6 stron napisanych, szczerze wam powiem dzisiaj (19.11) i wczoraj (18.11) xD publikuję go po 3 dniach, to chyba jakiś mój rekord. c: Ale cóż, w pełnie zawsze nie mogę spać to jakoś wykorzystałam ten czas. Najbardziej w tym rozdziale podoba mi się przedstawienie uczuć Draco, ale o gustach się nie dyskutuje. Szczerze? Zupełnie nie tak wyobrażałam sobie koniec tej miniaturki, nie pamiętam jakim miał być początkowo, ale na pewno nie taki. Chyba tyle. Miłej lektury!
PS. Wiem, że i tak ona tego nie przeczyta, ale sto lat dla mojej przyjaciółki Julki! kc ;**
&&&
Część 4. Koniec
-Pansy! Luna! –Miona biegła przez całą szkołę co chwilę
cofając się, żeby podnieść pergamin z notatkami.
-Ała! Idioto patrz jak chodzisz! –po chwili poczuła jak z
rąk wypadają jej wszystkie notatki, a ona sama ląduje niezgrabnie na pupie.
-Nie moja wina, że szlama włazi mi w drogę –usłyszała
znienawidzony głos.
-Weasley… -wysyczała i splunęła mu w twarz jednocześnie rzucając
na niego zaklęcie Immobius.- Co by tu
zrobić z takim… beztalenciem?
Widząc, że Ron cały czerwienieje i próbuje się uwolnić spod
działania zaklęcia pokręciła głową.
-Nadal tak samo głupi… Powodzenia, Ronaldzie
–wypowiedziawszy te słowa machnęła różdżką, a pergaminy dotychczas porozrzucane
po korytarzy zaczęły się do siebie zbliżać, aby wspólnie polecieć za
dziewczyną.
-Odium*!- krzyknął
za nią Weasley, a Ślizgonka padła na ziemię krzycząc z bólu i desperacko łapiąc
oddech.
-Musisz być naprawdę słaby w walce skoro zaklęcia rzucasz w
plecy, braciszku –tak oziębłego tonu rudzielec nigdy nie słyszał u żadnego z
swoich braci.
-Fred! George! Pomóżcie mi zdjąć to cholerne zaklęcie
rzucone przez szlamę!- zawołał Ron, a gdy jego bracia nawet się nie ruszyli
spojrzał na nich niezrozumiałym wzrokiem. –Jesteście moimi braćmi!
-O nie! I tu się mylisz. My nie mamy młodszego brata
–powiedział George poczym wysłał pięć patronusów jeden po drugim.
-Fred! George! Co się stało?! Gdzie jesteście?! –dało się
słyszeć różne głosy coraz głośniej, każdy z innego korytarza.
-O mój Boże! Hermiona!- Pansy i Luna szybko podbiegły do
poszkodowanej Miony. -Zabieramy ją do skrzydła szpitalnego, wy zajmijcie się ta
szumowiną.
-Gratulacje, Wieprzlej. Osiągnąłeś tytuł damskiego boksera.
-No to co my tu zrobimy…
-Chłopaki, może po prostu powiedzmy pani Molly i McGonagall?
Wyrzucą go ze szkoły, a sama pani Weasley da mu wystarczającą karę –Harry
starał się załagodzić sytuacje.
-To może poczekać, ale on rzucił jakąś klątwę na Misie!
–zawołał Blaise.
-Co powoduje ta klątwa i skąd ją znasz? Mów od razu, a może
wyjdziesz z tego w jednym kawałku- Draco przystawił różdżkę do skroni
najsłabszego ze Złotej Trójcy.
-Wal się, Malfoy –wycedził przez zaciśnięte zęby.
-Chętnie bym to zrobił, gdybyś nie rzucił klątwy na moją
dziewczynę –odpowiedział, a obecnym w pomieszczeniu bliźniakom, Ron’owi,
Harr’emu i Blaise’owi prawie szczęki opadły, ale szybko się zreflektowali.
Pomijając Rona, chłopaki w duchu skakali ze szczęścia, że
Smok chociażby mówi takie rzeczy. A najmłodszy rudzielec stał się jeszcze
bardziej czerwony, o ile to było możliwe.
-Nie chcesz mówić po dobroci, jasne, ale pamiętaj, że sam
się o to prosiłeś –Wybraniec uderzył Rona, a z jego nosa popłynęła stróżka
krwi.
-Wymyśliłem tę klątwę, żeby się na was zemścić, jasne?!-
powiedział przerażony Ronald.
-No to mamy połowę odpowiedzi –Bleise kopnął go w brzuch, a
rudzielec wypluł ślinę pomieszaną z krwią.
-Powoduje ona złamanie się części lub wszystkich żeber i
utrudnia oddychanie!
-Bardzo dobrze, Weasley –jeden z bliźniaków poklepał go po
plecach z taką siłą, że Wiepszlej upadł na zimną posadzkę.
-Radzę Ci się do nas nie zbliżać. A jak jeszcze raz choćby
podniesiesz różdżkę w kierunku Hermiony to nie będę taki miły – Draco wysyczał
mu to wprost do ucha, chwycił jego rude włosy i uderzył kilka razy jego głową o
podłogę.
-Chodźmy szybko do Niezdary.
-Wy idźcie, a my napiszemy do mamy –powiedzieli bliźniacy
kierując się do sowiarni.
-To ja z Blaise’m poszukamy McGonagall- stwierdził Harry
ciągnąc za sobą czarnoskórego.
Draco szybko przybiegł do Skrzydła Szpitalnego, gdzie Poppy
wymachiwała różdżką nad nieprzytomną Ślizgonką, a Pansy i Luna siedziały na
łóżku i cicho pochlipywałay.
-Co z nią? –zapytał podchodzą do dziewczyn.
-Na razie nic nie wiemy…
-Pani Pomfrey! Hermiona została trafiona klątwą wymyśloną,
przez którą może mieć złamane żebra i trudności w oddychaniu –Dracze podszedł
do pielęgniarki i wytłumaczył co się stało.
-Dziękuję panu, panie Malfoy.
Po jakimś czasie do Ślizgonów dołączyli Harry, Blaise oraz
Fred i George. Przez jakiś czas wszyscy milczeli, ale po chwili wrota otwarły
się ze skrzypnięciem, a siedem par oczu momentalnie zwęziło się. W drzwiach
stał Ronald Weasley, a Draco był przytrzymywany przez czwórkę mężczyzn.
-Proszę się położyć panie Weasley, zaraz się panem zajmę –powiedziała
Poppy do zakrwawionego chłopaka. –Sprawa wygląda następująco, panienka Granger
ma połamane wszystkie żebra, jedno płuco ma liczne rany i prawdopodobnie
Hermiona zapadła w śpiączkę. Aby kości się zeszły potrzebne są dwa tygodnie,
nawet przy użyciu magii i trzeba odbudować strukturę płuca oraz wykryć dlaczego
występują trudności w oddychaniu. Na razie trudno jest mi określić kiedy panna
Granger się obudzi.
Następnego dnia przy śniadaniu cały Hagwart wiedział co się stało
z Panną-Ja-Wiem-Wszystko, bynajmniej nie z powodu Blaise’a lub Pansy. Po
wyjściu ze Skrzydła Szpitalnego Ron jak co dzień siedział odseparowany przy
końcu stołu Puchonów.
-RONALDZIE WEASLEY! JAK MOGŁEŚ RZUCIĆ KLĄTWĘ NA STOJĄCĄ
TYŁEM CZAROWNICĘ, JUŻ NIE WSPOMNĘ O TYM, ŻE TO HERMIONA! RAZEM Z DYREKTOR
MCGONAGALL POSTANOWIŁYŚMY USUNĄĆ CIĘ ZE SZKOŁY, A JA Z OJCEM WYDZIEDZICZAMY
CIĘ. JUTRO W POŁUDNIE ODJEŻDŻA TWÓJ POCIĄG I RADZĘ CI SIĘ NIE SPÓŹNIĆ, BO TO
JEDYNY POCIĄG DO LONDYNU, A DO HOGWARTU CIĘ JUŻ NIE WPUSZCZĄ. HARRY, DRACO,
BLAISE, FRED, GEORGE NIE MAM WAM ZA ZŁE TEGO CO ZROBILIŚIE Z MOIM SYNEM. NIE
WRÓĆ, JA JUŻ NIE MAM JEDNEGO Z SYNÓW. PANSY, LUNA POZDRÓWCIE I PRZEPROŚCIE ODEMNIE
HERMIONĘ, GDY SIĘ OBUDZI.
Wymienione w wyjcu Ślizgonki miały oczy podpuchnięte i
czerwone od płaczu, a Draco Malfoy przysypiał nad swoimi płatkami z mlekiem,
całą noc spędził przy Misi.
Przychodził do niej codziennie i co noc, w Skrzydle
Szpitalnym spędzał cały swój wolny czas. Opowiadał jej co się działo na
lekcjach, przypominał różne zabawne sytuacje i trzymał ja za rękę.
-Wiesz, co Niezdaro? Dzisiaj jest pełnia. Mieliśmy być w tą
pełnię razem w naszym miejscu –przypomniał
sobie jak pewnego dnia wspólnie obserwowali gwiazdy.
-A tamten?- zapytała
go po raz kolejny wskazując na jeden z gwiazdozbiorów.
-To jest Smok.
-Jak ty! Patrz!
Spadająca gwiazda! Pomyśl życzenie! – powiedziała i przymknęła powieki.
Wyglądała tak pięknie
leżąc na jego nogach. Jej loki delikatnie opadały na jego kolana. Oczy
błyszczały radośnie, a na jej pięknych malinowych ustach wciąż gościł szeroki
uśmiech.
-O czym pomyślałaś?
-Nie powiem, bo się
nie spełni! –odpowiedziała z naburmuszoną miną. Smok nie mógł się powstrzymać i
pocałował ją delikatnie.
-A ty? –zapytała zarumieniona.
-Już o niczym –uśmiechnął
się do niej.
-Dobra. A tamta
gwiazda to…
-Gwiazda Polarna.
-Ej! Chciałam to właśnie
powiedzieć! –uderzyła go lekko łokciem w brzuch.
-Wiesz o czym wtedy pomyślałem? O tym, żebym mógł Cię wtedy pocałować.
A mimo to, że dzisiaj jest pełnia to niebo zakrywają chmury, jakby wiedziały,
że nie możemy oglądać ich razem, a jak nie razem to w ogóle. Wiele razy
zastanawiałem się w jakich okolicznościach mam Ci to powiedzieć, szkoda, że
dopiero teraz, kiedy nie wiadomo czy się obudzisz, mam tyle odwagi –wytarł łzę,
która mimowolnie spłynęła po jego policzku. –Wiem, że między nami bywało
różnie, przepraszam Cię za te wszystkie lata obelg, ale wtedy byłem innym człowiekiem,
kontrolowanym na każdym kroku przez ojca.
Tan czas bardzo nas do siebie zbliżył, ale musze Ci cos wyznać…
Pierwszego dnia ja, no cóż, założyłem się z Diabłem, że zdobędę Cię w ciągu
dwóch miesięcy. Dzisiaj właśnie mija termin zakładu. Ale zanim się na mnie
wkurzysz i tak słodko zmarszczysz nosek, chcę, żebyś wiedziała, że przez ten
cały czas ani razu nie pomyślałem, że robię to dla zakładu, aż w końcu
uświadomiłem sobie jak wiele dla mnie znaczysz, jak bardzo mi na tobie zależy.
Uświadomiłem sobie, że kocham Hermionę Granger i, mimo wszystko, nie robiłem
tego dla zakładu. A teraz ze świadomością, że mogę Cię stracić… Nie mogę z tym,
żyć, nie mogę normalnie funkcjonować. Żyję głównie dzięki wspomnieniom z tobą,
wtedy w myślach słyszę twój głos. Proszę Cię, nie zostawiaj mnie! –pochylił się
nad nią, a słona łza skapnęła na jej blady policzek, delikatnie pocałował jej
spierzchnięte usta i powrócił na miejsce trzymając jej dłoń w swojej.
Pani Pomfrey nie zdziwiła się widząc Dracona siedzącego na
krześle tuż obok łóżka Ślizgonki, jak zwykle trzymał ją za rękę, a głowę miał położoną
na szpitalnym łóżku.
-Draco, wstawaj. Musisz iść na lekcje albo wypiszę Ci
zwolnienie, idź się chłopcze prześpij. Ona się obudzi, obiecuję –powiedziała opiekuńczym
głosem budząc Malfoy’a.
Kilka dni później, gdy parę razy z rzędu Poppy zabraniała
Smoku przebywać w Skrzydle Szpitalnym on zaczął się już denerwować.
-A jeżeli coś jej się stało? Jeśli pani Pomfrey mnie dzisiaj
nie wpuści to… Blaise zrzucisz mnie z miotły na treningu, dobra? –Draco zaczynał
już wariować z tej niepewności.
Pomimo pełnej Sali ogromne drzwi otworzyły się ze
skrzypnięciem, a oczy wszystkich zebranych obróciły się w tamtym kierunku.
Stała tam, z rozczochranymi włosami, z bladym uśmiechem na ustach, z lekkimi
iskierkami szczęścia w oczach i z jednym niewypowiedzianym dotąd słowem na końcu
języka.
-Draco… -szepnęła, a przez ciszę jaka zapanowała było to
słychać jak najgłośniejszy krzyk.
Chłopak momentalnie wstał i rzucił się w jej kierunku, aby
za chwilę trzymać ją w swoich ramionach, słabą, ale żywą.
-Kocham Cię! –szepnął.
-Wiem o tym, jak Ciebie też –szepnęła nim Smok uciszył ją
namiętnym pocałunkiem, a po Wielkiej Sali rozległy się brawa.
Członkowie I ship
Dramione pościągali szaty, żeby widać było ich koszulki, a Blaise machnął
różdżką. W jednej chwili pojawiło się niekończące się konfetti, a nad stołem
nauczycielskim rozwinął się plakat z ogromnym napisem We ship Dramione!. Uczniowie skandowali ich hasło, a Draco i
Hermiona oderwali się od siebie. Misia zarumieniona uśmiechnęła się słodko, a
Smok cmoknął ją szybko w policzek. Para ominęła tego dnia wszystkie lekcje
chadzając na spacery czy rozmawiając w dormitoriach.
-Czyli słyszałaś wszystko?
-Każde słowo, które powiedziałeś do mnie podczas śpiączki. I
ja też musze Ci coś wyznać. Wtedy, gdy oglądaliśmy gwiazdy… miałam to samo
życzenie. Jeszcze jest jedna rzecz…
-Mów –pocałował ją czule.
-Ja wiedziałam o
wszystkim. O zakładzie… A nawet sama założyłam się z Pansy, że to ja uwiodę
Ciebie, a nie ty mnie…
-Widzisz kochanie? Oboje wygraliśmy zakład.
-Kocham Cię, Draco.
-Ja Ciebie Też, Misia. Ja Ciebie też.
Przez kolejne miesiące para była nierozłączna, a dzielni
kronikarze wszystko nagrywali.
-Granger, co dzisiaj mam ubrać?- zapytał półnagi Draco wchodząc
do pokoju Ślizgonek z samego rana.
-Malfoy? Dlaczego pytasz się Miony w co masz się ubrać?
–zdziwiła się Luna.
-A dlatego moja Lulu, że panienka Niezdara ma większość mojej
garderoby.
-Co? –niezrozumiała Pansy.
-A to, że moje dżentelmeńskie serce zawsze ofiarowuje jej
jakąś część mojego odzienia i tym sposobem, gdy się dzisiaj obudziłem
zobaczyłem pustą szafę, ponieważ niektóre ubrania oddałem do pralni.
Zastanowiło mnie gdzie się podziewa reszta moich ciuchów i tutaj przyszło
olśnienie!
-Czarna, Blondi! Kto przyszedł?- zapytała Hermiona wychodząc
z łazienki odziana w koszulkę arystokraty.
-Widzicie? –Smok zwrócił się do pozostałych dziewczyn, na co
one zachichotały i zniknęły w odmętach garderoby z dodatkami.- Pani Niezdaro
czy byłaby pani taka miła i ofiarowała mi jedną z moich górnych części
garderoby, ponieważ omyłkowo oddałem wszystkie do pralni.
-Zapraszam!- Misia dała znak ręką, żeby podążał za nią do
garderoby z ubraniami, przeszli parę alejek i oczą arystokraty ukazała się cała
ściana pokryta wieszakami z koszulkami, bluzami, płaszczami i marynarkami
Smoka.
Hermiona wyciągnęła dwa wieszaki, przyłożyła do ciała arystokraty
i pokiwała z uznaniem głową.
-Ubierz!
-Serio?- Dracze popatrzył z powątpieniem na granatową
koszulkę i szarą marynarkę.
-Serio. Zmień jeszcze spodnie na czarne i załóż granatowe
trampki. Nie musisz dziękować!- była Gryfonka wypchnęła go z garderoby pewna,
że teraz się jej posłucha.
Był to ostatni dzień ich edukacji w Hogwarcie. I właśnie
przez cały ten dzień żeńska część szkoły z większą niż zwykle zazdrością
patrzyła na Ślizgonkę, która za każdym razem jak to zauważyła szeptała mu do
ucha słowa, na które Smok zawsze uśmiechał się szeroko:
-Albo przestanę Ci wybierać ubrania, albo stanę się
zazdrośnicą.
Rok po ukończeniu Hogwartu Draco i Hermiona pobrali się. Na
Miesiąc Miodowy odjechali w karocy z czarnymi końmi, żeby być oryginalniejsi. Dwa
lata po ślubie Mia i Megan Mafoy kłóciły się, o to która z nich będzie
prowadzić wózek z małym Max’em Malfoy’em.
Trzynaście lat później, podczas piętnastej rocznicy ślubu
Malfoy’ów do ich domu zjechali się Państwo Zabinii w składzie: Luna, Blaise,
trzynastoletnia Lucy i szesnastoletni Luke oraz Potter’owie: Harry, Pansy,
piętnastoletni Dominic, siedemnastoletni Daniel, dwunastoletni David i
trzyletnia Diana.
-Jako założyciel fanklubu Dramione pragnę ogłosić, że po
siedemnastu latach morderczej harówy udało mi się skończyć film o tytule ‘Kochać
i być kochanym’! A teraz zapraszam! –po wypowiedzi Blaise’a światło zgasło, a
film zaczął się wyświetlać.
W roli głównej
Dramione i inni. Film ten był jak wszystkie wspomnienia wyświetlane na dwugodzinnym
filmie. Czasami były to naprawdę wzruszające sytuacje, czasami Pansy czy Luna ze
znudzenia wystawiały język czy pokazywały inne miny do kamery, a innym razem
rozwijały się wątki poboczne jak miłość Luna-Blaise czy Pansy-Harry. Na koniec,
ku zdziwieniu publiczności pokazał się jeszcze jeden filmik.
-Draco! Daj mi tą kamerę. No dobra, połóż tutaj! –słychać było
głos Hemiony.
-Dobra, już! Siadamy! –powiedział Draco. -Skoro to oglądamy
to prawdopodobnie mamy jakąś ważną rocznicę i Diabeł wreszcie wziął się w garść
i skleił ten film w jedną całość.
-Sądzę, że nawet nie oglądając tego filmiku wklei go do
naszej historii, więc hej Diabełku!
-Przejdźmy do rzeczy. Jeżeli tam jesteś moja lub mój lub
moje pierworodne dzieci to chcę wam pokazać, że wasza mama właśnie ma Cię lub
Was w brzuchu.
-I strasznie kopiesz lub kopiecie, Draco mówiłam, żeby
zapytać magomedyka ile dzieci i o jakiej płci mam w brzuchu! –Hermiona zwróciła
się do męża.
-Nie przerywaj mi kobieto!- zaśmiał się arystokrata. -Chciałbym
powiedzieć, że moje córki, córka, synowie lub syn mają stanowczy zakaz
zakładania się o cokolwiek z Zabini’mi i Potter’ami, bo nasza historia wyszła
szczęśliwie, ale mogłoby się to potoczyć inaczej –w tym momencie Mia, Megan i
Max dały dyskretne, oczywiście bardzo widoczne, znaki do innychdzieci, a nawet
do dorosłych.
-Smoku! Mam wspaniały pomysł! Nazwijmy nasze dzieci tak, aby
miały one takie same inicjały, przynajmniej póki nie wyjdą za mąż. Prooooszę!-
poprosiła z błagalną miną.
-Dobrze, kochanie. Przepraszam was, moje dzieci.
-Chciałam też powiedzieć, że siódmy rok w Hogwarcie był
najlepszym co mnie w życiu spotkało razem z każdym innym rokiem. Jeżeli los da
wam szansę, aby kochać, należy ją wykorzystać.
-A jeśli jednak okaże się, że macie możliwość bycia kochanym
to proszę was, nie marnujcie jej.
-Po prostu kochajcie i bądźcie kochani, bo to jest droga do
szczęścia.
-Żegnają państwa Draco…
-I Hermiona!
-Znani także jako Dramione. To właśnie nasza historia –powiedzieli
równocześnie, a film się skończył, no prawie.
-A El Diabeł jednak oglądnął ten filmik –zaśmiał się młodszy Blaise na ostatniej scenie w filmie.
Pięcioletnia Hermiona Granger wraz z rodzicami udała się w
stronę wyjścia z kina.
-Mamo! Ten film był super! –ekscytowała się dziewczynka
nieświadoma, że to jest właśnie jej przyszłość.
*Odium –łac.
nienawiść, zaklęcie wymyślone przeze mnie na potrzeby miniaturki.