioną dwójkę.- Skoro nie słyszę sprzeciwów, proszę o zachowanie spokoju i uważam za konieczne, aby każda grupa zamieszkała ze sobą dla praktyki. Jeszcze dzisiaj przenocujmy w Hogwarcie, jutro odjedzie ostatni pociąg o trasie Hogsmade-Londyn. Mam nadzieję, że mimo sytuacji czarodzieje i czarownice z całego świata pozostaną w kontakcie, być może magia kiedyś powróci. A teraz, przepraszam bardzo, muszę powiadomić Ministra.
                -Dobra, Malfoy. Jako, że będziemy razem mieszkać i prawdopodobnie pracować proponuję zakopać topór wojenny.
- To gdzie zamieszkamy?- zapytał Draco.
-Mam duże mieszkanie w centrum Londynu, ale jeśli chcesz możemy wynająć coś innego.
-Mi pasuje, to do zobaczenia jutro!
&&&
-Granger, aportujesz nas wreszcie?
-Muszę cię zasmucić, Draco. Musimy zacząć żyć BEZ MAGII. Zrozumiałeś przekaz?
-To jak zamierzasz się dostać do mieszkania?
-Zamówimy taksówkę.
-Taksówkę?
-To taki samochód na telefon. Dzwonisz, taksówka przyjeżdża, w zależności od długości trasy płacisz więcej lub mniej i jesteś na miejscu. Oczywiście, jeżeli uda ci się ominąć korki.
-Korki?
-Pokażę ci. Znasz płynnie jakiś język obcy?
-Tak.
-Jaki?
-Francuski i hiszpański, a co?
-Udawaj Francuza, bo wezmą cię za głupka.
-Dlaczego?
-Będziesz mnie pewnie pytał o oczywiste rzeczy, a po francusku mniej osób zrozumie co mówisz.
-Okej, jak uważasz.
-Myślę, że dobrym pomysłem byłoby wyciągnięcie naszych oszczędności z Gringotta, no wiesz, zanim wyparują, po zamienieniu na pieniądze mugoli, mogłyby się nam na coś przydać.
-Masz rację, załatwimy to jutro.
&&&
                -Smacznego!- była Gryfonka uśmiechnęła się do Smoka i położyła przed nim talerz z kolacją.
Draco niepewnie spojrzał na potrawę, ale postanowił spróbować, czego później pożałował.
-Granger, nie umiesz gotować.
-Przecież to jest bardzo smaczne!- widząc jego minę, ugryzła kanapkę. –O fu, masz rację to jest okropne.
-Mówiłem- zaśmiał się arystokrata.
-Czyli co, pizza?- zapytała wskazując na telefon.
-Wszystko będzie lepsze od tego! Tylko jak to się je?- wskazał na telefon, a Misia zaczęła się śmiać.
-Malfoy, Malfoy, Malfoy… To jest telefon, telefonem się dzwoni, czyli rozmawia mimo odległości, wybierasz numer, na który chcesz się dodzwonić, a jeśli odbierze to możesz prowadzić konwersację. Pokażę ci- wybrała na komórce Pizza.- Halo? Pizzeria? Dzień dobry, chciałabym zamówić pizzę- podała numer z ulotki i adres, po czym rozłączyła się.-Widzisz? Za pół godziny kolacja.
-To co mam teraz robić?
-Pooglądaj telewizję, poczytaj coś. Och, bo ty nie wiesz. Widzisz ten czarny prostokąt? To telewizor. Taki podłużny przedmiot z przyciskami to pilot. Czerwone kółeczko to włącznik, no naciśnij. To co się pojawiło na ekranie to program, film lub serial. To jest taki domowy teatr. Innymi przyciskami zmieniasz kanały, a tym pogłaśniasz, możesz też puścić muzykę. No, życzę powodzenia.
Draco usiadł na kanapie i patrzył na poruszające się obrazy z zainteresowaniem. Po przyjściu pizzy zjadł ją razem z Hermioną śmiejąc się i żartując. Dziewczyna położyła się wcześniej, a Malfoy wciąż zaintrygowany oglądał telewizję.
Rano dziewczynę obudził piękny zapach i w piżamie udała się do kuchni, gdzie ujrzała Draco całego w mące, zlew zapełniony naczyniami i blat uginający się pod ciężarem jedzenia.
-Dzień dobry, współlokatorko! Zrobiłem śniadanie!
-Ale… jak?
-Program kulinarny w telewizji mi trochę pomógł, zrobienie jaje… jaje…
-Jajecznicy.
-O, jajecznicy zajęło mi godzinę, bo ciągle zatrzymywałem, żeby niczego nie pomylić.
-Malfoy, to wspaniale. Tylko czemu zrobiłeś tego wszystkiego tak dużo? Wystarczyłoby dla całego wojska! Naleśniki, jajecznica, świeże bułeczki, płatki z mlekiem, babeczki, rogaliki. Kto to wszystko zje?
-Nie wiedziałem na co masz ochotę, więc zrobiłem wszystko- zakłopotany podrapał się po głowie.
-To urocze, dziękuję ci- przytuliła go, a gdy zorientowała się co robi szybko się odsunęła.- Wybacz.
-Nic się nie stało, nie gryzę, ale teraz jesteś cała brudna. Ale jak tak bardzo tego chciałaś to może poprawię?- wziął kanapki z dżemem i przyłożył jej do policzków.
-Draco!- krzyknęła oburzona i rzuciła w niego babeczkami.
-Radzę ci uciekać!- powiedział, ale nim Hermiona zrobiła dwa kroki, została przerzucona przez ramię byłego Ślizgona jak worek ziemniaków, więc skorzystała z okazji i rozkruszyła mu płatki kukurydziane we włosach. –Już nie żyjesz, Granger.
Malfoy wziął ciasto i rozsmarował je we włosach i na twarzy Mionki. Ta, w odwecie, rozprowadziła na jego klacie bitą śmietanę. Kiedy oboje byli już zmęczeni i cali, wraz z kuchnią, w śniadaniu dla wojska, Smok przyciągnął do siebie dziewczynę i przytulił, ni to po przyjacielsku, ni to, żeby ją jeszcze bardziej ubrudzić.
-Wiesz co, Hermiona?- spojrzał na nią i wytarł palcem trochę dżemu z jej policzka, po czym go posmakował i uśmiechnął się czarująco.- Jesteś słodka.
-Wiesz co, Draco?- kącik jej ust uniosły się lekko ku górze, a ona sama odważyła się na nieco śmielszy krok z jej strony i stanęła na palcach, aby musnąć swoimi ustami jego ust. –Też jesteś słodki.
Były Ślizgon nie pozwolił jej odejść i pogłębił pocałunek. Po chwili była Gryfonka odsunęła się z uroczymi rumieńcami na policzkach ukrytymi pod dżemem truskawkowym.
-Posprzątajmy tu trochę, ogarnijmy się i pojedziemy do Gringotta załatwić sprawę z pieniędzmi- zaproponował.
-Dobry pomysł- odpowiedziała po czym odchrząknęła i wzięła się do pracy i włączyła muzykę.- Co tak sztywno, Malfoy? Rozluźnij się!
Przełożyła na stół ocalałe i w miarę jadalne śniadanie, po czym wzięła do ręki miotełkę i rytmicznie strzepywała porozwalane na blacie jedzenie do worka na śmieci jednocześnie kręcąc biodrami. Draco wziął z niej przykład i w ślad za nią wycierał blat ściereczką uprzednio psikając go płynem. Kiedy Hermiona chwyciła mopa i zaczęła nim szorować podłogę z iście gwiazdorską choreografią (dwa kroki, przerzut mopa niczym statywu i znowu kilka kroków), Draco schował naczynia do zmywarki stukając w nie jak zawodowy perkusista. Na koniec Granger podeszła do Smoka, który chwycił ją w pasie i podtrzymywał, gdy uniosła nogę nad głowę wraz z ostatnimi dźwiękami piosenki.
-Zapraszam do stołu- wyszeptał podtrzymując ją za udo.
-Najpierw musimy się umyć- uśmiechnęła się dziewczyna.
-Jeżeli chcesz zobaczyć mnie nago, to wystarczyło poprosić.
-Miałam na myśli osobno.
-No ja nie wiem co ty sobie wyobrażasz w tej inteligentnej główce.
-Idziesz czy mam iść pierwsza?

-Wiesz co, Granger? Mam maniery i wiem, że kobiety mają pierwszeństwo, więc proszę bardzo- ukłonił się teatralnie pokazując drzwi do łazienki.- Jak będziesz czegoś potrzebować to jestem do dyspozycji, madame.

poniedziałek, 2 czerwca 2014

#8 Wspomnienia

                Kilka tygodni po wyjściu Hermiony ze szpitala dwójkę współlokatorów odwiedzili przyjaciele, aby zobaczyć efekt końcowy remontu.
-No, no ładnie się tu urządziliście- podsumował wycieczkę po mieszkaniu Harry.
-No dobra Smoku, pokaż mi ten ukryty barek, żebym nie musiał się męczyć z szukaniem- Diabeł uśmiechnął się szeroko i  mrugnął porozumiewawczo do Draco.
-A co ja jestem? Dobra Wróżka?- zironizował blondyn.
-Z wróżką to się zgadam, tylko określenie ‘dobra’ mi nie pasuje.
-Blondi nie pozwalaj sobie!- Malfoy pogroził Lunie palcem jednocześnie się uśmiechając.
-Mionka, te wszystkie książki to twoje?- zapytał się Neville zmieniając temat i podchodząc do biblioteczki, o którą opierał się Blaise.
-Większość, część jest Draco. Jeśli chcesz możesz się kilka pożyczyć.
Wszyscy stanęli jak sparaliżowani słysząc imię arystokraty wypowiedziane z ust byłej Gryfonki.
-Mówicie sobie po imieniu?- zdziwiła się Pansy.
-No widzisz, Miona. Chyba będziemy musieli wrócić do nazwisk, żeby nie zaburzać światopoglądów tych tutaj.
-Nie o to chodzi. To jest po prostu takie… takie nienaturalne! Całą szkołę się wyzywaliście, a teraz mieszkacie razem i mówicie sobie po imieniu- wytłumaczyła Padma.
-Czy jest coś jeszcze o czym nie wiemy? –zapytała dla pewności Ruda.
-Draco… Chyba już czas im powiedzieć…
-Skoro tak uważasz…- arystokrata podszedł do Hermiony i objął ją, a ta się w niego wtuliła.
-Spotykamy się i jesteśmy zaręczeni- dziewczyna pokazała znajomym pierścionek.
-A także spodziewamy się małego Malfoy’a!- Smok czule pogłaskał płaski brzuch Granger.
-To dopiero trzeci tydzień, więc na razie nic nie widać.
Kiedy współlokatorzy spojrzeli na miny swoich przyjaciół, którzy wyglądali jakby zobaczyli McGonagall w stroju striptizerki, wybuchnęli głośnym śmiechem i wręcz tarzali się po podłodze nie mogąc złapać oddechu. Po chwili uspokoili się, wstali i jeszcze raz popatrzyli na znajomych.
-Naprawdę uwierzyliście?
-Zachowywaliście się tak wiarygodnie, jeszcze ten pierścionek i… gesty!
-W ogóle nie widać po nim, że jest z automatu, prawda?- zaczął się śmiać Draco.- Jedyna prawdziwa rzecz w tym przedstawieniu to fakt, że pierścionek dostała ode mnie. Jak wyszliśmy na lody, po kupieniu mebli, mijaliśmy kiosk, a przy nim takie kolorowe kule z innymi kolorowymi kulkami w środku. Zawsze chciałem się dowiedzieć do czego one służą i…
-I stracił na automatach dla dzieci dwadzieścia funtów. Kupił cztery pierścionki, siedem piłek kauczukowych, osiem gniotków i jednego przylepnego gluta, który przykleił mu się do lustra w windzie i przez dziesięć minut jeździliśmy w górę i w dół, żeby sobie go odkleił.
                Przez chwilę panowała cisza, która została przerwana przez świst powietrza i odgłos upadania czegoś ciężkiego na podłogę. Okazało się, że Neville przez przypadek otworzył barek, a że Zabini opierał się o biblioteczkę, która była jego drzwiami, runął na podłogę, kiedy zabrakło mu oparcia. Jako pierwszy odezwał się Diabeł, który powoli podnosił się z podłogi.
-Jak witać alkohol to tylko na klęczkach- zażartował Diabeł.
&&&
Następnego dnia Draco został obudzony przez srebrzystego nietoperza, który był patronusem Alex Malfoy. Po wysłuchaniu wiadomości szybko zerwał się z łóżka i ruszył w stronę kuchni, by zjeść śniadanie.
-Draco, ubrałbyś się kiedyś- usłyszał na powitanie od współlokatorki.
-Tak, tak… Dzień dobry-odpowiedział rozkojarzony, po czym chwycił kanapkę z talerza Hermiony i ruszył ku windzie.
-Malfoy! Stój!- krzyknęła za nim była Gryfonka, ale ten nie zwrócił na to uwagi i pomachał jej zza zamykających się drzwi windy.
Miona westchnęła i już miała wysłać patronusa do arystokraty, kiedy metalowe wrota otworzyły się ponownie i wypadł z nich zdenerwowany mężczyzna.
-Dlaczego mi nie powiedziałaś?
-Mówiłam, potem próbowałam cię zatrzymać, ale nie reagowałeś.
-Najlepiej wszystko zawal na mnie!
-Draco, nie moja wina, że wszedłeś do windy w samych bokserkach! To ty się za bardzo przyzwyczaiłeś do chodzenia prawie bez ubrań rano!
-Śpieszyłem się, jasne?
-Gdzie ci tak śpieszno bez spodni?
-Idę się ubrać- zignorował jej pytanie i odszedł.
-Malfoy!
-Słucham?!
-Wisisz mi kanapkę!
&&&
                Hermiona cały ranek zastanawiała się, gdzie zniknął Draco, ale przestała się tym przejmować, gdy przypomniała sobie, że tego dnia mieli dostarczyć Myślosiewnię do Departamentu Tajemnic. Wyjrzała przez okno i zobaczywszy słońce oraz bezchmurne niebo, a także temperaturę równą 23°C, ubrała się w czarny kombinezon bez ramiączek z długimi nogawkami wykonany z lekkiego przewiewnego materiału, długi złoty naszyjnik z zawieszką, na nogi założyła rzymianki pod kolor, a wychodząc chwyciła również złote aviatory i torebkę.
                Kiedy pojawiła się w Ministerstwie, jak zwykle, została obdarzona karcącymi spojrzeniami względem jej ubioru. Nie przejmowała się tym i szybko udała się do swojego gabinetu. Tam czekała już na nią Myślosiewnia okryta ciężkim materiałem, który Granger zerwała mocnym pociągnięciem. Ku jej zdziwieniu, magiczny przedmiot był łudząco podobny do zwykłego lustra, ale za dotknięciem palca tarcza lustra falowała jak woda. Dziewczyna obróciła się w poszukiwaniu dokumentów potwierdzających autentyczność maszyny i ruszyła w stronę swojego biurka, lecz zanim zdążyła zrobić kilka kroków potknęła się o coś. Nieszczęśliwie upadła na regał, z którego zleciała szklana figurka aniołka rozbijając się o podłogę. Hermiona chwyciła się za głowę i niezdarnie podniosła, przez co dość głęboko rozcięła sobie dłoń. Kiedy wstała, nieświadomie opierając się krwawiącą ręką o Myślosiewnię, jeszcze trochę kręciło jej się w głowie, a kiedy odzyskała równowagę zorientowała się, że nie jest już w swoim gabinecie. Przez chwilę zastanawiała się co się właściwie stało, kiedy przypomniała sobie, że aby aktywować Myślosiewnię wystarczy kropla krwi, więc pewnie przeniosła się do swoich dalekich i dawno zapomnianych wspomnień.
                Wreszcie rozejrzała się po pomieszczeniu, w którym się znalazła. Pokój był duży, narodku znajdowało się ogromne łoże, a przy ścianie stały trzy kołyski. Szczególnie jej uwagę zwróciła największa, w kolorze zielonym, która stała pomiędzy mniejszym- różową i białą. Z zielonego łóżeczka dobiegał płacz, więc Hremiona podeszła do niego i ujrzała rocznego czarnoskórego chłopczyka z zielonymi oczaim, który siedział nie wiedząc co ma zrobić. W różowej spała kilkutygodniowa dziewczynka z króciutkimi blond włoskami. Na koniec była Gryfonka podeszła do białej kołyski, gdzie ujrzała bardzo podobną dziewczynkę jak w różowej, różniły się jedynie tym, że dziewczynka z białej kołyski miała raczej proste włosy nieco ciemniejsze od bliźniaczki oraz faktem, że ona leżała spokojnie i nie spała, a także miała duże czekoladowe oczy, w których Miona rozpoznała swoje. Zdziwiła się nieco, bo nie pamiętała, żeby rodzice kiedykolwiek wspominali jej o jakimś rodzeństwie.
                Wtedy do pomieszczenia przybiegła młoda kobieta, która wypuściła chłopczyka z kołyski, a ten podszedł chwiejnym krokiem do zabawek i usiadł chwytając misia na miotle, który po naciśnięciu przycisku zaczął latać wokół chłopczyka.
-Blaise, ostrożnie!- powiedziała kobieta obserwując czarnoskórego, który chodził za maskotką.- Lena, skarbie, a ty nie śpisz? Pewnie braciszek cię obudził, co? Będzie z niego niezły urwis! A Bianka nadal chrapie, ciekawy z was przypadek bliźniaczek, macie zaledwie 10 tygodni, a już jesteście zupełnie inne, względem charakteru oczywiście, bo tata nadal was nie rozpoznaje! Nie rozumiem tego człowieka, taka cena miłości.
                Obraz rozmazał się przed Granger, a chwilę później znalazła się w ogromnym pomieszczeniu pełnym zabawek i kolorów. Starsze już bliźniaczki siedziały obok siebie, a wokół nich wesoło skakał Blaise. W pewnym momencie z kieszeni wypadła mu jego zabawkowa różdżka i Bianka chwyciła ją szybko. Kiedy machała magicznym patykiem, lekkie iskierki leciały z jego końca.
-Mamo! Mamo! Pianka caruje! Naplawde!- krzyczał chłopiec, a po chwili drzwi obok otworzyły się i weszła przez nie ta sama kobieta co w ostatnim wspomnieniu razem z czarnoskórym mężczyzną.
-Moja córeńka! Brawo skarbie!- uśmiechnął się szeroko mężczyzna.- To może pokażesz wreszcie mamusi jak ładnie chodzisz, co? Bo mi nie wierzy- pomógł wstać dziewczynce i kucnął kawałek dalej.
Bianka niezdarnie stawiała kroki, ale przeszła te kilka metrów.
-Mamo! A kiedy Lena będzie chodzić i carować?- zapytał chłopiec kobiety, która stała z drugą córeczką na rękach i patrzyła z dumą na Biankę.
-Nie wiem, kiedy uzna, że już chce i jest na siłach to wstanie i przejdzie cały pokój, tylko po to żeby chwycić różdżkę i wyczarować coś wspaniałego, ale jeśli tylko będziesz w nią mocno wierzył i wspierał ją z całego serca.
-Tak zrobię, mamo! A telaz wlóć Lenę na ziemię, chce się pobawić!- dwulatek pokazywał dziewczynce swoje zabawki i bawił się z nią, a ta patrzyła na niego swoimi oczami jakby chciała podziękować.
                Wspomnienie kolejny raz się zmieniło, a Miona coraz mniej rozumiała o co w tym wszystkim chodzi. Tym razem znalazła się na jakiejś sali balowej. Blaise był ubrany w elegancki garnitur, ale z pod spodu wystawała mu czerwona piżama, razem z nim szła Lena w uroczej sukieneczce, lecz w jej stroju również coś nie pasowało do sytuacji. Na górę sukienki narzucona była zielona koszulka z gwiazdką, a pod spódnicą ukryte były jeansy i zamiast balerinek ubrane miała ubłocone kalosze, włosy miała rozczochrane, a przekrzywiony diadem trzymał się kilku kosmyków. Tuż za wyróżniającą się dwójką dumnie kroczyła Bianka w balowej sukience jak z bajki, pięknej koronie na ładnie uczesanych włosach i różowych baletkach z kokardkami.
-Mamo! Mamo! Siedziałam dzisiaj w domku na drzewie i zobaczyłam takie ogromne drzewo! Okazało się, że miało nisko gałęzie i na nie weszłam! Jak wróciłam do pokoju to Blaise jeszcze spał i by nie zdążył, ale postanowiliśmy, że jeśli ubierze się tak szybko jak strażak to mu się uda!
-I widzisz, mamo, udało mi się! A Lena mówiła, że nie dam rady! Teraz obiecała mi, że mi pomorze w żarcie, który planuje!
-Tato, tato! Patrz mam nowy diadem! Pasuje mi do tej sukienki, sama wybierałam!- wołała Bianka do ojca.
-Urocze dzieciaki, panie Zabini.
-Nie widać po nich, że to rodzeństwo- mówili goście.
-Dzieci, idźcie się pobawić- powiedziała Amanda Zabini.- Każde z nich jest inne. Blaise jest najstarszy, ciągle by coś psocił, mój mały diabełek. Bianka to różowa księżniczka, jest starsza od Leny o dwie minuty, a mimo to wszystko zaczęła robić pierwsza; chodzić, okazywać zdolności magiczne, mówić… A Lenka żyje w swoim własnym niezdarnym świecie z tysiącami kolorów, mimo to próbuje do niego przeciągnąć Blaise’a, który zawsze w nią wierzył i może właśnie ta wiara sprawiała, że kiedy wreszcie Lena chodziła to od razu wstała i chodziła prosto, nie licząc niezdarnych upadków, ale to chyba po prostu niezdarność, a nie brak umiejętności. Kiedy pierwszy raz pokazała, że ma w sobie magię to nie były byle jakie iskierki tylko pękała wazony i podpalała firanki. Przy niej nie było czekania na bełkoty, tylko prawdziwe pierwsze słowa, które brzmiały jak teraz. Martwi mnie tylko to, że przestała rozbijać wazony i palić firanki, teraz prawie w ogóle nie czaruje. Jej magia strasznie osłabła.
                Kolejne wspomnienie umiejscowione było w ogrodzie, na kolejnym bankiecie. Lena i Blaise poznali się z blondynem o imieniu Draco, który okazał się bardzo fajnym chłopcem. Bianka zaprzyjaźniła się z jego siostrą, Alex. Wieczorem trójka Zabini’ch błagała mamę o kolejne spotkanie z Malfoy’ami.
                Po ponownej zmianie otoczenia była Gryfonka znalazła się w mugolskim świecie. Lena biegła za rękę z Amandą pośród tłumu ludzi. W pewnym momencie mała rączka wyślizgnęła się z uścisku, a bliźniaczka zatrzymała się. Rozglądnęła się nerwowo, ale nigdzie nie widziała swojej mamy. Krzyczała, ale nikt nie zwracał na nią uwagi. Przypomniała sobie o małej fiolce, którą nosiła na złotym medaliku i szybko wyciągnęła ją spod koszulki. Odkorkowała buteleczkę i ostatni raz spojrzała na otaczający ją świat próbując zapamiętać każdy szczegół. Kiedy po eliksirze nie została nawet kropelka, włosy Leny zmieniły kolor na brązowy, wzrok stał się nieobecny, a kiedy odzyskał swój błysk, dziewczynka usiadła na krawężniku i zaczęła płakać. Po chwili podeszła do niej dwójka mugoli, młoda kobieta i nieco starszy mężczyzna.
-Co się stało? Zgubiłaś się?- zapytała delikatnie kobieta.
-Nie wiem.
-Ja jestem Jean Granger, a to mój mąż George. A ty jak się nazywasz?
-Nie wiem- powtórzyła patrząc prosto w oczy kobiecie.
-Gdzie twoja mama?- zapytał mężczyzna na co sześciolatka wzruszyła ramionami.
-Chodź z nami, spróbujemy ci pomóc.
Na policji dowiedzieli się, że nikt nie zgłosił zaginięcia, a po miesiącu państwo Granger zostali opiekunami dziewczynki na stałe. Wyrobili jej nowe dokumenty, a ponieważ nie przypomniała sobie jak się nazywa, nadali jej imię Hermiona, takie samo jakie nosiła ich siedmioletnia córeczka, która zmarła w wyniku nieszczęśliwego wypadku. Prawdziwa córka państwa Granger’ów była podobna do dziewczynki z krawężnika, właśnie dlatego do niej podeszli, pomyśleli, że Bóg daje im drugą szansę na szczęśliwe rodzinne życie. Dziewczynka wyglądała na około siedem lat, więc wpisali taką samą datę urodzenia jaką miała ich córeczka, a z czasem uznali Lenę za swoją prawdziwą córkę i wychowali, aż do otrzymania listu z Hogwartu, kiedy wszystko się zmieniło.
Dyrektorka departamentu ocknęła się z transu i myśli, gdy poczuła piekący ból w prawej dłoni. Przetransmutowała swoje ubranie w koszulkę nad brzuch i szorty, żeby nie pobrudzić swojego ukochanego kombinezonu i teleportowała się do domu.
&&&
                Dziewczyna tamowała krwotok koszulką i zbiegła na dół w poszukiwaniu plastra, wołając na pomoc Draco. Udała się do łazienki, gdzie dobiegł do niej mężczyzna.
-Czego szukasz?- zapytał, nie widząc rany dziewczyny, która stała do niego tyłem.
-Plastra. Nie wiesz, gdzie może być?
-Kuchnia- powiedział i udał się za dziewczyną do wspomnianego pomieszczenia.- Ale tak właściwie to po co ci plaster?
-Zacięłam się- pokazała mu rękę, która była cała czerwona od krwi.
-Czasem się zastanawiam, Granger, czy aby na pewno mówili na ciebie Najmądrzejsza CZAROWNICA od czasów Roweny Ravenclaw- kiedy dziewczyna zorientowała się o co mu chodziło, uderzyła się w czoło, ale zaraz syknęła z bólu.
Smok wyciągnął różdżkę i wypowiedział zaklęcie, a rana Hermiony zniknęła. Dziewczyna podziękowała i wyszła z kuchni, lecz w salonie stanęła jak wryta. Na kanapie siedziała Pansy, Diabeł, jakaś ładna blondynka i dziewczyna podobna do niej samej.
-O mój Boże! Lena?!- wykrzyknął sobowtór Miony.
-Bi, znasz Misię? Od miesiąca znowu jest Granger, nie Caremichele.
-Jakby wam to powiedzieć… Znamy się od urodzenia, przynajmniej ja, bo ona przez 2 minuty nie miała siostry.
-Nie mówcie, że zapomnieliście- zdziwiła się Bi.- To Lena Zabini, moja siostrzyczka bliźniaczka, która zaginęła w wieku sześciu lat. Mama szukała jej przez pół roku, a kiedy wreszcie odkryła miejsce jej pobytu, śmierciożercy mieli swoje powstanie i stwierdziła, że lepiej będzie jeżeli zostanie u tych mugoli, tam będzie bezpieczna.
-I byłam, aż w Hogwarcie nie poznałam Harry’ego Potter’a, z którym przez lata wpadałam w kłopoty tuż pod nosem Voldemorta. Jeszcze wczoraj nic nie pamiętałam, ale dzisiaj dostarczyli do Departamentu Tajemnic Myślosiewnię, którą przez przypadek aktywowałam krwią z mojej rany.
-Jak już mówimy o krwi to masz nią ubrudzoną całą twarz i koszulkę- wtrąciła Pansy.
-Och… Masz rację. Zaraz wracam.
&&&
                Czysta już Hermiona siedziała popijając kawę w salonie i słuchała opowieści o jej życiu od przyjaciół, których jak się okazało znała od małego. Kiedy Bianka przypomniała o zaklęciach zapomnienia jakie rzucali na nich rodzice, żeby wspomnienia o Lenie zniknęły, wszyscy rzucili na siebie Memoria i wspomnienia zalały ich umysły. Starsza bliźniaczka wytłumaczyła wszystkim, że żadne zaklęcia nie chciały zadziałać na jej pamięć i po pewnym czasie zaczęła udawać, że nie wie o swojej siostrze, żeby tylko przestali machać różdżkami przed kilkuletnią dziewczynką.
-Zawsze się kłóciłyśmy, a gdyby nie nasz wygląd to pewnie nikt by nie wierzył w nasze pokrewieństwo. Mimo wszystko zawsze miałam nadzieję, że jeszcze kiedyś się spotkamy.
-Pamiętam, że mówiłaś inaczej niż wszyscy na chłopaków. Dla każdego to był Smok i Diabeł, a dla ciebie…- Alex próbowała sobie coś przypomnieć.
-Diabełek i Smoczek!- wykrzyknął Blaise.- Draco nie znosił jak tak na niego wołałaś.
-Widzisz Malfoy, już wtedy ziałeś na mnie ogniem- uśmiechnęła się szeroko Hermiona.
-Mionka, co chcesz teraz zrobić? Których dokumentów będziesz używać?
-Myślę, że Harry pomoże mi połączyć oba ze sobą i zostanę Hermioną Zabini z datą urodzenia Leny, ale kartoteką Granger, co sądzicie?
-Tak chyba będzie najlepiej- przytaknęli.
-Alex! Musimy się już zbierać! Umówimy się jutro- Bianka wstała z sofy i razem z Alex ruszyły w stronę drzwi.
-Do zobaczenia, Lexi!

-Dobranoc, Bi- Hermiona przytuliła siostrę na pożegnanie i szepnęła jej do ucha- Przepraszam, że cię zapomniałam.



~~~

Zdjęcia wyglądają lepiej, gdy się zmruży oczy. Przepraszam za to, ale pierwszy raz przerabiałam zdjęcie. :)




Bianka Zabini
19 lat.




Młodsza siostra Blaise'a i starsza bliźniaczka Hermiony (Leny). Razem z Alex Malfoy i swoimi rodzicami- Amandą i Raphaelem Zabini- podczas zagrożenia ze strony Śmierciożerców uciekli do Francji zostawiając Blaise'a pod opieką Malfoy'ów z jego woli. Pracuje w Departamencie Współpracy Czarodziejów we Francji, czyli zajmuje się organizowaniem przyjęć i bankietów oraz różnych wyjazdów. Przyjaźni się z Alex, Draco, Blaise'm, Pansy i z osobami z Francji oraz po czasie zaprzyjaźnia się także z Hermioną (Leną) i innymi czarodziejami z Londynu.