Nie jestem zadowolona z tego rozdziału. Wiem, że jest krótki, ale tak dużo się w nim dzieje, że od godziny zastanawiam się co mogłabym jeszcze dopisać, ale nic mi się nie klei...
Kilka osób pytało mnie o następną część miniaturki, chociaż ja jej nie przewidywałam xD
Głosujcie w ankiecie czy mam pisać kolejną część czy nie :)
Bardzo proszę o komentarze!
&&&
Cofnijmy się 4 lata wstecz…
-Nie Ron, to koniec. Nie kocham cię, ten związek byłby bez
sensu!
-Ale… miłość przyjdzie z czasem!
-Ronaldzie, skończyłam!- Hermiona odeszła szybko od
rudzielca i teleportowała się do domu rodziców.
Kilka
tygodni później wracała samotnie z imprezy, gdy poczuła wielką dłoń na ustach,
a następnie została zaciągnięta w ciemny zaułek. Po chwili została popchnięta
na ziemię, a napastnik w kapturze, który zasłaniał jego twarz, zaczął rozpinać
pasek. Kiedy próbowała wstać została uderzona w twarz, przez co znowu leżała na
ziemi. Nie mogła podejść do torebki, aby wyciągnąć różdżkę, nie dawała rady się
wyrwać. Jej brudna sukienka leżała rozerwana kilka metrów od niej, a napastnik
przycisnął ją do ściany. Po twarzy Hermiony ciekły łzy, ale udało jej się
zauważyć pełne żądzy spojrzenie. Bielizna została z niej zerwana i chwilę
później poczuła rozdzierający ból, lecz gdy krzyknęła kolejny raz została
uderzona w twarz i usłyszała syk przy uchu Zamknij
się, szlamo., następnie była już tylko ciemność.
Nie wiedziała jak, ale udało jej
się resztkami sił dotrzeć do domu. Spędziła pod prysznicem półtorej godziny,
ale mimo to i tak czuła się brudna. Psychicznie.
Ciągle myślała nad tożsamością jej napastnika. Była wręcz pewna, że go zna. Te
oczy… W tym stanie nie mogła ich dopasować do żadnej ze znanych jej twarzy,
więc postanowiła się przespać.
Po paru dniach nadal czuła się
cała obolała, a do tego coraz częściej miała nudności. Zaniepokoiła się
dopiero, gdy okres spóźnił jej się o dwa tygodnie. Szybko teleportowała się do
Munga, gdzie przebadał ją magomedyk. Gratuluję,
jest pani w ciąży. Nie wiedziała, że to zdanie wywoła w niej aż taki szok.
Osiem miesięcy później urodziła córeczkę, Hope. Jej nadzieję, że wreszcie coś w
jej życiu się zmieni i ten ogromny pech, jaki prześladował ją od zawsze, minie.
Kiedy zobaczyła rude włoski dziewczynki, jej umysł zalały obrazy z takimi
samymi oczami jak napastnika. Ronald
Weasley. Chcąc temu zaprzeczyć wykonała w tajemnicy badania na ojcostwo.
Postanowiła powiedzieć o tym jedynie przyjaciołom, którzy wiedzieli o Hope.
Harry, Neville i Blaise obiecali wychować ją jakby to była córka każdego z
nich, a dziewczyny pomóc przy wszystkim. Ron dla nikogo już nie istniał.
Powrót do regularnego czasu opowiadania.
Po wyjściu Bianki i Alex,
małżeństwo Zabinich zostało, aby jeszcze trochę porozmawiać, a Draco udał się
szukać dobrego wina na kolejną pogawędkę.
-Mionka, może odwiedzisz rodziców? Mama na pewno się
ucieszy!- wyszczerzył się Blaise.
-I tak miałam za niedługo do nich jechać odebrać Hope.
-Hope? –zapytał Draco wchodząc do pomieszczenia.
-Misia… Musisz mu powiedzieć, Hope nie będzie przesiadywała
u waszych rodziców cały czas, żeby tylko Smok się nie dowiedział- powiedziała
Pansy patrząc wymownie na Granger, za niedługo znowu Zabinii.
-Masz rację. Malfoy, lepiej usiądź- opowiedziała mu całą
historię.- Teraz Hope ma trzy latka i podczas remontu przesiadywała u rodziców
Diabełka…
-Ejej, Mała, błagam cię nie płacz. Cieszę się, że ktoś
zamieszka w tym twoim tajnym pokoju, do którego zabraniałaś mi wejść- Draco
przytulił byłą Gryfonkę i otarł jej łzy, które nagle zaczęły wypływać z oczu
kobiety.
-To… To wszystko… Mnie przerasta… Całe moje życie to wzloty
i upadki… Dzieciństwo miałam wspaniałe, była tam Bianka, Alex, Blaise i ty… A
potem wszystko się zmieniło, nie pamiętałam was… Później dostałam list ze
szkoły -Pans i Blaise cicho wyszli z mieszkania nie chcąc przeszkadzać w tej
rozmowie.- W Hogwarcie zawsze kiedy było dobrze, coś się psuło, wojna, wygrana…
Zerwanie z Ronem, potem ten gwałt, wyjazd z dziewczynami… Hope, i teraz to
wszystko… Pomóż mi, Draco…
-J-ja? –zawahał się- W czym mam ci pomóc?
-W uporządkowaniu tego bałaganu…
- Pamiętasz jak byliśmy mali i moja mama kazała mi sprzątać
pokój, a ty zawsze pomagałaś? Teraz moja kolej, żeby ci pomóc, Mała- uśmiechnął
się i spojrzał jej w oczy, po czym przytulił ją do siebie i szepnął jej do
ucha.- Dasz radę, wierzę w ciebie…
-A jak ja w ciebie wierzę to już nikt więcej nie musi, bo
moja wiara zastąpi cały świat- dokończyła z nim wycierając resztki słonych
kropli z twarzy.- Przypomniałeś sobie?
-Nigdy nie zapomniałem, ten głos odzywał się zawsze, kiedy
już miałem zwątpić w siebie.
&&&
Mimo
obecności całej piątki przyjaciół z dzieciństwa, stojąc przed domem państwa
Zabinich, Hermiona cała się trzęsła ze strachu.
-Misia, czego ty się boisz? Przecież Hope regularnie
odwiedza ciocię i wujka, więc ty ją przyprowadzałaś, tak?
-No tak, ale to zupełnie inna sytuacja. Teraz mają się
dowiedzieć, że jestem ich córką, a Hope to ich wnuczka.
-Przecież oni już od urodzenia ją tak traktują!- uśmiechnął
się pokrzepiająco Blaise.
-Wchodzimy?- zapytała cicho Alex.
-Tak- odpowiedziała pewnie Miona, ale po zrobieniu kilku
kroków obróciła się i cofnęła.- Nie, nie idę tam.
-Długo jeszcze zamierzacie tak stać czy wreszcie wejdziecie
do środka?- usłyszeli głos Amandy, która pojawiła się w oknie.
-Mama!- zawołała malutka rudowłosa dziewczynka, po czym
rzuciła się na szyję Hermionie.
-Hej, Aniołku- uśmiechnęła się i pocałowała ją w głowę.
-Cześć wujku Diable! –Hope podeszła do Blaise’a i wystawiła
mu rękę do przybicia piątki, a gdy on się zamachnął odsunęła ją i wyszczerzyła
do niego.
-Mówisz Aniołek, Misia? -spojrzał na najmłodszą siostrę z
powątpieniem.
-A was nie znam- dziewczynka spojrzała podejrzliwie na
resztę młodych dorosłych.
-Hope! To niegrzeczne!- upomniała ją Hermiona.
-Hej, jestem Draco, ale przyjaciele mówią mi Smok- ukucnął
przed nią i wyciągnął przed siebie dłoń, którą rudowłosa uścisnęła i potrząsała
zawzięcie.
-Masz fajne włosy, lubię cię.
-Jestem Alex, siostra Draco- blondynka lekko poczochrała
włosy Hope, na co ta jeszcze bardziej poszerzyła swój uśmiech.
Zaraz potem przeniosła swój wzrok na Biankę i zamyśliła się.
-Dlaczego ukradłaś wygląd mojej mamusi?
-Jestem Bianka, siostra Blaise’a i… twojej mamy- spojrzała
niepewnie na rodziców.
-Słucham?- zapytała Amanda.
-Hermiona to… To Lena- wytłumaczył Diebeł.
-Naprawdę?- Raphael spojrzał na byłą Gryfonkę, która
potwierdziła to skinieniem głowy.- Przez tyle lat byłaś tak blisko, a my tego
nie zauważyliśmy? Co z nas za rodzice?
-Raph… Spokojnie, wiesz przecież, że za dużo razy rzucaliśmy
Oblivate, widocznie takie są tego
skutki. Nie mogę uwierzyć, że to ty kochanie- przytuliła Hermionę.- Oh, wybacz…
-Nic nie szkodzi… Mamo…- łzy wzruszenia stanęły Amandzie w
oczach i ponownie przytuliła kobietę.
-Wujku Smoczusiu, czy to znaczy, że babcia i dziadek są
moimi prawdziwymi babcią i dziadkiem?
-Dokładnie tak, Angel- zaśmiał się Draco.
-Angel? Hmm, ładnie. Coraz bardziej cie lubię wujku
Smoczusiu!
Kilka
godzin później Malfoy teleportował się do hollu mieszkania z dwoma Grenger’ównymi
lub Zabini’ównymi -jak kto woli- ze śpiącą Hope na rękach. Położył ją do łóżka
w pokoju, do którego wstęp dotychczas był dal niego zakazany. Ściągnął jej
buciki, przykrył kołdrą i pocałował w czółko. Wychodząc stanął w drzwiach,
szepnął Dobranoc, Hope, nasza mała
nadziejo, nasz Aniołku. i zgasił światło w biało-niebieskim pokoju
przypominającym niebo.